Jacek Kobus Jacek Kobus
183
BLOG

Contra Kołakowskim, cz. 4 - O tolerancji

Jacek Kobus Jacek Kobus Kultura Obserwuj notkę 4

Tolerancja jest zawsze złem. Ktokolwiek twierdzi inaczej - nie tolerancję propaguje (jak słusznie w tym przypadku zauważa profesor Kołakowski), lecz obojętność, tumiwisizm, zgnuśnienie, marazm.

Ten bowiem tylko może widzieć w tolerancji dobro, komu jest wszystko jedno, w co ludzie wierzą, co czczą, czego się lękają i jakie mają pomysły na organizację życia wspólnego. To są rzeczy bezsporne i ja się w tej materii jak najbardziej z autorem "Mini wykładów o maxi sprawach" zgadzam. Jeśli znowu jakiś wielbiciel "umowy społecznej", czy innego pseudofilozoficznego bełkotu zechce wnieść zdanie odrębne - niechże to Kołakowskiemu na grobie robi, a nie mnie tutaj, na blogu!

 
 
Piszę ten cykl wakacyjnych i niepoważnych wpisików PRZECIW Kołakowskiemu - więc pomijam te rzeczy, gdzie się z nim zgadzam. To chyba jasna, czy co dwa zdania muszę o tym od nowa przypominać..? Idąc wedle kolejności esejów w jego książeczce, pominąłem właśnie esej zatytułowany "O kłamstwie" - bo nic zgoła nie mam na ten temat do powiedzenia...
 
Jak chodzi o tolerancję, to moim zdaniem Kołakowski pobłądził w dwóch miejscach. Po pierwsze - zbyt późno, zbyt blisko naszych czasów lokuje korzenie tego zjawiska.
 
"Stanem naturalnym" jest nie tyle "nietolerancja", co pewna jednolitość, homogeniczność poglądów: tak samo bowiem jak naturalnej dla ludzkiego stada hierarchii społecznej uczą się dzieci od rodziców, tak też dzieci od rodziców przejmują ich światopogląd. Jest to fundament jakiejkolwiek możliwej do pomyślenia TRWAŁEJ organizacji społecznej. Eksperymentowano w XX wieku i eksperymentuje się nadal - czasem były to eksperymenty masowe i okrutne, dziś robi się to zwykle nieco dyskretniej i w sposób zawoalowany, ale robi się przecież nieustannie - nad "wychowaniem nowego człowieka". Takiego, który by pozbawiony był "dziedzicznego obciążenia" po przodkach.
 
Były te eksperymenty i są nadal bardzo ważne dla tych, licznych dość utopistów, którzy uważają, że "człowiek jest z natury dobry" - a zło, którego doświadczamy w życiu społecznym, pochodzi od instytucji. Ponieważ zaś najważniejszą ze wszystkich instytucji jest rodzina - to ją najpierw trzeba zniszczyć, przerywając w ten sposób transmisję międzypokoleniową memów.
 
Ale problem dostrzeżono o wiele wcześniej. Nie od parady proponował Platon, by jego idealni "strażnicy państwa", produkt przemyślanego programu eugenicznego, bo sprawni i w matematyce i w robieniu włócznią - nie znali swoich rodziców, a całej wiedzy i wszystkich memów, uczyli się od państwa..!
 
Jest kwestią dyskusyjną na ile szeroka może być "wspólnota naturalna". Taką "wspólnotą naturalną" jest właśnie rodzina - czy jest nią także sąsiedztwo..? Klan..? Naród..? Będę się nad tym szerzej zastanawiał we wpisie "O wielkiej zdradzie".
 
Tutaj, dość jest stwierdzić, że przez większość dotychczasowej historii ludzkości, na wzór i na bazie "rodziny nuklearnej" funkcjonowały rozmaite wspólnoty wyższego rzędu, w których stosunki międzyludzkie organizowane były analogicznie jak w rodzinie. Takimi "wspólnotami wyższego rzędu" były różnego rodzaju struktury klanowe i plemienne. Taką "quasi-rodziną" był folwark pańszczyźniany czy niewolnicze latyfundium. Na wzór rodziny wreszcie - zorganizowana była tradycyjna monarchia, z królem jako ojcem wszystkich poddanych.
 
Oczywistą oczywistością jest, że w rodzinie pożądana jest jednolitość poglądów. To znaczy - członkowie rodziny winni podzielać poglądy jej szefa. To chyba jasne..?
 
Jak to wyglądało w praktyce, to na ten przykład pan Honoriusz Balzac opisał lepiej ode mnie - co będę po takim mistrzu powtarzał, sami możecie sobie Państwo przeczytać!
 
Im szersza była taka "quasi-rodzina", tym trudniej jej przychodziło utrzymać wewnętrzną homogeniczność poglądów. Już w przypadku mieściny wielkości mojego prawie-że-rodzinnego Starogardu Gdańskiego, więc starożytnych Aten epoki klasycznej - nie dało się tego zrobić bez ostracyzmu, cykuty i temu podobnych "pomocy jeździeckich"!
 
Były zaś, od głębokiej starożytności, takie twory społeczne, w przypadku których o narzucaniu jakkolwiek rozumianej jednolitości światopoglądu - mowy być nie mogło. Chodzi o imperia.
 
 
 
Imperium jest albo tolerancyjne - albo nie ma go wcale. Żadnemu imperium w dziejach nie udało się jeszcze narzucić ludności, z definicji rozmaitej - jednego poglądu na świat. Toteż dziwić się należy nie temu, że imperium sowieckie upadło - ale temu, że upadło DOPIERO po 70 latach. Bez broni atomowej i telewizji - połowy tego czasu by nie przetrwało zapewne...
 
Kościół w średniowieczu wyciągnął wnioski z porażek rzymskich cezarów doby chrześcijańskiej, którym nie udało się narzucić wszystkim poddanym nawet tylko jednego wyznania wiary (mieliśmy wszak kolejne kontrowersje na ten temat w starożytności chrześcijańskiej: do dziś istnieją na Bliskim Wschodzie Kościoły z tych kontrowersji wyrosłe - lubo jeszcze kilka lat szerzenia przez Imperium Amerykańskie ideologii "liberalnej demokracji", a pewnie żywa noga z tych chrześcijan nie ujdzie...) - i dopuścił wewnętrzny pluralizm w postaci rozmaitości obrządków.
 
Był tedy Kościół, w pewnych, dość szerokich granicach, tolerancyjny: budziło to zresztą nieustanne, wewnętrzne dyskusje. Tolerancja jest z pewnością złem. Pytanie, co jest złem większym: dopuszczać do wiecznej zguby pewnej liczby dusz tkwiących w błędzie - czy też godzić się na wojnę, potrzebną aby błędne poglądy wyrugować..?
 
 
W praktyce poza nawiasem Kościoła znajdowały się te sekty czy grupy - które same tego chciały, zwierzchność Rzymu stanowczo odrzucając. Tak się też stało i w przypadku ostatniej kontrowersji, luterskiej - z tą różnicą, że w przeciwieństwie do różnych tam bogomilców, albigensów czy innych husytów - lutrów i kalwinów nie udało się pokonać zbrojnie i tym samym - ich herezje utrwaliły się.
 
Nie jest jednak w żadnym razie tolerancja wynalazkiem XVI-to, czy wręcz XVIII-to wiecznym, jak podaje Kołakowski. Jako zjawisko - istnieje od tysiącleci.
 
Drugi błąd profesora, nader zresztą charakterystyczny, to niejakie przemilczenie. Opisuje on dzieje tolerancji tak, jakby to był proces spontaniczny, oddolny zgoła.
 
Nic z tych rzeczy..! Jako się rzekło powyżej - imperia nie mogą nie być tolerancyjne, jeśli chcą istnieć choć trochę dłużej. Państwa europejskie doby nowożytnej - stawały się właśnie wtedy imperiami. Im bardziej zaś stawały się imperiami - tym bardziej zależało im na religijnym pokoju wśród poddanych...
 
Mało tego..! Krzepnącym i szybko obrastającym we wciąż nowe kompetencje gosudarstwom Europy nowożytnej - zależało nie tylko na pokoju religijnym. Jak najbardziej zależało im i zależy - na religijnej OBOJĘTNOŚCI poddanych. Dlaczego? Dlatego, że wyrugowanie religii - a już szczególnie: religii niezależnej od gosudarstwa - stwarza puste miejsce, które może zająć statolatria. Kult państwa.
 
 
Stąd też, szerzenie się zarówno tolerancji, jak i tzw. "tolerancji" (czyli obojętności...) - to są zjawiska nierozdzielnie związane z rozrastaniem się nowożytnego gosudarstwa. Gosudarstwa owe, w toku swojego rozwoju,zniszczyły przez ostatnie 300 lat WSZYSTKIE owe, wyżej wspominane, wspólnoty "quasi-rodzinne" - obecnie zaś usiłują zniszczyć także rodzinę. Idzie o to, aby - jak to otwarcie przyznał  Mussolini - nic w życiu człowieka nie działo się przeciw państwu i poza państwem.
 
Strategia szerzenia "tolerancji" na tyle jest przy tym sprytna, że uderza właśnie w różne światopoglądy "tradycyjne" - od państwa niezależne, bo zwykle odeń o wiele starsze. Rozpowszechnieniu zaś nowego konformizmu, zbieżnego z celami i ideologią państwa - wcale nie przeszkadza. 
 
Widzieliśmy to przecież wczoraj w klinicznej wręcz postaci - skoro "prawo czegoś zakazuje", "autorytety społeczne potępiają", "większość tak uważa" - to znaczy, że to właśnie jest prawda, twierdzi komentator Akara. Zaprawdę! Największym sukcesem gosudarstw nowożytnych jest to właśnie: wychowanie legionów takich idiotów...
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura