Zamknięta
w kleszczach ścian
czekam
na trzask drzwi.
Lęk powraca
czy będzie miły
czy normalny - wściekły.
Pięścią w brzuch
bez śladów.
Łzy już nie płyną
wyschły ze źródłem nadziei.
Pretekst jak zwykle
problemy w pracy,
źle postawiony talerz,
ponura mina,
uśmiech nie taki.
Walka o minuty spokoju
trwa od lat.
Podbite oko
potknięcie w łazience.
Wymuszony seks
norma - gwałt.
Świat wiruje mi
nad przepaścią,
stracone życie.
Zdrady już nie bolą.
Prę dzień za dniem
w ciągłej huśtawce zdarzeń.
Rozpacz zaciska mi zęby,
dusza krzyczy.
Usta milkną wystraszone
szyderstwami męża.
Ogień oczu ciska pioruny
w pustkę jego spojrzenia,
dodaje bezsilności
mojego upodlenia.