Trochę mi przykro, że muszę przekonywać niektórych moich czytelników do swojej rzetelności. Tym bardziej sytuacja robi się niezręczna, że nie mam na to żadnych dowodów. Jedynie gołosłowne oświadczenia. A takie zarzuty nieco bolą.
Istotnie trochę mi ścierpła skóra, kiedy WIK nazwał mnie krętaczem. Z jakiego powodu ktoś z lekkościa motyla może oskarżać drugiego o tak niecne postepowanie - zacząłem sie zastanawiać. Zakładam, że do tak surowej oceny WIK ma jakieś dość mocne przesłanki. Nie możliwe chyba, aby tylko różnica w spojrzeniu na jakies wydarzenie, czy na jakąś historię, choćby nie wiem jak duża, wystarczała, by człowieka mającego inne zdanie niż nasze, obdarzać takim epitetem.
Zdaję sobie sprawę z podziałów, jakie występują między czytelnikami naszego blogu, dziennikarzami, politykami, a nawet bliskimi sobie osobami, w ocenie wiarygodności Anety Krawczyk. Ale nigdy swojego rozmówcę, który dostrzega w Anecie Krawczyk raczej naciągaczkę niż uczciwą kobietę, raczej wygodnisię niż ofiarę, nie nazwałbym krętaczem.
Jej też bez dowodów nie posądzałbym o to, że teraz pełno jej w mediach, bo bierze za to niezłe pieniądze. Nie wiem, czy bierze. Więc dlaczego miałbym jej to zarzucać? Z całą pewnością nie dostała ani grosza z "Gazety Wyborczej", bo od początku jej powstania do dziś obowiazuje żelazan zasada - nie płaci się nigdy żadnemu informatorowi. A to przecież "Gazecie" jako pierwszej Aneta Krawczyk ujawniła swoje upokorzenia.
WIK, chcąc wzmocnić dowody na moje krętactwa, sugeruje, że nie robię tego bezinteresownie. I pyta wprost: ile dostałem za swoje wystąpienie w piątkowym wieczornym programie TVN 24 i jakiiej wielkości jest podatek od tego wynagordzenia. Otóż chcę swojego krytyka poinformować, że za kilkuminutowe wystąpienia na antenie, nie tylko zresztą TVN, ale i innych stacji, podobnie jak w radio, nie biorę pieniędzy. Co nie znaczy, że nie ma innych programów, na przykład jakichś dużych nagrań, kiedy trzeba spędzic kilka godzin w studio telewizyjnym, rzadziej radiowym, za które zaproszeni dziennikarze dostają honoraria. Za udział w takich programach, podobnie jak inni dziennikarze oczywiście biorę pieniądze. DoS
Dość jednak tych utyskiwań i zaprzeczeń, które wyglądają jak powody do chwały. Nie jestem hazardzistą, ale trzymam symboliczny zakład,że to Stanisław Łyżwiński jest ojcem najmłodszej córki Anety Krawczyk.