isztar isztar
466
BLOG

Requiem Mozarta. Cz. I

isztar isztar Kultura Obserwuj notkę 9

„Mój plan był tak prosty, że mnie przeraził. Najpierw muszę mieć mszę dla zmarłych, a potem… …doprowadzić do jego śmierci” – mówi stary Antonio Salieri do księdza w znakomitym filmie Amadeusz Miloša Formana. Ciekawy wątek, jakoby winny przedwczesnej śmierci genialnego kompozytora był zazdrosny rywal, nie wyszedł bynajmniej od Formana. Przed nim wykoncypowali go już byli dwaj wybitni Rosjanie – Aleksander Puszkin i Mikołaj Rimski-Korsakow, którzy wspólnymi, można powiedzieć, siłami stworzyli o tym całą operę. Nie wiem jednak, czy którykolwiek z nich traktował ten pomysł całkiem na serio.

 

 

Ile z filmu Formana to prawda? – okazuje się, że niewiele, choć parę faktów się zgadza. Jest na przykład faktem, że Requiem d-moll – jedno z największych osiągnięć w tej kategorii, choć mszy żałobnych jest wiele i bardzo pięknych – zostało zamówione przez człowieka, który zamierzał sam podać się za jego autora. Faktem jest także, że Antonio Salieri nie cierpiał Mozarta, był o niego wściekle zazdrosny i razem z kilkoma innymi wpływowymi ludźmi ówczesnego Wiednia robił wszystko, by zaszkodzić jego karierze, vide intrygi wokół wiedeńskich przedstawień jego oper, m.in. Wesela Figara i rok później Don Giovanniego.

 

 

Cóż, nie był to pierwszy przypadek w historii, kiedy jeden już „ustawiony” nadworny kompozytor czuje się nagle zagrożony przez mocniejszego rywala. Sytuacji takich było bez liku na każdym innym dworze, i to grubo przed Mozartem. Jednakże nie sądzę, aby któryś z tych kompozytorów posunął się aż do mordestwa. Wielu być może w cichości ducha życzyło rywalowi szybkiej śmierci, ale w praktyce ograniczali się do mniej ekstremalnych środków. I choć pod koniec życia Salieri rzeczywiście przyznał się do zabójstwa Mozarta, to była to raczej już tylko chora projekcja obłąkanego, starego człowieka.

 

 

Zostawiwszy jednak na boku kwestię „sprawcy” i spekulacje, jak właściwie umarł Mozart i jak to się łączy z pisaną przez niego na krótko przed śmiercią mszą żałobną, wiadomo na pewno, że Requiem d-moll nie zostało napisane na zamówienie Antonio Salieriego, który z tym akurat dziełem Mozarta nie miał nic wspólnego – lecz niejakiego hrabiego Franza Walsegga zu Stuppacha, jako msza dla jego zmarłej żony. Walsegg zażądał, aby Mozart pracował nad Requiem w tajemnicy, gdyż tylko przy zachowaniu sekretu mógł podać się sam za jego kompozytora.

 

 

Kiedy człowiek od Walsegga – Franz Anton Leutgeb – przyniósł mu zamówienie, Mozart miał już dość dużo na głowie, zajęty pisaniem dwóch oper. Teatr w Pradze, gdzie premiery jego dzieł były zawsze fantastycznymi sukcesami (a w 1786 Wesele Figara uratowało wręcz Teatr przed plajtą), zamówił La clemenza di Tito. Dla swego przyjaciela Schikanedera zaś pisał już Mozart Czarodziejski flet. Jednakże, zamówienie od Walsegga poparte zostało sześćdziesięcioma dukatami, co wpłynęło z pewnością na „właściwe” ustawienie priorytetów kompozytora. Zwłaszcza, że przez jego lekkomyślny stosunek do pieniędzy i, powiedzmy to sobie szczerze, hulaszczy tryb życia, w domu Wolfganga i Konstancji Mozart nigdy się nie przelewało.

 

 

*

 

 

Konstancja twierdziła później, iż jej mąż miał cały czas wrażenie, jakoby Requiem było zapowiedzią jego rychłej śmierci. Trudno powiedzieć, czy tak było rzeczywiście. Znając charakter Konstancji z listów Wolfganga do ojca, można to uznać za nieco histeryczną przesadę. Choć, z drugiej strony, kto wie? Latem 1791 r. Mozart zdawał się być bardziej szczęśliwy, niż kiedykolwiek, zważywszy chwilowe uporządkowanie kwestii finansowej i kilka innych względów. Natomiast w końcu listopada nagle bardzo ciężko zachorował. Nie przestawał jednak pracować nad mszą.

 

 

 

4 grudnia w południe Mozart poczuł się na tyle lepiej, by razem z paroma przyjaciółmi-muzykami, wziętymi wprost ze świeżych jeszcze przedstawień Czarodziejskiego fletu, śpiewać fragmenty z Requiem, dla ułatwienia i przyspieszenia pracy. Benedikt Schack, tenor, który grał Tamina, śpiewał falsetem partię sopranu; alt śpiewał Mozart, zaś partię tenora – skrzypek Hofer, szwagier Konstancji, mąż jej siostry Josefy, która grała Królową Nocy. Partię basową natomiast śpiewał Franz Gerl, Sarastro z Czarodziejskiego fletu (jego żona, nota bene, grała Papagenę). Kiedy doszli do Lacrimosy, Mozart podobno nagle rozpłakał się i nie mógł się zmusić, by pisać dalej. Tej części napisał tylko osiem pierwszych taktów. Wieczorem stan jego zdrowia znów się pogorszył. Pięć minut przed godziną pierwszą w nocy, genialny kompozytor zmarł, mając niespełna 36 lat.

 

 

 

Mozart pozostawił wskazówki i szkice, mające dopomóc w dokończeniu dzieła jego uczniowi i przyjacielowi, Franzowi Xaverowi Süssmayerowi. Jednakże Konstancja przekazała rękopis swojemu znajomemu Josefowi Eyblerowi, aby uzupełnił partyturę. Eybler wziął nuty tylko po to, by przez długi czas u niego leżały, później coś nieznacznie przy nich podskrobał, a na koniec złożył broń i oddał je Süssmayerowi. Toteż najbardziej znana dzisiaj wersja – pomijając wersje Levina i inne dziwne opracowania – została rozpoczęta przez Mozarta, ledwo tknięta przez Eyblera i ostatecznie dokończona przez Süssmayera.

 

c.d.n.

isztar
O mnie isztar

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura