Jastek Telica Jastek Telica
2540
BLOG

Wyznanie religijne Jacka Żakowskiego

Jastek Telica Jastek Telica Polityka Obserwuj notkę 3

Po tym jak obejrzałem rozmowę Jacka Żakowskiego z Rafałem Ziemkiewiczem, ponownie sięgnąłem po chyba kluczowy tekst dla zrozumienia publicysty Polityki. Nie, nie publicysty, dziennikarza, Jacek Żakowski podkreśla ogromną różnicę pomiędzy tymi specjalizacjami. Bo wcześniej się tylko śmiałem, szczególnie wtedy, kiedy Autor nadmieniał o tych, którzy jego pisaninę czytają, że muszą podzielać jego poglądy.
Cóż, nieco się myli. I nie tylko w tym.
Bardzo pocieszająca jest w ostatnim czasie lektura wynurzeń publicystów i dziennikarzy broniących dorobku 25-lecia tzw. wolności. Trudno doprawdy o większą dawkę humoru niż zapoznawanie się z ich diagnozami i przepisami na sanację. Największa uciecha z tekstu Jacka Żakowskiego zaś wtedy, kiedy on namawia swoją rodzinę polityczną do podzielenia się dostatkiem z tymi zabłąkanymi owieczkami, którym powiodło się gorzej. Bo trzeba tych biedaków oświecić, nawrócić na słuszną drogę.

Dwa zasadnicze błędy, które jednoznacznie pokazują dlaczego plan sanacyjny profitowców systemu Okrągłego Stołu zadziałać nie może.

Jacek Żakowski uznaje za pewnik, że grupa jego współwyznawców charakteryzuje się wielką przedsiębiorczością i przenikliwością ekonomiczną, która pozwoliła jej uzyskać sukces po przemianach rozpoczętych w 1989 roku. Nie bierze pod uwagę uprzywilejowania tej grupy, która zapewniła jej wcześniejszy start, ni środków dopingowych, które przez cały czas zażywała, a mogła, bo kontrola antydopingowa nie działała. Mówiąc wprost za tym sukcesem stoi ogromna pomoc państwowa, wspierającego jednych kosztem drugich.
Drugim błędem jest założenie, że ta grupa, dzieląc Jego lewicowe ideały, jest skłonna do poświęceń. Że będąc lepiej wykształcona od takich ciemniaków jak ja na przykład, którzy nie rozumują i nie czytają, że stojąc na wyższym poziomie moralnym i kulturowym, zechce nieść kaganek, a nade wszystko podzielić się z uboższymi, by ci nie chcieli maszerować na barykady.
No, pęcłem ze śmiechu!
Już widzę tych wszystkich dobrodziejów! Widzę jak pochylają się nad swoimi mniej szczęśliwymi sąsiadami, jak garną się do pomocy, jak z miłością niosą ten symboliczny grosik. Oddzielając chciejstwo od rzeczywistości, którą możemy obserwować choćby na tym portalu, to ci zwolennicy poglądu Jacka Żakowskiego współobywatelami gardzą i ich nienawidzą, o żadnym wspólnym doświadczeniu tu mówić nie można.

Tu coś ode mnie.
Kiedy pisałem Serce Gryfa musiałem jakoś dookreślić swego bohatera. Czyli stale zdawać sobie sprawę z tego kim on jest. Co mi się nie podobało i czego unikałem? Na przykład tego, by karczma, a w fantasy karczma być musi, nie stawała się od razu miejscem, gdzie bywalcy tłuką się po ryjach. Powiedzmy sobie uczciwie, choć tłuczenie się po ryjach efektowne, to nie po to chodzimy w podobne miejsca. W swoim niekrótkim życiu raz zdarzyło mi się oglądać coś takiego. Owszem, namiętnym bywalcem karczm nie jestem, ale nie ma co udawać, zaglądam do nich i powszechnego mordobicia nie widzę. W fantasy takiego umiaru nie doświadczymy, jak oberża, to brudna i draka. Nie chciałem tego, ani pokazania bohatera jako miłego gościa. Przy czym uznałem, że rysowanie go grubą kreską, że zabił, zgwałcił, okradł też mi nie leży. Bo przede wszystkim za łatwe, wolałem użyć środków mniej drastycznych, w gruncie rzeczy dlatego, że te drastyczne zbyt łatwe, wolałem małe i codzienne. Okazało się oczywiście, że takie przedstawianie trudne.
Dlaczego?
Kiedy Drzewiec przedstawia siebie hobbitom mówi, że jego imię zawiera w sobie całą historię. Czyli by siebie nazwać musiałby opowiedzieć o własnym życiu.
Tak samo miałem z tym nieszczęsnym Gryppinem, nieustannie mówiąc tak: jest on tym kim jest, ponieważ wyrasta z takiej rodziny, a ona została ukształtowana poprzez pewne działanie jego przodka, następnie jest tym, kto dorastał w klasztorze z dala od bliskich, dokonując określonych wyborów, które były następujące...
Uff!
Pamiętanie o czymś takim prawie uniemożliwia pisanie. Ale wtedy mnie olśniło i zrozumiałem, że przedstawiając Gryppina, mogę w nim widzieć obecnego Polaka. Już nie musiałem nazywać go poprzez jego historię, a co oglądam na co dzień, robiąc z niego statystycznego przedstawiciela naszego narodu. Z taką różnicą, że kreczownika uczyniłem trochę odważniejszym. I wyszedł mi obrazek nie taki jak u Jacka Żakowskiego, gdzie mamy społeczników, ale raczej egoistę, mówiącego o sobie w sposób następujący (tu cytacik):

- Mnie nic do tego - odparł Gryppin. - A wręcz to mi szkodzi. Choć gdyby tu pewnym łajdakom skórę przetrzepano, to ładne by to było. Ale wiecie, ja wolę, jak ludzie wadzą się ze sobą i grzeszą, gorzej mi jak cnota panuje, a kmiotkowie żyją sprawiedliwie i bogobojnie. Tak mi mówi moje doświadczenie kreczowskie, że wśród grzeszników mam więcej roboty, a jak mam robotę, to mogę żyć po swojemu. Wśród sprawiedliwych głodem bym przymierał albo fach musiał zmieniać. A po co mi to?

Albo:

- O tak, ty świat prawdziwie kochasz – zauważył wróż. – Tylko ludzi go zamieszkujących nienawidzisz – dokończył cierpko.
- Ależ nie! – zawołał Gryppin. – Ja ich nawet lubię.
- Wtedy, gdy robią dokładnie to, co chcesz?
Kreczownik zachichotał.
- Wtedy naprawdę do czegoś się przydają – odrzekł. – A nie da się ukryć, że mają ze mnie wielki pożytek. Dzięki mnie czują się pewniej.
- To taki z ciebie dobroczyńca? Wszystko dla innych? A co ty z tego masz?
Potworobójca się roześmiał. Później wzruszył ramionami.
- Bywam pośród nich. Używam. Jadę dalej.

I jakoś nie wiem dlaczego Jacek Żakowski widzi inaczej i skąd własny ogląd bierze, bo Polaków już przedstawiano w literaturze, nawet w fantastycznej. Janusz Zajdel w Limes inferior pokazuje nam takiego spryciarza, który wysilać się nie chce, społeczności od siebie za wiele nie daje, jest cwaniakiem, pragnącym dobrze żyć. To wizerunek o wiele bardziej zbliżony do rzeczywistości niźli współczesny lewicowo - liberalny altruista.
Dziennikarz Polityki pokazuje całkowicie odmienny, ludzi, którzy powinni zmienić swoje przyzwyczajenia, zrobić coś dla dobra innych, by swego losu nie pogorszyć. To niby racjonalne. Pomóżcie sąsiadom, pomożecie sobie, wasz świat okaże się bezpieczniejszy, bo metoda kija i marchewki na obecnych Polaków nie działa. Tym dotąd nas mamiono, stając nad karkiem i nakazując wybieranie określonych postaw, w zamian dając ową warzywną nagrodę.
Tyle, że owo przedstawienie jest całkowicie fałszywe. Mam lepsze, o dziwo także związane z kijem i marchewką, choć należy do tego obrazka dołożyć jeszcze sznurek, wóz, poganiacza i osła. A wygląda on tak: Na wozie siedzi poganiacz i wcina marchewki, osioł ciągnie wóz mając przed sobą marchewkę zawieszoną na kijku, do której usiłuje dojść, ale nie może, bo żaden krok go do niej nie przybliża, ale jak to osioł, nie ogarnia całej rzeczywistości, a tylko jej wycinek, tę najbliższą marchewkę przed nosem i ciągnie wóz. Dodajmy do tego jeszcze taki obrazek jak ten wcinający marchewki właściciel kramu nudzi się nimi i jakąś niedokończoną odrzuca na skraj drogi, bynajmniej nie zastanowiwszy się nad tym, że mógłby nią uraczyć osła. A by obrazek był absolutnie pełny, podsumujmy go w taki sposób, że po dotarciu na miejsce, pan zabiera marchewkę, a osłowi daje siano, policzywszy wprzódy każde ździebło, by pociągowemu zwierzakowi we łbie się nie przewróciło.
Ja mniej więcej mam taki obraz tych światłych Polaków, którzy niby mieliby odpowiedzieć na wezwanie Jacka Żakowskiego.
A czemu nie mieliby postąpić inaczej, bardziej racjonalnie? A w taki sposób, że podzielą się tym, co mają?
Uznają, że marchewek nie wystarczy dla wszystkich.
Uznają także że osłom więcej się nie należy, bo nie zapracowały sobie na to.
Ponadto na dnie doszukać możnaby poczucia winy, że własny sukces taki mniej więcej jak w świecie liftera. Nie wynika ze zdolności, ale z systemu wartości jaki został przyjęty za wzorzec. Sneer w Limes inferior spotykając dawnego przyjaciela rozumie, że na określenie tego dawnego znajomka ma wpływ zespół poglądów, jakie ten wyznaje. Nie chodzi tylko o inteligencję, ale to, co uznało się za słuszne. Jeśli dokonałeś akceptowanego wyboru, twoja pozycja społeczna zostanie ustalona wysoko, jeśli zanegujesz, zostaniesz zepchnięty na samo dno.
Takie uznanie mało komfortowe dla tej jasnej części społeczeństwa. Że pozycja zależy od zostania oportunistą, więcej, że dojechało się tam gdzie jest, dzięki temu osłowi, który naiwnie ciągnął wspólny wózek w nadziei na marchewkę.
Odwołując się do innych wzorców, także związanych z literaturą, to chyba taki przyczynek do twórczości Lema i jego znamiennej niechęci do wszystkiego co amerykańskie. Takie psy wieszał służąc socjalistycznej wizji, że Ameryki rzeczywiście nie lubił i kiedy mógł powiedzieć coś złośliwego, mówił, bo nie da sie uznać cudzego nieszczęścia, kiedy samemu się go skrzywdziło.

W każdym razie Jacek Żakowski swoim współwyznawcom serwuje taką opowiastkę o dobru, jakie należy rozsiewać. Nagle powinni się zmienić. Dwa tysiące lat chrześcijaństwa nie odmieniło natury ludzkiej, publicysta Polityki wierzy, że zdziała to jednym płomiennym wezwaniem. Gdyby pisał książkę, choćby fantastyczną, uznałbym, że bredzi, bo natury ludzkiej tak się nie zmienia. Owszem, zdarza się, że twórca potrzebuje takiej odmiany. Chociażby przytoczony Lem. Chyba w Powrocie z gwiazd, choć nie będę się upierał, bo poza Dziennikami Gwiazdowymi, Pirxem i Bajkami robotów tego Autora nie czytuję dwukrotnie, umieścił taki sposób poprawy społeczeństwa poprzez tabletkę, dzięki której ludzie stają się bardziej altruistyczni. To słabe założenia, ale powtarzalne, zauważalne nawet w doskonałej Seksmisji, gdzie dzięki tabletce uzyskuje się wpływ na ludzkie postawy, przekierowując popęd seksualny na pęd ku karierze. Nieprzekonujące założenie, które całość historii stawia pod znakiem zapytania, ale w rzeczywistości to bzdura totalna!

Charakterystycznym rysem analiz Żakowskiego jest widzenie sytuacji Polski w kontekście ogólnym. Mianowicie mamy podlegać tym samym prądom, jakie dotyczą Niemcy czy USA. W debacie z Ziemkiewiczem porównywał rynki medialne nasz i niemiecki. Nie jestem specjalistą w tych dziedzinach i więcej, mało mnie obchodzi rozwój tamtych krajów, bo nie mogę doszukać się analogii. Po efektach 25-lecia zaś widać, że przyjmowanie wzorów obcych w rezultacie służy obcym, nie naszej gospodarce, która staje się coraz mniej innowacyjna. Nie będąc specjalistą od Japonii, Korei czy Chin, łatwo dostrzec, że one w swej pogoni za światem nie poszły śladami Ameryki lub USA, wybrały własną drogę, która okazała się w rezultacie dla nich korzystna. Nie powielimy cudzego sukcesu, głupio stąpając po cudzych śladach, staniemy się co najwyżej z własnej wolu sługusami obcych, co właśnie dzieje się na naszych oczach, kiedy dla wszystkich jednak marchewek nie wystarcza i dla zaspokojenia ich potrzeby, musimy jechać tam, gdzie ich więcej.

Bardzo mnie pocieszyła altruistyczna wizja redaktora Polityki, gdzie ci nasi codzienni Gryppinowie zaczynają dbać ci swych współbraci. Wiara, że zmienią swe postawy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z jednej strony wystawia Żakowskiemu jak najlepsze świadectwo, że tak wierzy w ludzi, z drugiej jednak uświadamia niezgłębione otchłanie naiwności. Można by na Niego patrzeć jak na takiego bożego szaleńca, bo taka wiara nikomu nie szkodzi, jednakże należy pamiętać, że w historii znajdowali się tacy utopiści, którzy na poważnie zaczynali wprowadzać w życie takie wizje. Wierzyli, że po koniecznych poświęceniach przeanielą pospolitych zjadaczy chleba. Z larw przerobią ich na motyle. Niestety przejściowy stan utrwalał się w rezultacie nie mieliśmy ani gąsienic, ani motyli, a glisty.

Redaktor Żakowski uznaje, że ludzi da się za pomocą jakiegoś rozumowego aparatu przerobić na bardziej zgodnych. Ja się zgadzam, że jest możliwe, że ludzie staną się lepsi, ale na takiej zasadzie, jaką gdzie indziej wyłożyłem, kiedy taki Marsław (chyba on) mówił jakoś tak, że w jasnej izbie bogacza walka słodka jak miód, a w odrapanej chacie biedaka, gdzie ściany odrapane i garnki pobite, bój na śmierć i życie. Prawda jest taka, że zasobni są mniej zdeterminowani, widać to chociażby po karierach bokserskich. Trzeba wziąć takiego z nizin, widać też po piłce nożnej, gdzie Ronaldo, Messi lub Pele wyrastali ze środowisk bardzo mało zasobnych. Ja zgadzam się ze stwierdzeniem, że dobrobyt zmniejszy chęć do toczenia walki, ale wiem, że dostatek weźmie się nie z podzielenia się marchewką, ale zyskiem z tego wózka, który zaciągnięto na miejsce.
Zatem dziennikarz Polityki jawi mi się jako ktoś następujący (tu takie przedstawienie):
Pewien świątobliwy człowiek objaśniał swoje postępy modlitewne. Mówił, że za młodu prosił Boga, by dla dobra świata pozwolił mu zmienić wszystkich ludzi. Po latach, kiedy nie odniósł powodzenia w dziele naprawy świata, zmienił swe błagania na takie, by dane mu było zmienić choćby tych najbliższych. Jako starzec widząc, że nie osiągnął nic, zaczął prosić: Boże, pozwól mi zmienić, choćby siebie samego. Gdybym modlił się tak zawsze życie nie zmarnowałbym życia.
Jacek Żakowski, nie zaglądając mu w kalendarz, na młodzieniaszka nie wygląda, a jednak wciąż modli się o to samo, by zmienić wszystko wokoło. No, może nie wszystko, a swą zasobną rodzinę, rentierów ćwierćwiecza „wolności”, te kilkaset tysięcy Gryppinów, którzy mają w nosie wszystko wokoło, skoro im dobrze. Raczej wybiorą inną drogę, polecaną im przez Autorów chodzących po ziemi, którzy doradzą, by przeciwnikami gardzić i dążyć do ich całkowitego zniszczenia. Zatem za sprawą liberalno - lewicowej rodziny Jacka Żakowskiego żadnej zgody narodowej nie będzie, nie zaistnieją takie społeczne uwarunkowania, by oni się podzielili tym, co uznają za swoje słusznie wypracowane zdobycze. Porozumienie może nastąpić, jeśli druga strona na tyle się wzbogaci, by wybyć się własnych odwetowych potrzeb, bo dostatek załagodzi krzywdy.

Gdyby Jacek Żakowski miał przeczytać moje wypociny, pewnie bym ich nie popełniał. Żal niemłodego człowieka, który może sobie uświadomić ruinę wieloletnich przekonań. Człowieka przecież z bardzo ładnym życiorysem, którego wywiad z Bieniem w swoim czasie zrobił na mnie tak wielkie wrażenie, że go zatrzymałem do dziś, choć całą resztę pisaniny owej „wolnościowej” rodziny dawno wyrzuciłem na śmietnik. Ale Jacek Żakowski w takie miejsce nie zajrzy, by poczytać sobie wynurzenia jakiegoś pisarczyka od fantasy, to w spokoju ducha popełniam taki tekst, by samemu sobie powiedzieć na jakich warunkach może zostać zawarta zgoda narodowa.

nieistotny osobnik

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka