Jacek Kobus Jacek Kobus
230
BLOG

Musi to na Rusi...

Jacek Kobus Jacek Kobus Gospodarka Obserwuj notkę 0

Dziś chciałbym o skutkach. O skutkach tego fatalnego XX wieku po prawdzie - choć, oczywiście, nie tylko..

Już kiedyś pisałem (tylko nie potrafię tego wpisu znaleźć...), że nie wystarczy - moim zdaniem - zlikwidować ZUS i odciążyć Polaków fiskalnie, by zaczęli płodzić dzieci: przyczyny, dla których Polacy obecnie płodzą dzieci rzadko i niechętnie, są o wiele bardziej złożone i nie ustaną ot tak, tylko dlatego, że w kieszeniach młodych ludzi pozostanie trochę więcej pieniędzy, a ich poświadomość homo oeconomicus nie będzie już deprawowana perspektywą emerytury na koszt cudzych dzieci.

 
 
Sam jestem dobrym przykładem złego przykładu pod tym względem - w końcu dzieci nie mam i mieć raczej już nie będę - i wcale nie dlatego, że płacę ZUS (bo nie płacę! KRUS-u zresztą też aktualnie zapłacić nie jestem w stanie: trudno się mówi, zapłacę z odsetkami jak przyjdą dopłaty...).
 
Dla pokolenia, które płodziło dzieci w czasie gierkowskiego boomu i dało początek ostatniej w naszych najnowszych dziejach eksplozji demograficznej tzw. "wpadka" była najgorszym bodaj życiowym przekleństwem. Wiem to po częstotliwości z jaką słyszałem tego rodzaju przestrogi od rodziców i dziadków (najzupełniej niepotrzebnie zresztą: koleżanki z liceum zaświadczą, że nie było się o co martwić - ale już mniejsza o większość...). Już wtedy bowiem ujawniła się sprzeczność między jakże pożądanym "awansem materialnym" - a posiadaniem dzieci. Niby dlaczego sprzeczność ta miałaby nagle ustać, tylko dlatego, że problemem dnia nie będzie zapłacenie - umiarkowanej przecież wysokości - daniny, jaką jest KRUS, a na ten przykład - uciułanie na egzotyczne wakacje w Tajlandii..? No, w moim przypadku pewnie prędzej na jakiegoś nowego, fajnego konia - ale o przykład chodzi.
 
 
Skala biedy, tak samo jak skala bogactwa - to są rzeczy względne. Co dla jednego jest już ostatnią nędzą, dla drugiego będzie zbytkiem. To tylko pewne, że mało kto uważa, że posiada "w sam raz" - i że nie musi zabiegać o więcej...
 
Są ludzie, jak na przykład nasz sąsiad i przyjaciel M., zresztą żyjący bardzo skromnie, z pielęgniarskiej pensji i tych niepewnych dochodów, jakie ze sprzedaży świnek i innych gospodarskich pożytków osiąga, którzy cieszą się dziećmi i płodzą je niezależnie od okoliczności. Widać doszliśmy już w rozwoju naszej cywilizacji do takiego punktu, w którym tacy właśnie - "posiądą Ziemię". Inni zaś, mniej odporni na pokusy materialnego dobrobytu - sczezną bezpotomnie i tyle na ten temat.
 
Drogą donikąd jest też zresztą - jakże popularna w kręgach tzw. "prawicy" - "polityka prorodzinna". Mnożąc zasiłki, becikowe, benefity - możemy zafundować sobie co najwyżej to, co już jest na Zachodzie, a zwłaszcza na Wyspach Mglistych (z doniesień kolegi Wojtka, który ma przecież informacje z pierwszej ręki, wnioskując...). Sytuację, w której płodzenie dzieci stanie się rodzajem zawodu. Wdodatku - ponieważ w obecnej sytuacji zdecydowanie trudno sobie wyobrazić brak preferencji dla samotnych matek (czy tam, po poprawnopolitycznemu - dla "samotnych rodziców") - łatwo też przyjść może do dokładnego skopiowania stanu, w jakim znajdują się mieszkańcy (ongiś...) robotniczych przedmieść Londynu czy Edynburga: formalnie "samotne" kobiety żyjące z benefitów, zapładniane w systemie haremowym przez lokalnych "samców alfa".
 
Zdecydowanie NIE JEST to sposób na pozyskanie "obywateli wysokiej jakości": dzieci tych kobiet NIGDY nie będą pracować. Z głodu prędzej padną, niż czymkolwiek innym od handlu narkotykami, kradzieży lub - co najprędzej - składania wniosków o zasiłki, splamią swoją godność urodzonego proletariusza.
 
Nic się nie da zrobić. Ani gatunkowi ludzkiemu, ani "cywilizacji białego człowieka", ani nawet - narodowi polskiemu - żadna "demograficzna katastrofa" bynajmniej nie grozi. Nie ludzie, nie rasy i nie narody wymierają bowiem - tylko ci, którzy okazali się nieodporni na pokusy materialnego dobrobytu. I bardzo dobrze! Za lat 100 liczba ludności znowu zacznie rosnąć - tyle tylko, że teraz, będą to ludzie już odporni na tego rodzaju demoralizację. Lepsi.
 
Tak samo, jak po epidemii czarnej ospy w połowie XIV wieku - ludność Europy szybko zaczęła ponowie rosnąć tyle tylko, że posiadając już, odziedziczoną po przodkach, którzy przeżyli - odporność na ten patogen. Gdyby nie "czarna śmierć" - czy udałoby się potem Europejczykom opanować i zasiedlić Nowy Świat? Indianie "sprzedali" białym syfilis - ale sami padli jak muchy skoszeni zarazkami, które u białych wywoływały co najwyżej lekkie choroby. Wolelibyście, żeby było odwrotnie..?
 
 
Kto wie przed czym, i przed jak strasznym zagrożeniem - uodporni ludzkość obecny "kryzys demograficzny"..?
 
Jak chodzi zatem o tzw. "politykę demograficzną", to zdecydowanie zalecam - brak jakiejkolwiek. Im szybciej to się przewali, tym lepiej. Cokolwiek będzie robione - dać może co najwyżej fatalne skutki!
 
Owszem: jest to podły, brutalny darwinizm. Nie przesadzajmy jednak! W końcu, TYM RAZEM, nikt nie umiera w męczarniach, tylko tak jakby - wprost przeciwnie. Co zaś do obaw o przyszłe emerytury czy spłatę długów, to frajerami jesteście, jeśli wciąż jeszcze wierzycie, że COKOLWIEK jest w stanie owe emerytury uratować, a długi pospłacać...
 
Z czego oczywiście NIE WYNIKA, iż chcę utrzymania ZUS (skoro nawet na zapłatę w terminie KRUS-u mnie nie stać...) oraz wszystkich innych danin, tak niemiłosiernie zdzieranych GŁÓWNIE z ludzi biednych w Polsce przez niemiłościwie nam panujące, a sklerotyczne i nepotyczne gosudarstwo!
 
Natomiast bardzo wątpię w to, czy rzeczywiście - jak to na każdym kroku powtarza JKM - starczy tylko znieść nadmierne daniny i odchudzić nadto roztyte gosudarstwo - a zaraz zapanuje szczęśliwość powszechna, a "Polak za 5 lat poleci na Marsa".
 
 
 
To wcale nie jest takie proste..! I nie, wcale mi nie chodzi o to, że pewnie prędzej się doczekamy "interwencji humanitarnej" NATO i Jewrosojuza, niż uda się zrealizować choć 1/5 tych postulatów (JKM proponuje na to sojusz z Chińczykami - no dobra: przy pewnych dodatkowych założeniach, to się TEORETYCZNIE - może udać...). To są kwestie dość powierzchowne i możliwe do rozwiązania.
 
O wiele gorzej, że żeby "Polak poleciał na Marsa" - a także, żeby, co mnie najbardziej interesuje - funkcjonowały i stadniny i tory wyścigowe i filharmonie - najpierw Polacy muszą tego w ogóle chcieć.
 
Teraz, kiedy Polacy generalnie nie mają pieniędzy, a władzę tak polityczną, jak i ekonomiczną zawłaszcza "nowa klasa" - można sobie wszystkie niepowodzenia i biedy złą wolą, kolonialną zależnością i złośliwością "nowej klasy" tłumaczyć.
 
Przecież jednak, niepowodzenia i biedy nie skończą się tylko dlatego, że się "nową klasę" odstrzeli, pieniądze zostaną w kieszeniach Polaków, a władzę obejmie ktoś rozsądniejszy (mniejsza o to kto i jak...). Jak wtedy będziemy sobie owe niepowodzenia i biedy tłumaczyć..?
 
Polakom nie chce się mieć dzieci (chyba, że się im za to zapłaci - jak na Wyspach Mglistych, gdzie też, w rzeczy samej - Polki płodzą na potęgę...). Sądzicie, że będzie im się chciało latać na Marsa? Utrzymywać jakieś stadniny, tory czy filharmonie?
 
A nie lepiej kupić za to wypasionego merca..? Albo nowego krasnala do ogródka przed domkiem (KONIECZNIE z kolumienkami i podjazdem..!)?
 
 
Jak już pisałem - ciągłość kulturowa została zerwana. Tym samym - nie ma co liczyć na kontynuację tych wzorców użycia, czy nawet nadużycia majątku i wpływów, o jakich możemy sobie poczytać w "Lalce" Prusa, na ten przykład.
 
Oczywiście - możemy mieć nadzieję. Jak Pan podporucznik z "Nowego Ekranu", który nadzieję pokłada we wnukach swojego kaprala - konfidenta. Ale - nie ma że musi. Musi, to na Rusi...
 
Nie jest to argument za utrzymaniem po wiek wieków państwowych stadnin, torów wyścigowych czy filharmonii. Jak jednak wybrnąć z tego pata - Dalibóg, nie mam pojęcia! Zdarzały się w dziejach powszechnych równie, albo i bardziej radykalne zerwania z przeszłością. Ludzkość to jakoś przetrwała i jeśli tylko brać dostatecznie długi okres za punkt odniesienia - niespecjalnie jej to szkodziło (choć dla mnie wielką szkodą jest, że hetycką sztuka treningu koni została na tak długo zapomniana...).
 
Kimże zresztą ja jestem, żeby osądzać krasnale i merce jako gorsze od stadnin, torów i filharmonii..?
 
Poza tym - problem jest mocno teoretyczny, jako że na razie "nowa klasa" ma się dobrze, a w teorię "rewolucji w jednym kraju" - przyznam się Państwu - nie wierzę...
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka