Jerry.from.lublin Jerry.from.lublin
1005
BLOG

Sztuka przez wielkie SZ czyli ...

Jerry.from.lublin Jerry.from.lublin Rozmaitości Obserwuj notkę 37

Sztuka przez wielkie SZ czyli dlaczego należy bać się audiofili

Przyznaję się bez bicia, że do napisania niniejszego tekstu natchnęły mnie ostatnie notki Coryllusa i Toyaha. Tradycyjnie nie wiem jak oni to robią, że ot tak potrafią napisać teksty miażdżące jakością 99,9% salonowych produkcji ale co robić. Światło odbite to też światło, Ziemia mi świadkiem. Kiedy byłem młody i piękny chciałem być jak nie przymierzając Adam Michnik. Chodziłbym z papierosem w kąciku ust i patrzył na cały świat w taki sposób, że by ten świat spuścił oczy ze wstydu. Włos miałbym rozwiany a kobiety by słały się u moich stóp, bo jak wiadomo nic tak nie pociąga kobiet jak wybitny intelekt. Bardzo wcześnie zrozumiałem, że drogą do tego jest poznanie i przede wszystkim zrozumienie sztuki. Nie jakiejś tam sztuki ale SZTUKI. 

Mieszkając w czasie studiów na jedenastym piętrze mrówkowca wprowadzałem to w życie. Polegało to na tym, że kiedy w telewizji był na przykład teatr Tadeusza Kantora gasiłem wszystkich, że to nie czas na jakieś głupie, płytkie horrory tylko czas na wielką sztukę. No i oglądałem tego Bogu ducha winnego Kantora. Już po 10 minutach trwałem na niewygodnym taborecie samotnie bo reszta zajmowała się w tym czasie piciem wódki i grą w karty. Jak wspomniałem to był teatr, mijały grube godziny a ja zazdrościłem śpiącym kolegom. Siedziałem, wypatrywałem oczy święcie przekonany, ze pewnego dnia doznam olśnienia, tej świętej chwili w której taki człowiek jak ja zanurzy się w mrok i dotknie samego jądra tajemnicy. I wtedy cała ta sztuka stanie się przejrzysta i zrozumiała niczym kryształ. Chodziłem na wystawy, bywałem, oglądałem, im bardziej coś było zakręcone tym bardziej chciałem to ogarnąć. Słuchałem tych wszystkich którzy olśnienia doznali wcześniej i straszliwie im zazdrościłem. Zazdrością neofity który patrzy na kapłanów nowej wiary czując się mały i niepotrzebny podczas gdy oni przechodzili na drugą stronę lustra w szlafroku i z parującą kawą.

Trwałem w tym przekonaniu długo, patrzyłem na obrazy z których smętnie zwisały przyklejone parasole albo na rzeźbę waginy z przyczepionymi kulkami które można było ruszyć żeby się stukały. No i ja je ruszałem a one się stukały. Potem w gazecie czytałem, że w ten sposób z widza stawałem się twórcą, a wielka sztuka wchodziła pod strzechy. No i te wszystkie ówczesne Kozyry i Tarasiewicze były punktem odniesienia, teatr to był Leszek Mądzik a kiedy ta woda skapywała z sufitu w trzeciej godzinie przedstawienia a ja dalej nic nie rozumiałem podczas gdy wszyscy dookoła byli zanurzeni w akcji i fizycznie wręcz złączeni ze sztuką doszedłem do wniosku, ze pewnie są ludzie którzy zaszczytu olśnienia nigdy nie dostąpią i pewnie pechowo padło właśnie na mnie. Ja widziałem mokrego faceta zawijającego się w szeleszcząca folię, inni widzieli zaś walkę z Bogiem, pytania o sens życia, wieczną kobiecość i egzystencjalną, dyszącą niezgodę na ból istnienia.

No i żyłbym w tym przekonaniu gdybym nie poznał paru audiofili. Każdy lubi słuchać muzyki, czasem ktoś jest również gadżeciażem i lubi mieć fajny sprzęt do jej słuchania. Są jednak patologiczni miłośnicy sprzętu i muzyki, nazywamy ich audiofilami. Nie czarujmy się audiofile są groźniejsi od seryjnych zabójców. Czy znacie wielu ludzi którzy byli świadkami kłótni audiofili? No właśnie. Myślę, że wiele niewyjaśnionych zbrodni, porwań i odnalezionych rozczłonkowanych ciał to dzieło audiofili którzy potraktowali tak tych którzy utrzymywali, że na kablu z lanej miedzi za 4000 zł jazz brzmi tak samo jak na kablu za 100 zł z Lidla. Nikt tak jak patologiczny audiofil nie potrafi z banalnej rzeczy w rodzaju kolumny głośnikowej składającej się ze sklejki, paru kabli i głośników uczynić obiekt seksualnego szaleństwa który nie dość, że jest lepszy od kobiety to jeszcze ma szerszą średnicę i ciemniejszy dół. Wszystko to prowadzi do psychopatycznego przekonania, że te 150000 zł wydane na kolumny pozwalają poczuć muzykę lepiej niż w sali koncertowej. Co oczywiście nie jest prawdą, a co łatwo stwierdzić na podstawie paru ślepych testów przeprowadzonych w przeszłości. Bo prosta prawda jest zawsze bardziej elegancka od najbardziej nawet wymyślnego kłamstwa. Tylko trzeba się z tym pogodzić.

Ciężko jest przyznać, że ta cała wielka sztuka którą jesteśmy karmieni to jeden wielki bełkot. Ze w facecie zawijającym się w folię albo w gołej Kozyrze jest tyle sztuki co w kłaczku z pępka. Choć być może ktoś już stworzył instalację z kłaczków z pępka i sprzedał ją za 300 tyś. dolarów. Kiedy człowiek wypełnia siatkę rzeczywistości kolejnymi faktami może założyć filtr i ignorować to co się narzuca, może słuchać tych wszystkich szamanów i czarowników i sięgając po książkę Kuczoka albo Vargi mieć przekonanie, że obcuje z wielką sztuką. Może też posłuchać Miley Cyrus i dojść do przekonania, że amerykańska nastolatka ma więcej talentu, umiejętności i klasy niż 100 celebrytów z Gazety Wyborczej i TVN i to razem wziętych. Tylko, że wtedy nędza naszej sceny muzycznej, literackiej, plastycznej wyda się tak wielka, że jedyne co zostaje to ucieczka do Kanady. Wtedy na widok kolejnego dupka jęczącego w wyborczej, że Polacy nie czytają książek bo pochodzą ze wsi, można spokojnie odwrócić się na pięcie wiedząc, że jego i jego kumpli nikt nie czyta nie dlatego, że pochodzi ze wsi ale dlatego, że są żałosnymi dupkami bez talentu i klasy. I taka Miley Cyrus niszczy ich nawet jak kichnie.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości