JeremiLibera JeremiLibera
104
BLOG

O tych, co nie załapali się na rewolucję

JeremiLibera JeremiLibera Polityka Obserwuj notkę 4

Obserwując od kilku tygodni z ciekawością entomologa wszystko to, co dzieje się pod Pałacem Krzyżowym, chciałbym się wysilić na pewną analizę psychologiczną tzw. "Obrońców Krzyża". Z początku wydawało mi się, że znalezienie może nie tyle usprawiedliwienia, co choćby cienia zrozumienia dla ich złości, podejrzliwości i walki z całym światem, będzie niezwykle trudne. Ale jak mają nie walczyć, skoro czują się przezeń odrzuceni jak dziecko przez zszokowaną porodem matkę?

Zacznijmy od krótkiego zarysu zjawiska kulturowego nazywanego "Polską". Jak pamiętamy z niezwykle fascynujących szkolnych apeli Polska to kraj zbudowany w zastępstwie cegieł i cementu krwią naszych przodków przelaną w licznych wojnach, powstaniach i kazamatach. Polacy mieli jakiś problem? Bił nas Rusek? Bij Ruska! Bił Szwab? Szwaba tłucz! Ma się czasem wrażenie, że ci Polacy to jacyś masochiści, którzy najpierw sami swój kraj doprowadzają do chaosu i ruiny, a potem walczą z okupantem, żeby następne pokolenia mogły się napawać wyobrażeniem biczujących się za losy świata pradziadów.

I ja - broń Boże! - nie chcę z tego kpić.  Mam może trochę inną wizję i taką wersję historii uważam za wykoślawioną, ale to są fakty. Całe pokolenia, także te wychowujące się w PRL-u, mają mentalność patrioty-kamikaze i na tym tle przeżywają ciężki kompleks. Nasi przodkowie powstawali w listopadzie i styczniu, Bonaparte dawał nam przykład, gonili bolszewika, bronili Starego Miasta i obalili komunę. A my? My siedzimy w domu, dostajemy emeryturę i oglądamy seriale i, cholera, na żadną rewolucję się nie załapaliśmy. Przez chwilę może nawet nie wiedzieliśmy, z kim można by powalczyć, aż tu nagle Tusk z Putinem samolot zaatakowali!

Zmierzam do tego, moi mili, że istnieje w tym kraju grupa ludzi, którzy romantyzm polityczny mają we krwi i nie mając ich wiele, skorzystają z każdej okazji na zostanie bohaterem. Przecież "Obrońca Krzyża" brzmi prawie tak dobrze, jak "Obrońca Westerplatte". Czego taki przyszły  niedoszły bohater potrzebuje? Przede wszystkim oczywistego wroga, jakim była komuna czy car. Dziś takiego wroga chce się stworzyć z obecnego rządu i, nawet jeśli przez chwilę to działało, to na dłuższą metę raczej nie ma sensu. Czego jeszcze? Własnego męczeństwa - jeśli nas nie zabiją, to chociaż się nie wyśpimy, będą w nas rzucać puszkami po piwie i wyzywać od wariatów. Jak świetnie!

I mógłbym się z tego śmiać, gdyby nie fakt, iż sam miewam bardzo podobne odczucia. Żałuję czasem, że siłą czasu nie załapałem się do żadnej konspiracji ani opozycji, że nie paliłem komitetów ani nie zakładałem własnych. Miałbym wspólnego z narodem wroga i nie czułbym się tak obco. W normalnych warunkach mogę występować co najwyżej w roli połykacza noży, jeśli wiecie, co mam na myśli. Więc bez względu na wszystko, miejcie trochę zrozumienia dla nas, niespełnionych rewolucjonistów.

Jeremi

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka