Jacek Kobus Jacek Kobus
121
BLOG

Wyobcowanie

Jacek Kobus Jacek Kobus Kultura Obserwuj notkę 0

Czytam właśnie Orhana Pamuka "Śnieg". Czytam - i w głową zachodzę, jak to się mogło stać, że Akademia Szwedzka nagrodziła pisarza NAPRAWDĘ wartego czytania..? Jakieś niedopatrzenie, czy co..?

 

Panorama Karsu - niestety, latem
 
Pierwsze wrażenie jakie mam z tej lektury, to poczucie obcości. Nigdy by mi nie przyszło do głowy pytać KTO sprawia, że śnieg pada?
 
Nie wiem jak Państwo, nie wiem jak Ojciec Knabit, czy jakiś inny blogujący duchowny (zapytajcie, może któryś ma coś ciekawego na ten temat do powiedzenia..?). Ogólnie jednak - koncepcja takiej Opatrzności, która stale jest zajęta nieustannym czuwaniem, by woda płynęła w dół, a nie do góry, by ptaki fruwały, ryby pływały, by morza nie zalewały lądów, i tak dalej, i tak dalej - słowem jednym: Opatrzności, bez której czujnej uwagi nic nie może ani przez chwilę istnieć pozostawione samemu sobie - taka koncepcja w chrześcijaństwie, choć teoretycznie możliwa, przegrała walkę o rząd dusz wiele wieków temu. Ostatecznie - za sprawą św. Tomasza, który przedkładał jednak Arystotelesa nad Plotyna (Platona do tego nie mieszajmy - przyda się za chwilę...).
 
Dzięki temu my mamy fizykę - i, teoretycznie przynajmniej, możemy odparować większość żyjących na tej planecie muzułmanów w czasie krótszym niż zajmie im odmówienie ostatniej modlitwy. Fizyka zaś, nie potrzebuje "hipotezy Boga", by wytłumaczyć, jak to się dzieje, że śnieg pada.
 
Oczywiście - fizyka nie pomoże nam przewidzieć, KIEDY śnieg będzie padał i ile DOKŁADNIE go spadnie - bo to są zjawiska z natury indeterministyczne. Einstein widział rolę Boga właśnie w tej dziedzinie: jako kogoś w rodzaju Wielkiego Rachmistrza, który potrafi uzgadniać to, co chaotyczne, z tym co deterministyczne, prawa kwantowe z prawami makroskopowymi. Pomysł ten jednak - nie zyskał szerszego uznania.

Widok na Ararat od strony Karsu
 
W rzeczywistości wszyscy jesteśmy - jak to bardzo słusznie Pamuk nam wypomina - atheos: ludźmi opuszczonymi przez Boga. Niezależnie od tego, czy w Niego wierzymy, czy nie wierzymy. Bo nasz Bóg ani dosłownie, ani nawet w przenośni - nie kieruje każdym naszym krokiem, nie nosi każdej kuli i nie stoi za każdym naszym życiowym powodzeniem lub niepowodzeniem. Jesteśmy samotni - i zdani tylko na siebie, bo nawet Łaska, którą On nam oferuje - na nic się nie zda, jeśli nie uczynimy sami pierwszego kroku...
 
Zaczynam dzięki temu rozumieć, dlaczego dla wierzącego muzułmanina ateista, czy nawet chrześcijanin - jest przede wszystkim człowiekiem godnym najwyższego współczucia. Oczywiście, zawsze możemy się unieść honorem i odpowiedzieć, że ich wiara, małą jest wiarą - bo cóż to i za sztuka wierzyć w taki Byt, od którego nawet porządnie plecami nie sposób się odwrócić, bo wszak i sam gest "odwracania się plecami" z niczyjej innej, jak tylko z woli Najwyższego mógł nastąpić.
 
Mała to jednak pociecha - bo, powiedzmy sobie szczerze - a wielu to wśród nas takich herosów, którzy z podniesionym czołem i bez drżenia (nie wiem dlaczego, ale Kierkegaard zaraz przychodzi mi na myśl, choć to przecież bezbożny luter...) - potrafią stawić czoło tej przerażającej wolności..?
 
Nic też dziwnego, że to byli chrześcijanie nawracają się na islam, a nie odwrotnie - islam łatwiejszą oferuje pociechę i bardziej kompleksową, niż najbardziej zaangażowane chrześcijaństwo. Osobliwie, odkąd nieopatrznie zdemontowaliśmy, w przypływie demonicznego szaleństwa - dawny porządek z jego, jakże ułatwiającym życie i upraszczającym moralne wybory maluczkich - sojuszem ołtarza z tronem...

Dworzec autobusowy w Karsie zimą
 
Pozostaje - być może - jeden tylko punkt zaczepienia. Oczywiście, że nie mogło mi przyjść do głowy by pytać KTO sprawia, że śnieg pada. Być może jednak - jeśli nie mnie, to komuś z Państwa - zdarzyło się pomyśleć, KTO sprawia, że płatek śniegu jest piękny..?
 
Bez wielkiej nadziei zadaję takie pytanie - bo i tu, prawdę powiedziawszy, od samego zarania myśl Zachodu zbyt wiele miejsca na bogi i dziwożony nie pozostawia. Odpowiedzi na to pytanie w naszej tradycji mogą być w zasadzie tylko dwie. Albo kryształ śniegowy jest piękny, gdyż ma udział w idei piękna (jak to już Platon orzekł, na wieki wieków, amen...) - która jest ideą samą w sobie, absolutną i transcendentną i jeśli nawet jakiś Stwórca ją stworzył, to stworzył ją dawno temu i raz na zawsze i dość ma taktu, by od stworzonego trzymać się na dystans, nie narzucając mu nachalnie Swej obecności.
 
Ewentualnie - i to jest odpowiedź bardziej współczesna, choć wcale nie wydaje mi się, by to ją zaraz czyniło bardziej aktualną - możemy sobie odpowiedzieć, że płatek śniegu jest piękny, bo MNIE się tak wydaje, takie mam widzimisię i już...
 
Tak więc - w tym punkcie, to jest w kwestii Boga i jego roli w życiu codziennym - lektura Pamuka poraża obcością. I bardzo dobrze! Szczerze i gorąco zachęcam - bo wiele można się dzięki takiemu doświadczeniu nauczyć...

Ruiny osmańskiej cytadeli w Karsie
 
Jest jednak i druga strona tej książki. Bardziej może subtelna. Wymagająca też niejakiego przygotowania od czytelnika.
 
Czytam tedy i czytam - i co raz łapię się na spostrzeżeniu, że skądś to znam...
 
Ale co..? Ano - wyobcowanie kolonialnej elity, Drodzy Państwo...
 
To wyobcowanie daleko ostrzej zachodzi w świecie islamu opisywanym przez Pamuka niż u nas - raz dlatego, że sama odległość, tak geograficzna, jak i czasowa pomiędzy tym "rozwiniętym Zachodem", który rządząca nowoczesną Turcją inteligencja próbuje kopiować, a ukazanym w książce interiorem wschodniej Anatolii (a tak naprawdę, to Wielkiej Armenii - tylko, że Ormian już tam nie ma...) - znacznie jest większa niż nawet między tymże Zachodem a pospegieerowską szarzyzną Ziem Ongiś Odzyskanych.
 
A dwa - że my jednak, choć WCIĄŻ, po ponad 200 latach, nie udało się nam owego "rozwiniętego Zachodu" do końca i jak należy skopiować - nieco dalej jesteśmy w tym procesie zaawansowani...
 
Jak już tu kiedyś pisałem - tzw. "inteligencja" to specyficznie kolonialna warstwa społeczna. Nie ma sensu mówić o "inteligencji brytyjskiej". Na Wyspach Mglistych to jest co najwyżej "klasa średnia", ewentualnie - po I wojnie światowej - "nowa klasa" clerków. Ale "inteligencja"..? Nonsens!
 
Jest natomiast sens mówić o "inteligencji rosyjskiej", "inteligencji polskiej", "inteligencji indyjskiej", czy też - jak w tym przypadku - "inteligencji tureckiej".
 
Inteligent to bardzo specyficzny typ człowieka. Z zawodu jest on kimś w rodzaju tłumacza. Problem polega na tym, że "zawód" ten - przerasta całe jego życie, czyniąc go z definicji i bez najmniejszych szans na uleczenie - nieszczęśliwym!
 
Inteligent to ktoś taki, kto szkoli się i edukuje w umiejętnościach i w SPOSOBIE MYŚLENIA przodującego "rozwiniętego Zachodu" - do tego stopnia, że staje się "indyjskim Anglikiem", "polskim Francuzem", "rosyjskim Holendrem". Po czym, osiągnąwszy niejaką biegłość w byciu "kimś innym" (niż jego rodzice, służący, podwładni, poddani, itp.) - próbuje swoich rodaków przerobić na własną modłę.
 
Jak bardzo to się nie udaje we współczesnej Turcji i jakie stąd wynikają dla biednych inteligentów cierpienia - to sobie sami, Drodzy Państwo, u Pamuka przeczytajcie.
 
O tym, jak to się nie udaje w Polsce i jakie stąd ZARÓWNO dla "cierpiących inteligentów", jak i dla prostego ludu wynikają nieszczęścia - też kilka niezłych książek napisano.

Dawny kościół ormiański w Karsie
 
Ja niedawno pisałem o tym, jak polscy arystokraci, chcąc na nowo zdefiniować pojęcie "polskości" - stworzyli i wypromowali na świecie rasę "koni arabskich". Dziwne to - ale na swój sposób logiczne. I JAK NAJBARDZIEJ - wpisuje się w życiowe "posłannictwo" inteligencji (której pierwowzorem była u nas właśnie sfrancuziała arystokracja przełomu XVIII i XIX wieku).
 
Dlaczego D'Alambert, Diderot, Wolter i cała reszta francuskich przygłupów, którzy zdefiniowali sposób myślenia wykształconych mieszkańców Zachodu (i kopiujących ten sposób myślenia naszych Rzewuskich, Sanguszków, Branickich...) nie dostrzegali na Bliskim Wschodzie takiego słonia w menażerii jak Imperium Osmańskie - a za to pasjonowali się każdym pierdnięciem spod namiotu pustynnego Beduina..?
 
Bo byli "dziećmi wdowy", "spadkobiercami Hirama" - i ubzdurali sobie w Arabach ideowych antenatów - zaczytując się w kiepskich, z drugiej lub trzeciej ręki tłumaczeniach jakiejś arabskiej mistyki (innymi podówczas nie dysponowali - a przyrodzona pycha nie pozwoliła im przyznać, że gówno o Bliskich Wschodzie wiedzą...), luki wypełniając swobodną konfabulacją w stylu "Listów perskich" Monteskiusza, czy tak wielki śmiech polskiej zaściankowej szlachty budzących dramatów "wschodnich" Woltera.
 
Tak więc to bieganie w fartuszkach i bez jednej skarpetki - ochotnie podówczas małpowane także i na Podolu - jest praprzyczyną, dla której pan doktor dyrektor Trela ma szansę co roku opchnąć naftowym szejkom trochę koni za konkretne pieniądze.
 
Na darmo Henryk Rzewuski - też zresztą w młodości w fartuszku i bez skarpetki biegający, ale mu na starość rozum wrócił do głowy - wyśmiewał te bzdury: nic się już nie dało na modę poradzić...

Najbardziej przy tym perfidne jest to, że ów niewątpliwie francuski i masoński import ideowy, owa innowacja - zdołała się u nas rozgościć jako konserwatywny styl myślenia! A nawet - narodowy. Bo stylem "postępowym", a nawet "liberalnym" był podówczas - import koni pełnej krwi angielskiej (o których też ostatnio pisałem), czym trudnili się na przykład Krasińscy i Lubomirscy.

Całkiem podobnie jest i u Pamuka. Czyż "islamiści", których opisuje - to nie jest pewien pastisz dawnej tradycji i jak najbardziej zachodniej nowoczesności..? Nie tylko od strony czysto "instrumentalnej". Wśród "islamistów" w mieście Kars - większość bodaj to nawróceni komuniści...

Świadectwo wyobcowania małpującej "rozwinięty Zachód" inteligencji - wszystko jedno: postępowej, czy "konserwatywnej" - jakie daje Pamuk jest iście przejmujące. Zaprawdę: Piekło jest w nas! Przeczytajcie zresztą sami.
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura