Gazeta Wyborcza triumfalnie ogłosiła, iż śledztwo prokuratury IPN wykazało, że dokumenty poświadczające to, że Lech Wałęsa była agentem SB zostały sfabrykowane w latach 80 i były wykorzystywane dla uniemożliwienia otrzymania przez Wałęsę Nagrody Nobla. Wyborcza łączy to z publikacją Popart Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza „SB a Lech Wałęsa” i stwierdza „Pomimo sprawdzania prawdziwości zarzutów [o sfabrykowaniu dokumentów] w tym samym roku [2008] IPN wydał książkę "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", zawierającą tezę o współpracy Wałęsy z SB. Jej współautorem był Sławomir Cenckiewicz. Historyk dowodził m.in., że wstępna analiza dokumentów przeprowadzona w 2003 r. pozwalała postawić tezę o współpracy Wałęsy z SB, a dalsze prace nad weryfikacją dokumentów tezę tę potwierdziły”.
Rzecz w tym, że obecne ustalenia IPN w żadnej mierze nie kwestionują ustaleń Cenckiewicza i Gontarczyka. Co więcej, w ich książce mowa jest o fałszowaniu w latach 80. dokumentów związanych ze współpracą Wałęsy z SB. Obecne bowiem informacje dotyczą – zgodnie z ustaleniami Cenckiewicza i Gontarczyka – prób przedłużenia współpracy Wałęsy z SB. Okoliczność, iż SB próbowała skompromitować Wałęsę wobec Komitetu Noblowskiego fałszywymi dowodami jego współpracy, był znany od dłuższego czasu i nie budził wątpliwości.
Dlatego też aktualne ustalenia IPN nie podważają dotychczasowych ustaleń historyków w sprawie Wałęsy. Metoda prowadzenia dokumentacji przez SB wykluczała zresztą możliwość fikcyjnej (a także prawdziwej) wstecznej rejestracji agenta. Można było – co najwyżej – fikcyjnie zarejestrować agenta w dacie jego rzekomego pozyskania (a nie np. w roku 1981 „wykreować” współpracę od 1971 r.). A zatem już na początku lat 70. SB musiałaby przewidywać, że Lech Wałęsa zostanie wybitnym opozycjonistą, kandydatem do Nobla i głównym przeciwnikiem władzy, na którego warto mieć haki. Odrzucając natomiast tezę, iż SB miało w swych szeregach jasnowidzów (czemu przeczą inne wydarzenia z dziejów tej służby), trzeba uznać, iż sfałszowanie w latach 80. działalności Wałęsy mogło polegać wyłącznie przedłużeniu współpracy Wałęsy poza rzeczywisty okres, a zatem sfabrykowaniu dowodów świadczących, iż Wałęsa (który zapewne zakończył współpracę w drugiej połowie lat 70.) współpracował także w latach 80. (tj. współcześnie do dokonanego fałszerstwa) i dołączeniu nich do istniejącej już dokumentacji Wałęsy.
W istocie omawianą sprawę można rozumieć dokładnie na odwrót, niż chce tego Gazeta Wyborcza: jest ona dowodem, iż sfałszowane akta dają się zidentyfikować i ustalić. A zatem, że nie można na tej podstawie deprecjonować całości zawartości archiwów IPN. Dokumenty SB są więc wiarygodne, jako że podlegają one weryfikacji z punktu widzenia ich prawdziwości.
Co do samego Wałęsy zaś, to warto powtórzyć tu bardzo celną opinię Jacka Kurskiego: „Naprawdę, to nie jest tak, że bohaterowie muszą być nieskazitelni. Można być bohaterem, pomnikową postacią w historii Polski, i jednocześnie mieć swoje słabości, swoje winy i swoje grzechy, które się później przezwyciężyło lub nie”. I czas by Wałęsa i jego aktualni sojusznicy (a niedawni wrogowie) zrozumieli, że o wielkości Wałęsy świadczy to co zrobił w roku 1980 i później, a nie chwile jego słabości wcześniejsze. Święty Piotr zaparł się Chrystusa i Ewangeliści ani pierwsi Chrześcijanie nie widzieli powodów by tę okoliczność przemilczać, zatajać albo kwestionować jej prawdziwości. I nie przeszkodziło to Świętemu Piotrowi stać się Opoką Kościoła. Bo taka jest natura i kondycja ludzka.