LW:
- W czasie stanu wojennego odwiedzali mnie w mieszkaniu różni ludzie z kraju i z zagranicy. W odwiedzających zdarzali się i nasłani przez SB .
Ja:
- Serio? Kto na przykład?
LW:
- Odwiedził mnie między innymi człowiek około 30 lat. Żona moja poczęstowała go śniadaniem, kawą, a ja papierosem. Pogadaliśmy sobie o sytuacji w kraju w pewnym momencie człowiek ten przy świadkach mówi, a ja przyjechałem Pana zabić a tu takie miłe przyjęcie… Nie mogę w tej sytuacji tego zrobić i co teraz będzie ze mną. Jestem na przepustce z więzienia zabiłem MILICJANTA, zgodziłem się zabić Pana ...
Ja:
- Eeeee, niemożliwe... I jak to się skończyło?
LW:
- W tej sytuacji uzgodniliśmy tok postępowania, wezwaliśmy Władzę Ludową, przy której powtórzył cel odwiedzin zabicie Wałęsy zabrany został na Komendę Milicji znaleziono go wiszącego na drzewie. To nie jedyny podobny przypadek w mojej walce, są dokumenty, żyją jeszcze świadkowie...
Ja:
- To i ja mogę coś opowiedzieć...
LW:
- O władzy ludowej? Dawaj, ale szybko, bo za 10 minut Trump będzie do mnie dzwonił...
Ja:
- Byłem na rybach, siedziałem z 5 godzin i nic, nawet dzióbnięcia. Aż tu nagle, pod wieczór, spławik fiuuuuu cały pod wodę. Zacinam, węda w pałąk a zdobycz ani drgnie. Myślę sobie nie popuszczę, zaparłem się nogami o pomost i ciągnę na chama. Nagle coś zaczyna bulgotać, woda cała się muli, jakieś pęcherze powietrza wypływają na powierzchnię i nagle jak poczułem, że opór zdobyczy słabnie, to taki snop jasnego światła spod wody wystrzelił w górę. Ciągnę czuję, że zaczynam odzyskiwać żyłkę, więc kręcę kołowrotkiem jak szalony i nagle do pomostu podciągam nówkę sztukę Hondę CBR600, silnik na chodzie i światła włączone. Nic tylko siadać i jechać...
LW:
- Eeeeee, nie możliwe. Jak to tak? Motocykl? Na światłach w dodatku?
Ja:
- To ja mam propozycję Lechu, ściągnij tego zabójcę z drzewa, to ja w cebeerce światła zgaszę.