Od pewnego czasu PO wraz z ludźmi bliskimi im mentalnie, na różne sposoby atakują i prowokują Kościół Katolicki. A to ministerka oświaty usuwa religię ze szkół, a to likwidują Fundusz Kościelny... itd. itp.
Każde tego rodzaju zdarzenie służy PO do tego, aby odwrócić uwagę społeczną od niepopularnych poczynań rządu z Tuskiem na czele. Wydłużanie wieku emerytalnego, pogorszenie dostępu do leków refundowanych oraz w ogóle do lekarzy, 30 mld zł za stołek dla Tuska podczas obrad eurogrupy, pakiet klimatyczny i wiele innych działań rządu powoduje utratę poparcia dla PO i Tuska.
Najlepszą metodą walki z tym problemem jest odwrócenie uwagi społecznej w kierunku pożądanym. KK nadaje się do tego najlepiej. Można zatem handryczyć się z biskupami o różne rzeczy, przeprowadzając w tym czasie swoje plany.
Nieszczęściem KK jest brak jednego, konkretnego przywódcy w danym kraju oraz nieodparta potrzeba byle biskupa zabierania głosy na każdy temat. W ten sposób biskupi realizują swoje zadania, wyznaczone im przez PR-owców Tuska.
Po co kilku po kolei biskupów mówi o sprawie, którą zna jedynie z mediów? Kiedy pyta go dziennikarz o likwidację Funduszu Kościelnego, może go skierować do biskupa, który zajmuje się tą sprawą, a nie musi sam zabierać w tej sprawie głosu. Podobnie jest z innymi wrzutami ze strony rządu.
Dlaczego w ogóle biskupi mówią o czymś, czego nie dostali od rządu na piśmie? Po co karmić media spekulacjami i odwracać uwagę społeczną od prawdziwych problemów polskiego społeczeństwa?