st.joseph st.joseph
745
BLOG

Człowiek widziany oczami ewolucji.

st.joseph st.joseph Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 27


         

 

Gdyby lwy, woły lub konie posiadały sztukę człowieczą,

I malować czy rzeźbić umiały swych bogów postacie,

Obraz by powstał niechybnie lwom, koniom, wołom podobny,

Jak gdyby taki właśnie bogowie musieli mieć wygląd.

-Ksenofanes

 

 

 

 

            Temat ewolucjonizmu w Polsce, zarówno w sferze filozoficznej, jak i stricte , jest tematem mało popularnym, można by rzec wręcz obcym. Ciężko by doszukać się jakiegoś filozofa, ewolucjonisty, który by oparł swój system filozoficzny jak to robił na przykład Herbert Spencer, czy amerykański pragmatyk William James i wyciągnął z tego jakieś twórcze konkluzje, czytaj, przeniósł na inna dziedzinę ludzkiej aktywności, wyrwał z objęć biologi i nadal jej wartości uniwersalnej, czy uprościł, wytłumaczył, jak to zrobił Richard Dawkins, lub znajdujący się po całkiem innej stronie „metafizyk” Hoimar von Ditfurth. Prawda jest, ze generalnie w polskiej filozofii, w ogóle ciężko mówić o filozofach systemowych, „racjonalizujących”, wnoszących, bądź rozwijających jakieś pierwotnie nie ukształtowane idee.  To czyni polska filozofie mało atrakcyjna. Ewolucjonizm, jak zaznaczyłem, jak i systemowa filozofia, która koegzystuje z nauka i nie jest ślepa na jej owoce, a ponadto nie zakładająca nic a priori praktycznie nie istnieje, dlatego, z punktu widzenia zadanej mi pracy, każda taka filozofia, nie kusi i nie będzie uwzględniana, szczególnie, kiedy odnosi się ona do kwestii moralnej, przykazuje nam co robić, kiedy rości sobie prawo i miano imperatywu. Jak mawiał ostatni wielki filozof Friedrich Hegel: „Ein Philosophieren ohne System kann nichts Wissenschaftliches sein[1] ,to pewien wymóg, który sobie postawiłem. System wymaga wzajemnej implikatury, wszystko co głosi, musi wynikać bezpośrednio z siebie, nie może zakładać nic, ponadto, co sprawdzalne doświadczalnie.  Próba określenia, opisania, jakiejkolwiek koncepcji człowieka, wyrwanej z ram takiej struktury staje się  wybiorcza, nieuzasadniona logicznie i nie oparta w faktach, z racji tego stanu, powinna zostać pominięta. Owa wybiorczość, uzasadniam primo formatem pracy, oraz gdyby to nie wydawało się przekonywujące, jej sensem. Sensem, czyli czymś co  uniemożliwi bajkopisarzom naruszanie formatu tej pracy. Mam na myśli przede wszystkim ograniczenie spektrum dyskusji, do osób w temacie obeznanym. Dziwnym przecież by było, gdyby o atmosferze Wenus rozprawiali poeci, a o poezji matematycy, zaś architekci, czy malarze, przeprowadzali transplantacje serca. Tak samo o żywych organizmach powinni rozprawiać specjaliści, filozofowie przyrodnicy, biolodzy, czy po prostu ludzie, dla których liczy się prawda. Bowiem, przy opisie rzeczywistości, a taki musi być obraz człowieka: realny, obiektywny, a nie wyidealizowany, czy dostosowany do samej koncepcji, licznych ideologii ( jak to czynili marksiści), czy religii musi występować twardy empiryczny fundament dostępny po uprzedniej analizie i przy głębszej refleksji, dla każdego. Coś czego nie da się zanegować, pewnik, porównywalny z kartezjańskim Cogito, taki punkt, który będzie nam mówił, ze to czym się zajmujemy, to nic innego jak mówienie prawdy. Takim pewnikiem jest właśnie fakt, ze jesteśmy organizmami żywymi, ze posiadamy D.N.A w którym zapisano historie naszych przodków, historie materii, która nas konstytucje, ze zatrzymanie procesów fizjologicznych, jest równoznaczne ze śmiercią. Między innymi dla tego przy probie opisania człowieka, nie będę zajmował się dociekaniami takich osób jak dajmy na to Ks. Jan Twardowski, (z całym dla nich szacunkiem), podobnie z dystansem traktuje Alfreda Tarskiego, oraz innych, filozofów, poetów, czy „szarych” logików. I powtórzę, nie dla tego, ze jest nieciekawa, czy pozbawiona walorów. Jako taka, jest nieatrakcyjna, bo nie ma żadnych racjonalnych przesłanek, dla których człowiek, o którym głosi, to człowiek, którym jesteśmy...

Inaczej ma się zaś sprawa w świecie nauki, dziedziny ludzkiej działalności, która ewolucjonizm po prostu w oparciu o fakty, przyjęła. Uznała za oczywistość. Na tym jednak koniec, nauka milczy, niczego nie dowodzi ( bo po co), nie próbuje historycznie zbadać, jakie zachowania przysporzyły homo sapiens korzyści ewolucyjnej, sprzyjały rozwojowi, a jaki nie. Niestety, pomija się tu wtedy zasadnicze kwestie, które sprawiają, ze nauka, nie uzyskuje autonomii względem filozofii i nadal jej potrzebuje, (co wielu filozofów przyjmuje z radością). To własnej w skutek tej nieodpowiedzialności, człowiek ciągle pozostaje plastelina idei i światopoglądów.  Zniewoleni przez ten feudalny układ naukowcy, czy przyrodnicy, boja się wypowiadać na tematy moralności, czy etyki, widząc jakoby świat natury, który nas powołał do życia, nie oferował nic dobrego, był zimny, mroczny i był pełen przemocy. W taki sposób sygnalizuje się, ze etyka, powinna posiadać nienaturalistyczna  istotę. W powyższym tekście, chce zasygnalizować, ze tworzenie jakiejkolwiek etyki, czy koncepcji człowieka, z wyłączeniem nauk takich jak biologia, jest nie możliwe.  Spróbujmy to zrobić za nich. To całkiem świeży grunt, nikt tego nie robił w Polsce przed nami.

 

         Zacznijmy po kolei. Człowiek, czym jest? Co go rożni od zwierząt. Z punktu widzenia biologii niewiele. Większość badań wskazuje, że poznane przez nas i sekwencjonowane regiony kodu genetycznego,  pomiędzy szympansami i ludźmi, daje wskaźnik równy aż niemal 98,5[2] procentu identyczności. Rzeczywisty indeks podobieństwa, co trzeba zaznaczyć, waha się i zależy od rodzaju badan i przyjętych jednostek miary. Raport opublikowany w Proceedings of the National Academy of Sciences w 2002[3] zasugerował, że po przyjęciu  najbardziej rygorystycznych założeń wskaźnik ten wynosi nie mniej niż 95 procent podobieństwa. Ten ostatni raport, co z punktu naszego problemu, może być podważony głownie ze względu na to, iż liczne mutacje, które uwzględniał, mogły by i doprowadzić do podobnych wyników jeśli porównywalibyśmy ludzi ( czyli wewnątrzgatunkowy).

Inne ssaki, będą powoli się od tej liczby oddalały,  ale nigdy nie przekroczą magicznej bariery 70%. To oznacza, ze nasz najdalszy krewny ssak: mysz, w 2/3 dzieli z nami ten sam kod genetyczny, dla przypomnienia wspomniany Pan Paniscus, to praktycznie stosunek 1/1. Różnice jednak są, widać je gołym okiem. Ale czy na pewno? Argumenty na zasadzie „prymitywnego empiryzmu”, wynikające z powierzchownej obserwacji, lub będące następstwem „teologicznego” prania mózgu, można porównać do imperialistycznych ideologii, które zawłaszczały sobie prawo do podboju i zniewalaniu ludności kolonialnej. Idąc tym tropem myślenia, można by sobie założyć, ze: co prawda „murzyni” mogli nauczyć się mówić i pisać, ale przecież byli „co widać” prymitywni jak małpy. W przypadku zwierząt, szympansów, sprawa wygląda dość podobnie, i proszę zwrócić uwagę na analogie. Kolonizatorzy, jak i późniejsi „myśliciele” również odmawiali ciemnoskórej ludności „braku duszy”[4], „samoświadomości” i innych mniej lub bardziej wyszukanych cech, na podstawie których roszczono sobie prawo do przemocy i agresji. Autorytety teologiczne, moralne o kobietach mawiali:  „Kobiety są błędem natury... z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu... są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny...”[5] , lub „Mężczyźni stoją nad kobietami ze względu na to, że Bóg dał wyższość jednym nad drugimi (...). I napominajcie te, których nieposłuszeństwa się boicie, pozostawiajcie je w łożach i bijcie je! A jeśli są wam posłuszne, to starajcie się nie stosować do nich przymusu. Zaprawdę, Bóg jest wzniosły, wielki!”[6]

 

Ten specyficzny sposób myślenia, jest naszemu rodzajowi jakby wrodzony, bo takich rarytasów intelektualnych doszukać się wiele. Człowiek od zawsze pragnąć być wywyższany, różnić się do reszty, wyobcować się, rządzić światem i decydować co ma wartość a co nie, po prostu taka filozofie sobie wymyślił. Wymyślał sobie, ze został stworzony na podobieństwo Boga, lub ze świat został mu ofiarowany. Jak wielu ludzi buduje swój system wartości na tego typu ideach? A co jeśli to wszystko to fałsz? Czy to znaczy ze człowiek, staje się nagle bezwartościowy? Wielu tak chyba myli. Być może dla tego tak zacięcie walczy się  z Darwinem? Wracając do głównego wątku. Co jednak musi być na rzeczy. Cos musi ostatecznie różnic nas od zwierząt, ten „magiczny” jeden procent. Nie może to być tylko owłosienie, czy postura, bo jak wiemy, to wynik drobnej mutacji, jak rożnej w przypadku samego gatunku homo sapiens.  Równie dobrze mogli byśmy mieć sierść jak pies, i garbić się jak goryle, nasze DNA tego nie uniemożliwia, czy może inaczej, nic nie stoi na przeszkodzie aby tak mieć nie było. Dla czego? Cechy zewnętrzne, takie jak owłosienie, kolor oczu, czy inne, determinowane są przez czynniki zewnętrzne, natężenie promieniowania, temperatura itp. Jak wiemy, w rożnych epokach, ulegały zjawiska te licznym zmianom. Proces przemian, na tym poziomie, jest i musi być, o wiele szybszy, niż ewolucja pojmowana szeroko toteż, niekiedy jedna nieprzekraczalna bariera, na przykład rzeka, prowadzi w skutku niosących ze sobą zmian szanse do pojawienia się nowego gatunku, lub rasy. Rasy, takie choć jeszcze mogą wzajemnie się mieszać, cechują się zauważalnymi   (zazwyczaj) cechami, które wlasnie w skutek, możliwości łączenia, mogą w kolejnej generacji się  ujawnić, lub nie. Mogło by się wiec tak okazać, ze w skutek licznych zmian, nasz gatunek, zapewnił by przetrwanie tylko garbatych, mocno zarośniętych, jakże innych od tych jakimi jesteśmy dzisiaj ludzi. Gdyby jednak to zdarzenie miało miejsca, intelektualnie rozwinięci  jak dziś, zaś fizycznie wyglądali niczym troglodyci, to przyznać trzeba, ze taki antropocentryzm sobie byśmy wykształcili, ze nasz widok, uznalibyśmy za piękny i idealny, zaś innych, na przykład gołych zwierząt, za obrzydliwy, na zasadzie podobnej, do odczucia, kiedy widzimy gładkoskóra salamandrę meksykańską i wtedy tez byśmy mówili, ze bogowie, wyglądają jak my. Jak wyobrażali byśmy sobie (pomimo zakazu) Jahwe? Mówił już o tym cytowany na wstępie Ksenofanes. Pomińmy więc cechy zewnętrzne i powierzchowne. Niezależnie od tego co sobie powiedzieliśmy. Poszukajmy czegoś więcej. Czegoś pragmatycznego.

         Pierwsza rzecz, która mi się nasuwa to samoświadomość. Mówi się za Kartezjuszem, ze zwierzęta nie maja samoświadomości. Wcześniej, choć i dziś istnieje spora grupa ludności, która tak uważna, termin wyżej wspomniany, występował w analogicznej postaci „duszy”. Istnienie jej i wiara na tym oparta (duszy w rozumieniu potocznym) u ludzi jawi się jako niematerialna wersja „mnie”.  Wywodzi się od zmodyfikowanej wersji orficyzmu, która propagował Platon, oraz została na grunt Chrześcijaństwa zaadoptowana, przejęta głownie za sprawa św. Augustyna. Istnienie jakiejkolwiek niematerialnej wersji „nas” jest irracjonalne wiec nie będziemy się tym zajmowali W teologi chrześcijańskiej warta napomnienia jest tomistyczna koncepcja duszy, która za Arystotelesem, zmienia swój ontologiczny status, staje się raczej nazwa czegoś, niż faktycznie istniejącym bytem. Taka dusza, nie ważne teraz, czy wegetatywna, czy rozumna, ma się do stanu faktycznego, jak nazwa drzewa, do drzewa jako takiego. Jakościową różnica, pomiędzy człowiekiem a zwierzęciem, która sygnalizuje ten pogląd (brak u zwierząt duszy rozumnej), jest nieprawdziwy. Jak wynika z naszych wcześniejszych założeń, i całej syntetycznej teorii ewolucji, albowiem różnica pomiędzy nami a pozostałymi stworzeniami, ma charakter czysto ilościowy.

Ze samoświadomością jest już trudniej, nie możemy sobie ja pominąć. Jeśli człowiek to faktycznie jedyna istota samoświadoma, to faktycznie, można by w oparciu o ta informacje budować etykę, cala filozofie człowieka oderwana od ślepych praw natury, wtedy faktycznie mogła by ona być nienaturalistyczna. Ale czy tak jest na pewno? Oczywiście nie. Twierdzenie o tym, ze zwierzęta to tylko automaty, jest krzywdzące i pseudonaukowe. Już W 1994 odkryto, że bonobo rozpoznają same siebie w lustrze, czyli zdają tak zwany test samoświadomości[7]. Nieco później podobne eksperymenty powtórzono na gorylach, orangutanach, delfinach, orkach, słoniach, a nawet na ( co zważywszy na potencjalne możliwości intelektualne ptaków) europejskich srokach poszerzając przy tym krąg zwierząt „świadomych swojego istnienia”.

Szympansy jak i wiele innych rozwiniętych ssaków, nie mogą być zatem uznawane za bezmyślne, pozbawione świadomości maszyny. Jeśli bowiem chcielibyśmy się przy tym upierać. Wskazywać, ze zwierzęta nie panują nad swoja naturą, jak to czynią krytycy tej koncepcji. W takim razie musimy siebie uznać za podobne roboty, albowiem zwierzęta jak i my, w podobny sposób, reagują nieświadomie na liczne wahania hormonalne, czynniki stresogenne, czy inne procesy, które nami kierują. Nadmiar w produkcji testosteronu, dla przykładu, dość częste schorzenie, powodujący u mężczyzn niepohamowana agresje w wyniku której dochodzi często do nieświadomych ataków, gwałtów, czy generalnie form przemocy, i  analogicznie, w przypadku kobiet, chociażby podczas cyklu przedmiesiączkowego, częstokroć objawiającego się niekontrolowanymi skokami nastroju itp. Tak samo i zwierzęta, ulegają swoim determinantom, jedne mniej, drugie bardziej, w zależności od możliwości intelektualnych, co za tym idzie„wychowania” tłumią, bądź nie swoje instynkty. Mimo wszystko, sam fakt, jak staram się wykreślić, silnego wpływu instynktów,  nie może negować występowania świadomości u zwierząt, czy deklasyfikować ich względem człowieka. Co mogło by więc, różnic zwierzęta i człowieka. Czy można by więc stworzyć nienaturalistyczna koncepcje człowieka, na bazie faktu występowania u nas samoświadomości? Nie. Jeśli chcemy stworzyć taka koncepcje, musi być ona naturalistyczna, musi uwzględniać dane, które szczątkowo przywołałem.

         Powiada się, ze obok świadomości, kolejnym argumentem, który wyróżnia nas z pośród zwierząt są uczucia. To chyba jedna z  najbardziej chybionych tez. Uczucia, czy nazwijmy to pewnym altruizmem, są bardzo szeroko rozpowszechnione u ssaków. Istnieje teoria William D. Hamilton, która uzasadnia, na gruncie ewolucji tego typu czynników. Chodzi w niej o to, ze samolubne geny ( Dawkins) najzwyczajniej w świecie korzystają na tym, że pewne jednostki poświęcają się dla innych z nimi spokrewnionych, ponieważ przez to w populacji pozostaje większa pula genów. Z tego powodu zachowania altruistyczne częściej występują wobec jednostek ze sobą spokrewnionych, posiadających większą liczbę wspólnych genów. Tezę te umacniają twierdzenia socjobiologa Edward Wilsona, który mechanizm jednostkowy, przenosi na cale stada, a nawet rasy, czy gatunki. Niemal wzorowo pod tym względem wypadają wszystkie ssaki stadne, z silnie zaznaczona hierarchia. Przywiązanie stadne, wraz z zaistnieniem samoświadomości potęguję się. Tak rzecz ma miejsca w śród szympansów karłowatych. Wzajemne polowania, poświęcanie się dla członków stada, wypady z „przyjaciółmi”, zabawy w gronie bliskich, oraz opłakiwanie zmarłych[8], to tylko niektóre z wydawać by się mogło, typowo ludzkich zachowań. Nic bardziej mylnego. Szympansy, jako ten nasz podstawowy model, tego typu działania praktykują. Przyjaźń, miłość, i inne piękne idee, rozpatrywane przez pryzmat ewolucji, a zaznaczam, są one przez naturę: „profilowane”, być może nie są tak atrakcyjne, jakbyśmy tego chcieli, tak samo jak fakt, ze księżyc nie jest z sera, tylko z litej skały, powinniśmy uznać za fakt,  i zaakceptować. Czy można więc, w oparciu co napisałem, stworzyć ( i czy jest w tym sens) etykę emotywistyczna, koncentrująca się na uczuciach, z pominięciem naturalizmu i tego co dyktuje nam biologia? Jak widać, nie.

         Istnieje ostatnia propozycja na gruncie której można budować etykę i koncepcje człowieka. Jest nią rozumność. Zapewne wiele zwierząt cechuje niezwykły spryt i inteligencja. Wiele z nich działa co prawda instynktownie. Idealnym przykładem są kopce termitów, nie są one tworem inteligencji, a zaprojektowanego standardu zachowań, który poprzez wieki ewolucji został usystematyzowany przez dobór naturalny i choć, zawierają systemy klimatyzacji jakich nie powstydziły by się największe korporacje, posiadają swoiste „ogrody” w których hodowane są grzyby, służące później za pokarm, przedszkola itp. Są to zachowania, bez innowacji, ślepe. Tutaj, niewiele zwierząt, jest w stanie pochwalić się rozwojem technologicznym. Rozwojem, który powstaje z „podpatrzenia” i zakumulowania doświadczenia. To wymaga przekazu, najlepiej trwałego. To jakby to powiedzieć, wymagania, które my sami z trudem pokonaliśmy. Nasz gatunek, przez setki tysięcy lat, nie potrafił utrwalić takiego „podpatrzonego doświadczenia”. Dziś obecnie jednak jak wiemy, wiele się zmieniło. Obecnie w tej kategorii, niewiele zwierząt, ma możliwość konkurowania z człowiekiem. Inteligenty szympans, „above the average” osiąga około 60 punktów IQ, tyle co 24 miesięczne dziecko. Ludzie jedynie z silnym upośledzeniem, otrzymują porównywalne wyniki w wieku późniejszym. Średni, statystyczny mieszkaniec starego kontynentu jest nieco 2 krotne „inteligentniejszy” niż wymieniony przykładowy szympans. Inteligencja człowieka, mogła z tego co mi się wydaje, jedynie być katalizatorem do zachowań, które nazywamy etycznymi. Pojęcie dobra i zła, są tego następstwami. Prosty system kar, który pojawia się w śród zwierząt, u nas, uzyskał wielopłaszczyznowość. Wiele czynników, które zanim osiągnęliśmy swój poziom intelektualny, zostały wpisane w nasz gatunek, na listę warunkowa. Być może potem zaczęły żyć autonomicznie, powielając się, z czasem, jako rozbudowane systemy, budując fundament do ucisku i poddaństwa. Inteligencja, bowiem, nie tylko szukała źródła dobra, ale i właśnie wskutek swojego monopolu, stała się czymś co przez kolejne stulecia, rozwój człowieka hamowała, później jednak, dala mu zbawienie. Intelekt, jest dziś w stanie, wbrew wewnętrznemu dyktatowi genów, przeciwdziałać się mu wtedy, kiedy w jego mniemaniu, prowadzi to do czegoś złego. Człowiek mądry, to człowiek prawdziwy.  Inteligencja wiec, w moim przekonaniu, jest najbardziej autonomiczna względem natury elementem ludzkiego Dasein. Czy można budować etykę, a więc koncepcje człowieka, w oparciu o intelektualizm? I tak, i nie. Nie można oderwać się od naszej natury, nie można jej nie uwzględnić. Podstawowe definicje tego co dobre i tego co istnieć powinno, można wywieść bezpośrednio z praw natury. Można ja podpatrzeć, przeanalizować, a zegzemplifikowawszy wynieść na wyższe szczeble świadomości, tak oto budując etykę uniwersalistyczna.

         Konkluzja. Człowiek to zwierze. Nie zwierze społeczne, bo wiele takich zwierząt w przyrodzie. Nie jest to zwierze świadome, ani emocjonalne. Żaden z tych cech, nie jest na tyle rozbudowana i na tyle zarezerwowana dla naszego gatunku ,ażeby można było, w oderwaniu od świata przyrody cokolwiek o sobie orzekać, czy implikować. Duże analogie, które mam nadzieje wykreśliłem w formie na jaka pozwala powyższa praca, pokazują ten stan. Mam nadziej ze wniosek nasuwa się sam. Jedynie inteligencja człowieka stanowi narzędzie, które ma możliwość kategoryzowania doświadczenia. Pierwotny spadek procesu ewolucji, czyli wartości, które uznajemy za nam immanentne, nie mogą być patchowane[9] poprzez poetyckie twory. Problemem współczesnej etyki, jest jej nienaturalność, relatywność, słabość empiryczna. Inteligentni ludzie dzisiejszych czasów, uświadomieni, nie chcą być targani za sznurki przez mistyków i kapłanów. Świadomość faktu, ze człowiek z natury jest dobry, oraz ze czyny taki jak sprawiedliwość, troska, wierność, są przez dobór naturalny są profitowanie, jako fakt powinno zostać utrwalone w świadomości społecznej. Człowiek, co widzimy dzisiaj, jest zagubiony i rozbity. Jedni chcą go sobie wymysliec, z dala od natury, drudzy szukają dla niego miejsca w niebie.  Człowiek jest zwierzęciem inteligentnym, i to powinno stanowiąc podstawę jego egzystencji. Podpatrywanie przyrody, analiza i wyciąganie z tego wszystkiego wniosków, powinna być gruntem dla filozofii człowieka. 

Bibliografia


[1]    Georg Wilhelm Friedrich Hegel: Werke. Auf der Grundlage der Werke von 1832-1845 neu edierte Ausgabe. Redaktion Eva Moldenhauer und Karl Markus Michel, Frankfurt a. M.: Suhrkamp, 1979 (Theorie-Werkausgabe).

[2]    J Marks - Chronicle of Higher Education, 2000 - cabrillo.edu

[3]    Britten, R.J. 2002. 'Divergence between samples of chimpanzee and human DNA sequences is 5% counting indels.' Proceedings National Academy Science 99:13633-13635

[4]    Mason, Carol (2002). Killing for Life: The Apocalyptic Narrative of Pro-Life Politics. Cornell University Press. p. 30

[5]    Q92, art. 1, Reply Obj. Thomas Aquinas

[6]    Koran,rozdział 4, werset 4:34

[7]    Mirror test shows magpies aren't so bird-brained – life – 19 August 2008. New Scientist. Retrieved on 2011-03-04

[8]    http://news.sciencemag.org/sciencenow/2010/04/chimps-grieve-over-dead-relative.html

[9]    Patch ang.Łatka,patchowane oznacza w języku cybernetyki, udoskonalenie poprzez nadpisanie plików z informacja, o te nowsze i sprawniejsze treści.

 

 

 

 

st.joseph
O mnie st.joseph

Z wykształcenia filozof. Kocham logikę, oraz iście sokratejska ironie. Jestem wierzący, ale daleko mi do tego by stawiać prymat teologi nad empiria. Uprawiam sport: biegam i pływam, odwiedzam także siłownie. Od kilkunastu lat maluje. Ubóstwiam "szkodzką", oraz... kiduszowe wino. Jestem demokrata, o konserwatywno-liberalnym uchybieniu, ale w granicach zdrowego rozsądku. Biegle posługuję się językiem Niemieckim, Angielskim, oraz z troszka, hebrajskim, rosyjskim i łaciną.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie