Jerzy Krajewski Jerzy Krajewski
261
BLOG

Polacy są megalomanami

Jerzy Krajewski Jerzy Krajewski Polityka Obserwuj notkę 12

Dziś rano odkryłem, że jestem typowym Polakiem.

Co jest naszą wspólną cechę?

Megalomaństwo.

Za dużo chcemy od świata.

Źle, za wysoko, oceniamy naszą pozycję w świecie.

Wikipedia tak to definiuje:

Megalomania - skupienie na własnej doskonałości, samozadowoleniu oraz świadomości własnej wartości, znaczenia i możliwości. Pojęciem tym określa się potocznie zawyżoną nieprawidłową samoocenę, ale także system urojeń, tzw. urojenia wielkościowe w zaburzeniach o charakterze psychotycznym

Do takiego wniosku doprowadziła mnie opowiastka o moim odejściu od Boga i kościoła, gdy miałem 17 lat, którą przypomniałem wczoraj w Salonie 24.

Do kościoła miałem pretensje już jako dziecko. Pamiętam jak na lekcjach religii w małym kościele w Domaradzu koło Słupska miałem pretensje do kościoła o zniszczenie kultury Azteków, o czym przeczytałem w książkach z biblioteki publicznej w Starej Dąbrowie (w małej wsi Łebieniu, gdzie mieszkałem, nie było biblioteki, a szkoła była tylko dla klas 1-4).

W dyskusji z księdzem pomyliłem nazwę. Użyłem słowa "Ezetkowie", ale zrozumiał mnie i cierpliwie tłumaczył, co się stało w Ameryce. dlaczego kościół zniszczył zabytki azteckiej kultury.


Ale pokłóciłem się z Bogiem o drobiazg. Z jakiegoś przedmiotu w Technikum Elektrycznym potrzebowałem ze sprawdzianu czwórki, modliłem się do Boga o pomoc, a dostałem trzy z plusem.

Obraziłem się więc i przestałem chodzić na msze i na lekcje religii do kościoła.


Przekonywałem kolegów w internacie, że Boga nie ma.

Pamiętam, że jednego, Wiesława Prądzyńskiego, na kilka minut przekonałem. Wyszedł z pokoju przekonany Jednak zastanowił się. Wrócił po minucie. Otworzył drzwi i powiedział: "A jednak jest" i poszedł do swojego pokoju.

Dziś jest księdzem. Ma doktorat. Może zostanie biskupem.

Po kilku latach i ja wróciłem do kościoła. Pomogła mi moja wielka młodzieńcza miłość, Jolanta Pałucka, która chodziła do kościoła, więc i ja zacząłem.

Ale głębokiej wiary już nie odzyskałem.

Potrafię się modlić, ale nie tak żarliwie jak kiedyś.

Moja wiara jest bardziej racjonalna.

Jeżeli Boga rzeczywiście nie ma, to nic nie tracę, że starałem się postępować zgodnie z jego nakazami. Po śmierci moje ciało ulegnie rozkładowi i będzie koniec mojej osoby. Choć moje geny przetrwają w genach moich synów.

Jeżeli zaś Bóg jest, co jest równie prawdopodobne (50 proc. ; 50 proc.), to kara dla mnie i mojej duszy, gdybym postępował źle, byłaby okrutna.

Jasno z tego wynika, że rozsądniej jest wierzyć w Boga i oddawać mu cześć.

Ale wracajmy do głównego tematu.

Dlaczego uważam, że Polacy za dużą chcą od świata i wydaje im się, że są ważniejsi niż rzeczywiście są?

Przykładów na to znajdę w naszej historii bez liku.

I to od samego początku państwa polskiego, które zostało utworzone w X wieku przez bandę normańskiego watażki Mieszka I.

Niemieccy dziejopisarze wyrażali się o niej z niesmakiem.

Syn Mieszka I - Bolesław I Chrobry, samowolnie koronował się na króla.

Jego wnuk - Mieszko II - ponownie wyciął taki numer.

Do tej pory nie wiemy więc, kto był naszym pierwszym legalnym królem.

 

Za życia Mieszka II pierwsze państwo polskie rozleciało się jak domek z kart.

Słowiańscy niewolnicy podnieśli bunt. Pozabijali możnych (normańskich najeźdźców) i księży.

Wielkopolskę najechał normański książę z Pragi Brzetysław. Splądrował Gniezno, zabrał relikwie świętych i kosztowności.

Do tej pory nie wiemy, gdzie są groby Mieszka I i Bolesława Chrobrego.

A Czesi mają grobowce swoich pierwszych władców.

Mazowsze w tym czasie odłączyło się od państwa Mieszkowego i stało się na pół tysiąclecia odrębnym państwem. Rządziła tam jedna z odnóg Piastów.

Dla państwa, które nazywamy Polską, właściwsza byłaby więc dynastia Kazimierzowska, bo Polskę odnowił jeden z Piastów - Kazimierz Odnowiciel, a uczynił to dzięki pomocy cesarza niemieckiego, który dał mu 500 rycerzy, by rozprawili się z buntującymi się Słowianami.

I tych 500 rycerzy wystarczyło, by przywrócić porządek w Wielkopolsce.

Niemcy pomogli więc nam odbudować państwo polskie, po pierwszym jego rozbiorze w latach 30. XI wieku.

A my twierdzimy, że państwo Piastów było suwerennym królestwem. Pokazujemy dzieciom w szkoła, jak było potężne - najdalszy zasięg terytorialny z czasów Bolesława Chrobrego. O upadku jego państwa nie dowiedziałem się ani w szkole podstawowej, ani w średniej, ani na studiach, a studiowałem dziennikarstwo i nauki polityczne.

O historii z tymi 500 niemieckim rycerzami, z którymi Kazimierz Odnowiciel odbudował państwo polskie, przeczytałem dopiero kilka lat temu w Internecie.

O tym, że Piastowie byli Normanami, pisze kilka osób w Polsce.

Ja chyba jestem najbardziej do tej tezy przywiązany.

Przykładów z dalszej naszej historii na naszemegalomaństwo jest bez liku.

Skoro źle oceniamy naszą sytuację, to źle się to dla nas kończy.

To może jeszcze jedna historyjka osobista.

W 2000 r. amerykański inwestor zaproponował mi stanowisko redaktora naczelnego miesięcznika o finansach publicznych „Pieniądz” z pensją 12 tys. zł miesięcznie. Przez kilka miesięcy przygotowań wydania regularnie płacił. Zorganizowałem redakcję, przygotowaliśmy do wydania pierwszy numer. Chciałem do niego włożyć swój artykuł o polisach na życie z funduszem inwestycyjnym. Odradzałem w nim korzystanie  z tych produktów, gdyż bardzo wysokie są w nich ukryte opłaty za zarządzanie i opłaty administracyjne. Wydawca nie chciał się na to zgodzić, bo biło to w interesy najważniejszych reklamodawców pisma – ponadnarodowych korporacji ubezpieczeniowych, które miały w Polsce firmy ubezpieczeniowe i powszechne towarzystwa emerytalne. Byłem przemęczony, zdenerwowany, na oczach wydawcy i całego zespołu redakcyjnego  porwałem kolumny z tym tekstem. Pół godziny później wydawca wyrzucił mnie z roboty. Zwolnił mnie następnego dnia dyscyplinarnie. Wygrałem z nim sprawę w sądzie pracy. Zmusiłem go do zapłaty odszkodowana – 30 tys. zł, ale dobry etat straciłem. Co prawda po dwóch latach miesięcznik „Pieniądz” upadł, wydawca stracił na jego wydawaniu milion dolarów. Ale ja przez 2 lata mogłem zarobić ponad 200 tys. zł.

Sam do siebie mogę powiedzieć: Miałeś chamie złoty sznur.

Co prawda poradziłem sobie. I mogę powiedzieć, że dziennikarski honor zachowałem.

Ale dziś uważam, że rwąc ten artykuł zachowałem się nierozsądnie.

Wyszło ze mnie polskie megalomaństwo.

Bo kim ja byłem? Zwykłym dziennikarzyną. A za wydawcą stał milion dolarów od szwagra.

Czy dziś mam więcej rozsądku?

Nie. Skoro takie rzeczy w Salonie 24 wypisuje.

Z normańskich genów się jednak nie wyrasta.

Bo to polskie megalomaństwo to z normańskich genów się bierze.

Przeskoczmy kilka epok.

Jest lato 1939 r. Głupie sanacyjne elity mówię, że jesteśmy silni, zwarci i gotowi, że jednego guzika nie oddamy. A tu pod bokiem dwa supermocarstwa: III Rzesza Niemiecka i ZSRR szykują się do nowego podziału świata. Polski wywiad wie o tym niewiele. Poprzetykany jest zresztą zagranicznym agentami, którzy wprowadzają nasze władze w błąd, że jest spokojnie, nic nam nie grozi.

Zamiast więc szukać przyjaciół blisko – w ZSRR albo III Rzeszy, nasi przywódcy szukają pomocy w Wielkiej Brytanii. Ta daje gwarancje.

Nasi śpią spokojniej.

Nic nie wiedzą o tajnym rozmowach Hitlera ze Stalinem.

Gdy 23 sierpnia 1939 r. podpisany został pakt Ribbentrop-Mołotow, los Polski był przesądzony.

Mała była szansa na jej uratowanie. W grę wchodził tylko szybki sojusz z III Rzeszą na upokarzających warunkach.

Trzeba było wcześniej nie dopuścić do paktu Ribbentrop-Mołotow, wcześniej porozumieć się z Niemcami na ich warunkach.

Polskie megalomaństwo nie pozwoliło na to.

I Polska przepadła.

Brytyjczycy wystraszyli się umocnienia sojuszu niemiecko-radzieckie i nie ruszyli na pomoc Polsce. Rozsądnie zrobili, choć honor stracili.

Ale przeżyli, a kilka lat później wspólnie z ZSRR i USA pobili hitlerowskiego potwora, który wylągł się na niemieckiej ziemi.

Kolejny przykład megalomaństwa to powstanie solidarnościowe w latach 1980-1981.

Zostało wywołana przez strajki zorganizowane na Wybrzeżu przez agentów Stanisława Kani i Wojciecha Jaruzelskiego, by obalić Edwarda Gierka, który przestał podobać się władzom ZSRR.

Strajki szybko przyniosły efekt, Gierek ustąpił, bo nie chciał odpowiadać z ofiary śmiertelne.

Lech Wałęsa,  współpracownik komunistów, zakończył strajk. Ludzi zaczęli rozchodzić się do domów.

Ale wybiegła Anna Walentynowicz, zagrodziła drogę wychodzącym robotnikom, by pomóc strajkującym w innych zakładach.

Strajki trwały więc dalej. I rozeszły się falą po Polsce. Wymknęły się spod kontroli ich inspiratorów.

Megalomańscy Polacy oszaleli.

Widać ta normańska krew płynie w dużej grupie Polaków. Pewnie to zasługa prawa pierwszej nocy, dzięki któremu normańskie geny zagościły w ciałach słowiańskich kobiet.

Gdyby nie durne powstanie solidarnościowe w latach 1980-1981, wywołane przez agentów Stanisława Kani i Wojciecha Jaruzelskiego przeciw Edwardowi Gierkowi, mogliśmy dogonić poziom życia Portugalii w 1990 r.

A tak żyjemy w biedzie.

Na poziomie 50 proc. tego co Portugalia.

Komunistyczni agenci, tacy jak Lech Wałęsa czy Marian Jurczyk, w latach 1980-1981 zachowywali się racjonalnie, wiedzieli w czym biorą udział.

To polskie społeczeństwo zwariowało.

Dało się ogłupić, że jest biedne, bo kradną komuniści i ograbia nas ZSRR.

Gdy w rzeczywistości komuniści kradli bardzo mało, a ZSRR dokładał do nas w całych latach 70, gdy ceny surowców na globalnym rynku, szczególnie ropy naftowej (szok naftowy, bo wojnie Izraela z Arabami w 1973 r.), znacznie poszły do góry, a Rosjanie sprzedawali nam je tanio, bo takie były wieloletnie umowy.

Polakom woda sodowa uderzyła do głowy po wizytach Jana Pawła II w kilku polskich miastach w 1979 r. Wielkie msze pod gołym niebem ośmieliły ich

Spiskowcy nie wzięli tego pod uwagę, dlatego wywołany przez nich protest społeczny wymknął im się z rąk.

Nie zaatakowali od razu, bo zbyt wielu ludzi poparło Solidarność. Odczekali, wymęczyli społeczeństwo. Uderzyli, gdy było już zniechęcone. 

Potem przyszły restrykcje Zachodu - ocięcia gospodarki, która otworzyła się na Zachód za wielkie kredyty, zaciągnięte w zachodnich bankach.

To musiało skończyć się katastrofą.

Kto za nią jest odpowiedzialny?

Głównie spiskowcy.

Ale również społeczeństwo.

Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni.

Oprócz tych, którzy w latach 1980-1981 wzywali do rozsądku.

Nie byłem wśród wzywających do rozsądku, bo w 1980 r. miałem tylko 17 lat, byłem uczniem Technikum Elektrycznego w Słupsku.

Ale do szaleńców z Solidarności nie przyłączyłem się.

Byłem dumny z Polski za czasów Edwarda Gierka, z jej dynamicznego rozwoju, z szybkiej poprawy poziomu życia, co osobiście odczuwałem.

Nie wiedziałem, o co Solidarności chodzi.

Wówczas uważałem, że ludzie ją popierający byli nierozsądni.

Dziś, gdy lepiej wiem, jak podły jest świat, uważam, że, po prostu, byli głupi.

Nie rozumieli, że Polska nie mogła wyjść ani z Układu Warszawskiego, ani z RWPG, że ZSRR nas nie okradał, tylko dokładał do nas, że dzięki temu Polska w latach 70. XX wieku tak szybko rozwijała się.

Dziś podobny brak rozsądku widzę w działaniach PiS.

Szczególnie w sprawie relacji z Rosją.

Nie wiem, jak Polacy zachowają się przy urnach wyborczych jesienią tego roku.

Sam w wyborach prezydenckich w szoku po katastrofie smoleńskiej głosowałem na Jarosława Kaczyńskiego, m.in. dlatego, że PiS był przeciw okropnej ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie i domagał się dokładnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy.

Dziś, gdy rzecz widzę w globalnej skali zmagań o kontrolę nad światem, gdy wiem, że awatar Jarosława Kaczyńskiego, śp. Lech Kaczyński nielegalnie sprzedał rakiety ziemia-powietrze do Gruzji, inaczej oceniam sytuację.

Jarosław Kaczyński to awanturnik, sługa amerykańskiego imperializmu. Jego działania są groźne dla Polski. Sojusz z USA jest dla nas tak samo mało warty, jak sojusz z Wielką Brytanią w 1939 r. Trzeba szukać sojuszników blisko, a wrogów daleko. Sojuszników dla Polski trzeba szukać w Rosji.

Jarosław Kaczyński po stracie brata, swojego awatara, nie jest w stanie realistycznie ocenić sytuacji geopolitycznej naszego państwa.

A jest bardzo trudna.

Polska jest osamotniona.

W zasadzie nie ma przyjaciół.

Niemcy chcą nam odebrać Śląsk, Pomorze i Mazury.

Francuzi popierają Niemcy.

USA mają ważniejsze sprawy na głowie niż Polska, ich prezydent nawet nie przyjechał na pogrzeb swego sługi Lecha Kaczyńskiego, prezydenta Polski. USA bankrutują.

Bankrutuje też Wielka Brytania.

Polska najbezpieczniejsza była w sojuszu z ZSRR, których chronił nas przed zakusami Niemiec.

Czas znowu pomyśleć o sojuszu z Rosjanami.

Wejście Polski do NATO było błędem.

Trzeba, po prostu uznać wyższość Rosji, i pokłonić się carowi Włodzimierzowi Putinowi.

Powiedzieć Rosjanom: Przepraszamy, że Was dobrodziejów naszych, którzy w 1945 r. daliście nam tak wspaniałe państwo, zdradziliśmy w 1999 r. Słusznie zabiliście zdrajców, którzy zdradzili Was nie pytając nas o zgodę.

Paść na kolana i prosić o wybaczenie.

Zamiast tkwić w megalomaństwie.

Twierdzić, że komunę obaliliśmy, skoro wiadomo, że komunę w całym Układzie Warszawskim to Rosjanie zdemontowali.

Że nasze zasługi dla świata są wielkie, więc się nam coś od świata należy.

A przecież świat jest taki jaki był sto lat temu i tysiąc lat temu.

Liczy się tylko siła armii.

Kto silny bije słabych w mordę, a reszta w mordę w kubeł – to jest obecnie podstawowe hasło Pax Americana.

Ale to nic nowego - ono obowiązuje na Ziemi od 3500 lat.

Czas pogodzić się z tym.

A Polska silnej armii nie ma.

Amerykanie są daleko i w razie czego machną na nas ręką jak Brytyjczycy we wrześniu 1939 r.

Niemcy zaś tylko kombinują, jak tu odebrać nam Śląsk, Pomorze i Mazury.

Przyznaję, jestem sprawą osobiście zainteresowany, bo mam 21 ha ziemi i ładny, wyremontowany dom niedaleko Słupska.

Nie chciałbym, by ten majątek odebrali mi Niemcy.

Niestety, to nie ja decyduję o polskiej polityce zagranicznej.

Na razie widzę w niej ten megalomański gen normański.

Choć ostatnio nawet Radek Sikorski uspokoił się.

Panie Premierze, Mój Ukochany, Donaldzie Tusku, proszę do następnego rządu weź na ministra spraw zagranicznych kogoś bardziej rozsądnego, np. Adama Rotfelda.

Nasz sytuacja geopolityczna jest naprawdę trudna.

III wojna światowa wisi na włosku.

Te bałwany z USA mogą ja wywołać, by dać kolejny pakiet stymulacyjny swojej gospodarce. Już pojawiły się opinie, że II wojna światowa była największym pakietem stymulacyjnym w historii, bo wyciągnęła USA z największego kryzysu w historii.

Ratuj nas, Panie Premierze, Mój Ukochany, Donaldzie Tusku!

Ratuj przed samymi sobą.

I przed tym awanturnikiem Jarosławem Kaczyńskim

Jerzy Krajewski

Inteligentny, odważny, wrażliwy, wszechstronny - człowiek orkiestra, jak mnie nazwała kilka lat temu "Gazeta Bankowa". Urodziłem się w 1963 r. w Słupsku w chłopskiej rodzinie z dziada pradziada. Skończyłem Technikum Elektryczne w Słupsku i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim (obroniona "na pięć" w 1988 r. praca magisterska pt. "Polityczna rola telewizji w Polsce"). W latach 1989-2005 pracowałem w "Gazecie Bankowej", TVP 2 (program na żywo "Telewizja Biznes"),"Życiu Warszawy", miesięcznikach "Zarządzanie", "Businessman Magazine", "Twój Pieniądz", "Finansista", "Głos Banków Spółdzielczych". W 1998 r. wydałem książkę "Tani kapitał, czyli jak zdobyć pieniądze dla firmy". Mam dobrą, ładną żonę Elżbietę i dwóch wspaniałych synów Łukasza i Marcina. Mieszkamy we własnym domu w Markach koło Warszawy. Mam też dom na wsi koło Słupska. Od 2006 r. prowadzę firmę ULAN Sp. z o.o. (mam 80 proc. jej udziałów), wydającą dwa czasopisma: "Europejska Firma" i "Europejski Bank Spółdzielczy" oraz prowadzącą kilka projektów z zakresu public relations, m.in. konkursy Gepardy Biznesu, Efektywna Firma, Bank Przyjazny Biznesowi, Samorząd Przyjazny Biznesowi, Złota Skarbonka oraz Konferencje Nowoczesngo Biznesu. Więcej o jej projektach na: www.europejskafirma.pl - serwis internetowy Magazynu Przedsiębiorców "Europejska Firma" www.gepardybiznesu.pl - serwis internetowy Klubu Gepardów Biznesu www.nb.net.pl - serwis internetowy "Nowoczesny Biznes" www.nh.biz.pl - serwis internetowy "Nowoczesny Handel" www.nr.biz.pl - serwis internetowy "Nowoczesne Rolnictwo" www.nbank.biz.pl oraz www.ibs.edu.pl - serwis internetowy "Nowoczesny Bank" www.rabat.org.pl - Program Rabatowy Tęcza www.taniekredyty.pl - Program Partnerski Money.pl Telefon do mnie: 604 596 537. Mejl: jerzy.krajewski@europejskafirma.pl Mój ojciec WITOLD jest na emeryturze, był właścicielem gospodarstwa rolnego na Pomorzu o powierzchni 13 ha, które podarował mi w 1997 r. Zaczynał od zera na początku lat 60. XX wieku. Całą ziemię kupił. Dorabiał się krok po kroku. Był oszczędny. Zawsze miał pieniądze. Nigdy nie brał kredytów. Mój dziadek Stanisław w 1945 r. przyjechał z Mazowsza na Pomorze i przejął od Niemców ładne gospodarstwo z pięknym domem nad sporym stawem. Ziemię zdał na Skarb Państwa za wyższą emeryturę. Nie wiem jak miał na imię pradziadek, nie wiem gdzie dokładnie jest jego grób w Dobrem (próbowałem odnaleźć ten grób w latach 80. XX wieku, ale nie udało się). Był rolnikiem we wsi Głęboczyca koło Dobrego na Mazowszu. Stanisław Krajewski pochowany jest na katolickim cmentarzu w Zagórzycy kolo Słupska. Tam też pochowany jest mój drugi dziadek, Stanisław Kostrubiec, ojciec mojej mamy, oraz pradziadek Andrzej Kostrubiec. Rodzina Kostrubców pochodzi z Zamojszczyzny z okolic Krasnobrodu - wieś Borki. Byłem tam 30 lat temu razem z dziadkiem Stanisławem Kostrubcem, który zabrał mnie w rodzinne strony z obozu OHP w Zamościu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka