Jacek Kobus Jacek Kobus
137
BLOG

Contra Kołakowskim, cz. 2 - O sławie

Jacek Kobus Jacek Kobus Kultura Obserwuj notkę 1

Dawno nie czytałem tylu mądrych słów tak bardzo oderwanych od istoty problemu, jak w tym właśnie "mini - wykładzie"! Czyżby profesor Kołakowski nigdy nie słyszał o "piramidzie Maslove'a"..?

Jest rzeczą dość oczywistą, że pragnienie sławy da się sprowadzić do pragnienia "zaspokojenia potrzeby akceptacji ze strony grupy". Ten, kto jest sławny, o kim wszyscy wiedzą, kogo rozpoznają na ulicach - cieszy się, bo ludzie go akceptują, może nawet kochają (a przynajmniej: sprawiają takie wrażenie, czasem wręcz zgoła nader dosłowne, jak w przypadku rockmanów, obrzucanych przez fanki stanikami...).

 
Pojęcie nie mam, co to za jeden - zdjęcie wypluły Gógle w odpowiedzi na zapytanie "fans throwing the bras" - ale widać, że się cieszy, nieprawdaż..?
 
Teoretycznie, tak się powinno dziać tylko w przypadku ludzi obdarzanych tzw. "dobrą sławą". W praktyce jednak - nie ma to większego znaczenia. Podobno ludzki umysł nie zapamiętuje przeczeń. Nie jestem tak do końca przekonany, czy to prawda - no, ale prezenterem sprzedaży bezpośredniej byłem marnym, więc co ja tam wiem!
 
Tak, czy inaczej, w praktyce nie ma znaczenia, czy człowiek znany jest z dobrych, czy ze złych czynów. I tak - może się spodziewać oznak uwielbienia, naśladownictwa, hołdów i innych korzyści, zwyczajowo wiążących się z akceptacją grupy.
 
Można to łatwo wytłumaczyć odwołaniem się do naszej ewolucyjnej przeszłości. Jak wiadomo, nasi bliscy dość kuzyni, szympansy, walczą między sobą o przywództwo nad stadem. Zwykle takie starcia są bezkrwawe, chodzi o to, żeby przestraszyć rywala groźną postawą i donośnymi rykami. Grupa behawiorystów badających szympansy w afrykańskiej dżungli zaobserwowała, jak jeden z młodych samców przegonił starego przywódcę używając wydających przeraźliwe dźwięki puszek, które zebrał z ich śmietnika. Zachował się tedy "nie fair", "oszukał" - a i tak dostał wszystko, na czym mu zależało...
 
Czyn bohaterski i najpotworniejsza zbrodnia wywołują wśród ludzi bardzo podobne wrażenie. Co z wielkim dla siebie pożytkiem zaobserwowali i stosowali już starożytni czy renesansowi tyrani - naprawdę, nie miało znaczenia, czy ich rządy zaczynały się od uratowania rodzinnego miasta przed wrogiem, czy od wymordowania wszystkich ojców rodzin, ciąg dalszy był w każdym przypadku taki sam!
 
Pragnienie sławy ma wiele wspólnego z dążeniem do władzy - i stąd, taka kolejność rozważań profesora Kołakowskiego nie jest od rzeczy. Różnica jest taka, że dążenie do sławy jest chyba powszechniejsze - nie każdy przecież stara się o udział we władzy, podczas gdy niewielu ludzi skłonnych jest do ukrywania się przed kamerami.
 
Ba! Nawet w przypadku ludzi niejako "zawodowo skromnych" - widać przecież niejakie dążenie do upamiętnienia ich życia i czynów, jeśli nie wśród współczesnych, to chociaż u potomności: ciągle przecież znajduje się w rzymskich katakumbach groby męczenników - są one specjalnie oznaczone, co wyraźnie dowodzi, iż współwyznawcy dokonując takiego właśnie pochówku, pragnęli zaznaczyć szczególne męstwo pochowanych w oczach swoich potomnych (przecież nie przed Bogiem, który wie wszystko...). Skoro tak robiono, stale i systematycznie przez dłuższy czas - to znaczy, że takie choćby upamiętnienie, nie było tak do końca obojętne idącym na śmierć męczeńską...
 
 
Jest oczywiście całe mnóstwo ludzi, których wystąpienie przed publicznością wykraczającą poza krąg znajomych - peszy i wprawia w drżenie. Właśnie dzięki temu zawód prezentera sprzedaży bezpośredniej był kiedyś dobrze płatny - bo nie każdy się do tego nadaje, a najlepiej nadają się do tego ewidentni socjopaci, tacy jak ja (mnie tylko gubiło zamiłowanie do ironii - to jest coś, czego "normalni" słuchacze nie tolerują: a mnie z wielkim tylko trudem przychodzi z tej maniery zrezygnować...).
 
Nie wydaje się jednak, aby brak śmiałości przed obcymi zaraz wykluczał JAKIEŚ dążenie do sławy. Wielka popularność takich portali jak "Fejsbók", "Nasza klasa" i temu podobne - zasadza się na (złudnym skądinąd, co profesor Kołakowski bardzo akuratnie wytłumaczył...) wrażeniu, że oferują one swoistą szansę na zaistnienie, na sławę - nawet osobom, które skądinąd niczym szczególnym się nie wyróżniają, a postawione przed stuoosobowym tłumkiem - zatną się z punktu i ani "be", ani "me" nie wybąkają.
 
Jak się zdaje zarówno chorobliwa nieśmiałość, jak i kompletny ekshibicjonizm, to są pewne ekstrema. Zdrowej większości natomiast - na akceptacji grupy zależy i są skłonne bardzo wiele w zaspokojenie tej potrzeby zainwestować - własnego życia nie wyłączając, jak tego dowodzą prawdziwe legiony bohaterów sławnych dopiero pośmiertnie. 
 
 
Patrząc na obrazek powyżej mam wrażenie (już kiedyś chyba o tym pisałem...), że Maslove się mylił. "Akceptacja ze strony innych" to nie jest potrzeba "wyższego rzędu" - bo ma ona bardzo wiele wspólnego nie tylko z bezpieczeństwem, ale i z czysto fizjologicznym przetrwaniem.
 
Metoda Monty Robertsa, o której niedawno pisałem, na tym się zasadza, że zamiast fizycznej dolegliwości, stosuje się wobec konia groźbę wykluczenia ze stada. Wykluczenie ze stada jest dla stadnego roślinożercy karą główną - bo samotny nie ma najmniejszych szans na przeżycie.
 
Myślicie, że walczący wszystkożerca, ale przecież też stadny, a w pojedynkę praktycznie bezbronny - człowiek - może się pod tym względem różnić jakoś od koni..?
 
Tak więc cały ten "respect of others" trzeba przenieść sporo, sporo w dół, do podstawy piramidy. Najwyżej na drugi jej szczebel!
 
Stąd - taka powszechność dążenia do sławy. No i dzięki temu właśnie, zrobił Mark Zuckerberg taki dobry interes:
 
 
Ostatecznie - najlepsze interesy robi się na najbardziej podstawowych potrzebach biednych ludzi, a nie na zaspokajaniu kaprysów bogaczy (i dlatego prowadzenie piekarni jest lepszym pomysłem na biznes niż hodowanie luksusowych koni - cóż ja biedny poradzę, że nie potrafię piec..?).
 
Sława, jaką można zyskać dzięki publikacji fotki - samostrzałki na "fejsie" co prawda tak się mniej więcej ma do sławy prawdziwej, jak margaryna do masła, czy kawa zbożowa do kawy - ale, skoro szerokich tłumów ani na masło, ani na kawę nie stać, to jaki mają inny wybór..?
 
W konkluzji stawia profesor Kołakowski dwa postulaty. Są to postulaty moralistyczne: aby - po pierwsze - starać się raczej o dobrą sławę, niż o sławę jakąkolwiek oraz, po drugie - aby dążenie do sławy nie zamieniało się w niszczącą obsesję. Jak to zwykle z moralistycznymi postulatami bywa - są one oczywiście bardzo słuszne i mądre, ale nie widać jakoś, żeby się nimi ludzkość przesadnie przejmowała...
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura