Ignatius Ignatius
345
BLOG

Black River: Trash - Recenzja

Ignatius Ignatius Kultura Obserwuj notkę 2

Trash jak nazwa wskazuje jest płytą śmietnikową, będąca kolekcją utworów nie wydanych z bliżej nam nie znanych przyczyn. Łatwo można się przejęzyczyć i będzie Thrash,  co ciekawe trochę tego Thrashu się znajduję na tej płycie, naprowadzając nas ku odpowiedzi dlaczego te utwory po selekcji nie weszły na debiut ani na Black’n’Roll.  Pamiętam jak zaplanowali wydanie tej kompilacji wydawało mi się, że najatrakcyjniejsza będzie komiksowa okładka. Z drugiej strony muszę przyznać, że lubię takie muzyczne śmietniki, zawsze się znajdzie jakaś perełka czasem nawet nie jedna.

 

Garażowe fałszujące intro i pustynny jeździec nadjechał bardzo ciekawy utwór instrumentalny, idealny na otwarcie którejkolwiek Czarno Rzecznej płyty z naciskiem na jedynkę. Ciepłe brzmienie wszystkie instrumenty chodzą jak w zegarku, dobre riffy i jeszcze lepsza perkusja czyli Black River pełną gębą. Mocna końcówka, panowie do pieca dorzucają aż miło i szkoda, że tak się to szybko skończyło.

„Out of Control” melodyjny riff na początek wtóruje melodyjnemu wokalowi Taffa utwór bardzo szybki nie to co mieliśmy do czynienia na Black’ n’ Roll. Kawał solidnego Heavy Metalu, potencjalna przyszła płyta(gdyby kiedykolwiek tak miała powstać) mogłaby mieć coś z klimatu tego utworu. Miodna  solówka a po nim miażdżący riff i wysokie rejestry wokalisty na sam koniec.

Akustyczna wersja „Free Man” z debiutu od razu kojarzy się z bonusową akustyczną wersją „Silence”. Tutaj z „Free Mana” zrobiono balladkę, mocno przesłodzoną i nie umywającą się do pierwotnej wersji. Ogólnie dobrze, ze muzycy potrafią się odnaleźć w tego typu patentach i lubią eksperymenty ale po co robić jeszcze wersję Orchestration?

Po akustycznym brzdąkaniu czas na coś mocniejszego w postaci „American Way”. Osadzony w średnim tempie z miażdżącą sekcją rytmiczna Daraya i  Oriona. Taff jak to Taff ciekawie eksperymentuje sowim głosem i szkoda, ze jego losy tak się potoczyły jak wszyscy wiemy.  W Black River i Rootwaterze był potencjał a oba zespoły na pewno nie powiedziały ostatniego słowa będąc na bardzo dobrej drodze by odnieść sukcesy nie tylko w Polsce.

„Symetry” inspirowany więziennym dramatem Konrada Niewolskiego o tym samym tytule. Thrashowy zapiaszczony riff i ostry skandowany wokal przeplatany melodyjnym śpiewem. Miło trzaskają się talerze Daraya, trochę niepotrzebne jest zwolnienie w połowie ale na szczęście szybko wszystko wraca do normy by na końcu zaskoczyć.

Dziwną miniatura jaką jest „Locomotiv” to ewidentne intro prawdopodobnie do Black’n’Roll trzeszczy niczym stary winyl z tytułową lokomotywą która się rozpędza wraz z lampowym brzmieniem gitary.  Nic specjalnego utwór zbędny ale cóż jak się miał zmarnować to go chociaż na śmieci wrzucono.   

Następny utwór z mocno oklepanym, wiecznie aktualnym tytułem „Liars”. Mocny ciężki wstęp  thrashujące a nawet groovowe gitary, jakby zniekształcony ponakładany wokal Taffa. Najszybszy utwór nie tylko na tej płycie. Na pewno najbardziej czadowy i dobrze że został wydany bo taki hicior się nie mógł zmarnować. Ewidentnie słychać, że był przeznaczony na debiut, słychać też, że muzycy z nie jednego pieca chleb jedli.  Mają doświadczenie zdobyte w  czołowych ekstremalnych zespołach, w których grają do dziś. Sama idea odskoczni od Death czy Black metalowego wygaru na rzecz klasyczniejszego metalu osadzonego w rock’n’rollu nie jest niczym nowym nawet w Polskich realiach jak np. Heavy Metalowy Panzer X lidera Vader.

 „Unlucky in Hell” to znany z drugiej płyty „Lucky in Hell” z innym mixem, cięższym wręcz przytłaczające brzmieniem, który na mój gust brzmi zbyt syntetyczne. Końcówka kojarzy mi się z grungem. Obok „Locomotive” i akustycznego „Free Man” jest to najsłabsza pozycja. Na koniec studyjnej części albumu dostajemy drugą wspomnianą wersję „Free Man”. Według mnie jest zdecydowanie lepsza niż akustyczna ale wciąż nie umywa się do oryginału. Trochę pachnie progresem, zdecydowanie więcej się dzieje niż w wersji akustycznej chodź z drugiej strony znów momentami sztucznie to brzmi.

„Napierdalać Kurwa! Napierdalać! Napierdalać! Napierdalać!” wprowadza w alkowy polskich gigów. Trash zamykają koncertowe utwory zarejestrowane w Warszawskiej Stodole: „Too Far Away” reprezentujący „Black’ n’Roll” i pozostałe dwa to killery z debiutu „Punky Blondie i „Night Lover”. Jakość nagrań jest poprawna trochę wokalu Taffa mało słychać ale tak to jest porządku. Warto w tym momencie wspomnieć, że Black River był typowo koncertowym zespołem, który roznosi sceny w drzazgi. W sumie dobrze, że fragment koncertu znalazł się na tej płycie(album koncertowy to byłoby coś) zwłaszcza dla tych którym nie dane było nigdy widzieć Black Rivera na żywo. Dzięki tym trzem utworom mają namiastkę tego jakim wodzirejem jest nieodżałowany Maciej i jaki był odbiór zespołu na koncertach. Pure Black’n’Roll!

Ignatius
O mnie Ignatius

♤Everything louder than everyone else♤ Entuzjasta hard'n'heavy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura