Jacek Kobus Jacek Kobus
518
BLOG

Contra Kołakowskim, cz. 8 - O przemocy

Jacek Kobus Jacek Kobus Kultura Obserwuj notkę 2

Wypadałoby już kończyć ten cykl - co prawda "mini wykładów" w książce profesora Kołakowskiego jeszcze wiele, ale wakacje kończą się nieodwołalnie. Mam też poczucie, że moje zarzuty wobec kolejnych eseików będą się powtarzać.

Zatem dwa jeszcze tylko teksty z tej serii. Ten - "O przemocy" i z dawna zapowiadany "O wolności".

Jak już napisałem czas jakiś temu, był Leszek Kołakowski na swój sposób filozofem "tradycyjnym", "klasycznym". Niewątpliwie do naszej, zachodniej tradycji należy ostre, jakościowe przeciwstawienie "natury" i "kultury", "zwierzęcia" i "człowieka".
 
Dlatego pisze już w pierwszym zdaniu tego eseiku jego autor, iż: Przemoc jest częścią kultury, nie zaś natury.
 
Ci z Państwa, którzy dłużej śledzą moje wypociny wiedzą dobrze, że regularnie ostrość tego rozróżnienia kwestionuję. Nie jest to skutek przyjęcia jakichś dogmatów: nigdy, zaiste, nie pociągał mnie buddyzm, czy jakakolwiek inna "filozofia Wschodu" choć przyznaję, że na wykłady prof. Gawlikowskiego o Chinach chadzałem regularnie i nawet próbowałem - bez powodzenia - pisać u niego doktorat. Ale to miał być doktorat o Sun Zi, a nie o "jedności wszystkiego co żyje..!"
 
Mój pogląd na stosunek "człowieczeństwa" do "zwierzęcości" i "natury" do "kultury" to raczej kwestia doświadczenia i stylu życia. Na co dzień mam tu więcej do czynienia ze zwierzętami niż z ludźmi, jako że jedynym człowiekiem "pod ręką" jest moja osobista Lepsza Połowa, a zwierzaków trochę mamy - humory, zachcianki i potrzeby naszych koni i kotów dyktują nam rytm dnia i nocy. Siłą rzeczy, musimy się z nimi porozumiewać - a skoro porozumiewamy się z naszymi zwierzętami, to jakże nam traktować ich jak kartezjańskie "automaty", czy inne bezduszne, instynktami tylko kierowane i nierozumne całkowicie byty..? Jeśli w efekcie błądzę haniebnie, to trudno - Pan mnie z tego rozliczy, a z całą pewnością nie komentatorzy, osobliwie - anonimowi..!
 
Uważam tedy, że przejście od "natury" do "kultury" i od "zwierzęcości" do "ludzkości" jest płynne, ciągłe, nieostre. Nie ma tu żadnej rozcinającej świat na przeciwstawne połówki kurtyny, żadnego "rozstrzygającego kryterium", które mogłoby jedno od drugiego oddzielić. Nie ma takiej cezury przynajmniej w doświadczeniu - bo jeśli istotnie ludzie, w przeciwieństwie do innych zwierząt, obdarzeni są jakąś im tylko właściwą "jakością metafizyczną" - to jest ona z definicji niepochwytna i w żaden zmysłami postrzegalny sposób nam się nie objawia (tak jest - jestem o tyle racjonalistą, że nie tylko w astrologię, ale i w wywoływanie duchów na seansach spirytystycznych - z całą pewnością i bez najmniejszych wątpliwości: nie wierzę..!).
 
Te panie zachowują się "kulturalnie", czy "naturalnie"..?
 
Kultur rozmaitych ludzkość wytworzyła nieprzeliczone mrowie. Ale też i nie ma takiego zwierzęcego stada (ograniczając się, naturalnie, do tzw. "zwierząt wyższych", dysponujących rozbudowanym układem nerwowym...), którego zachowanie i zwyczaje byłyby dokładnie takie same, jak zachowanie i zwyczaje drugiego stada tego samego gatunku. Nawet zatem nasza różnorodność, nasza barwność, nie jest niczym wyjątkowym - choć, to prawda, ludzkie kultury są o wiele bardziej złożone od najbardziej złożonych zachowań stadnych zwierząt i tym bardziej - mają czym się różnić.
 
To, co w ludzkich kulturach jest najpowszechniejsze (czy całkowicie powszechne i bezwyjątkowe - tego, rzecz jasna, z całą pewnością powiedzieć nie można - jeszcze się taki nie urodził, który by wszystko o wszystkich ludzkich kulturach wiedział, boż to i niemożliwe: zwłaszcza, że większość to przecież kultury wymarłe, o których żadne lub pośrednie tylko mamy świadectwa...), a więc własność, władza, prawo, podstawowe tabu reprodukcyjne - jest także powszechne wśród zwierząt.
 
Wszystkie zwierzęta terytorialne zachowują się tak, jakby znały i przestrzegały instytucję własności prywatnej (i stąd za bezsensowne uważam twierdzenie - powtarzane w jednym z późniejszym "mini - wykładów" przez Kołakowskiego - że jest własność instytucją istniejącą wyłącznie w ramach prawa, a bez wsparcia policji i wojska - nieistniejącą...). Skoro tak się zachowują i nie ma tu żadnych istotnych wyjątków - to czyż nie prościej i nie krócej jest mówić, że jest własność po prostu jedną z najpowszechniejszych instytucji rządzących zachowaniem tak samo zwierząt, jak i ludzi..?
 
Wszystkie zwierzęta stadne (o rozwiniętych układach nerwowych) podlegają jakiejś władzy w ramach swoich stad, która to władza ustala pewne reguły postępowania i pilnuje - kłem lub kopytem - żeby te reguły były przez członków stada przestrzegane. Cóż to innego niż prawo i władza..?
 
Większość zwierząt postępuje tak, aby ryzyko chowu wsobnego zminimalizować. Młode ogierki są wypędzane ze stad koników polskich żyjących dziko w rezerwacie w Popielnie, a młode klaczki - odchodzą do stad innych ogierów. To ingerencja człowieka, utrudniająca takie migracje sprawia, że trafiają się ogiery kryjące własne matki lub córki..!
 
Uważam konstatację tych faktów za dość istotne stwierdzenie. Jeśli mam rację i jeśli takie instytucje jak własność, władza, prawo są wspólne zarówno ludziom, jak i innym zwierzętom - to bezpodstawną mrzonką i rojeniem utopijnym są opowieści o tym, jakoby mogli żyć ludzie bez własności, bez władzy i bez prawa. Czy to w jakiejś bardziej lub mniej odległej przeszłości - o czym dawno temu pisałem - czy też w przyszłości.
 
Zanegowanie własności, władzy i prawa - to zanegowanie samej natury i nie może się to dobrze skończyć! Chyba, że nie przy pomocy tajnej i jawnej policji, łagrów i obozów reedukacyjnych, konfiskat i nacjonalizacji się to dokona - a w drodze genetycznej manipulacji...
 
Obawiam się tylko, że skutkiem takiej manipulacji będzie nie anioł, nie "nadczłowiek" jakiś - a wprost przeciwnie: ów jamochłon który, jak to kolega jazgdyni z "Nowego Ekranu" przy jednej z poprzednich okazji zauważył, osiadłszy na miejscu, własny mózg trawi!
 
Nie inaczej jest z przemocą.To prawda, że nie mówimy (...), że jaskółka używa przemocy połykając komara albo wilk, gdy sarnę zagryza. Czy z tego jednak, że tak nie mówimy, wynika, że czymś jakościowo innym jest użycie siły przez człowieka, a czym innym - użycie siły przez jaskółkę lub wilka?
 
Życie żywi się śmiercią. Zwierzęta zabijają dla najrozmaitszych powodów - najczęściej z głodu, ale także w trakcie walki o władzę lub terytorium, a bywa, że i dla zabawy (nasza zewnętrzna kotka przynosi nam o wiele więcej myszy niż zjada...). Czy ludzie robią to z innych przyczyn niż zwierzęta..?
 
Zapewne - człowiek ma (prawdopodobnie unikalną...) możliwość postawienia się w myślach w roli własnej ofiary. Jakoś jednak nie widać, aby ta zdolność, z rzadka tylko jak się zdaje wykorzystywana - wpływała tonizująco na zachowanie różnych oprawców: ani dawniej, ani obecnie..!
 
W tym miejscu kończy się ta część mojego wywodu, której jestem (prawie absolutnie) pewien - a zaczyna się gdybanie.
 
Otóż - potępianie przemocy jako przemocy wydaje się zjawiskiem analogicznym do potępiania własności jako własności, czy władzy jako władzy: są to nadużycia ludzkiego języka, uboczny skutek jego jakże cudownej wszechgiętkości. Nic z tego nie wynika w życiu praktycznym dobrego, bo wyniknąć nie może: tak samo jak nic dobrego nie może wyniknąć z potępiania własności, władzy i prawa.
 
Heraklit z Efezu, zwany "płaczącym filozofem", miał był podobno uważać, że "wojna jest matką wszechrzeczy"...
 
Tym niemniej ludzie mają przyrodzoną pokusę takiego właśnie myślenia. Tak jest po prostu prościej i łatwiej! Będę o tym pisał jeszcze w następnym i ostatnim z tej serii eseju - odrzucenie świadectwa naszych zmysłów, odrzucenie świata w całym jego bogactwie i złożoności, bywa łatwiejszym wyborem, łatwiej przyswajalnym, szczególnie dla prostych umysłów, których jest znakomita większość.
 
Łatwiej jest potępić przemoc w czambuł (a przynajmniej - potępić w czambuł najbardziej jaskrawy jej przejaw, jakim jest wojna), niż wdawać się w subtelne rozważania o "wojnie sprawiedliwej". Pierwsza postawa daje się streścić w haśle zawierającym (w zależności od języka, w którym je wypowiadamy) od dwóch, do góra trzech słów. Na temat drugiej wypisano pracowicie całe stosy foliałów - a do niczego, co by chociaż przypominało zgodę powszechną w tym temacie - dojść się jak do tej pory nie udało...
 
Upowszechnianie się nierozumnych czasem przesądów, prostackich komunałów i oczywistych paralogizmów od jakichś 200 lat nie wiedzieć czemu (a może i wiedzieć - ale to temat na osobne rozważania...) uchodzi za "postęp moralny". Jest Kołakowski, wyrażając nadzieję na ustanie w przyszłości wojen - piewcą tegoż właśnie "postępu moralnego".
 
Tu uwaga na marginesie: toczy się aktualnie w sieci debata o to, po co Ameryce interwencja w Syrii, jakie racje, jaki zamysł za tym stoi..? Nie zamierzam tego przypadku w szczegółach rozpatrywać. Zwracam tylko uwagę na fakt, że nic tak nie zaślepia jak własna propaganda - a świat ten rządzi się na ogół dużo mniejszym rozumem, niż skłonni bylibyśmy to zakładać (doszukując się nieuprawnionej analogii między złożonością świata, a inteligencją "sił", które zdają się nim rządzić...): o czym pisałem wykazując, że nie ma żadnych "głębokich, historycznych przyczyn" upadku I Rzeczypospolitej, a też i kiedy indziej - że nie wiadomo po co tak właściwie wybuchła I wojna światowa...
 
Całkiem nie od rzeczy jest pamiętać o tym, że "klasa rządząca" światem Zachodu co najmniej od końca I wojny światowej właśnie (Liga Narodów, potem pakt Brianda - Kelloga...) wyznaje coś w rodzaju "wojującego pacyfizmu" (przy okazji przyznając sobie, prawem kaduka, rolę "policjanta świata"...) - a w tej chwili sprawują realnie władzę wnukowie i prawnukowie tych, którzy na siedzibie Ligi Narodów w Genewie kazali wykuć napis: ostatniej z wojen - wdzięczna ludzkość. Być może za całą "arabską wiosną", za wojnami domowymi w Libii i w Syrii, za ostatnimi rozważaniami o interwencji w tej ostatniej - nie stoi żaden polityczny rozum, żaden "spisek" - tylko zwykła głupota..?
 
Nie jest ostateczna konkluzja Kołakowskiego całkiem bez sensu: Potępiać absolutnie wszelką przemoc, bez różnicy, to potępiać życie. Niestety, życie dowodzi, że bynajmniej nie jest tak niewinnym i nieszkodliwym jej rozwinięcie, które brzmi: Nie jest jednak nierozumne starać się o taki świat, gdzie przemoc skierowana będzie tylko przeciw niewoli, zbrodni, agresji i tyranii. Nie jest to nierozumne również wtedy, gdy mamy wielkie i dobrze uzasadnione wątpliwości co do tego, czy taki świat kiedykolwiek istnieć będzie.

Nie jest to niewinne i nieszkodliwe dlatego, że nie ma żadnych "naturalnych" granic dla "walki o pokój" - co zresztą już w czasie Zimnej Wojny humor ludowy niejeden raz celnie punktował, zastanawiając się, czy przypadkiem po nowej "wojnie o pokój" bodaj kamień na kamieniu nad Wisłą zostanie..? Tak jest jednak, niestety, ze wszystkimi przejawami "dobra absolutnego" na tym łez padole - o czym też już ongiś dywagowałem...
Jacek Kobus
O mnie Jacek Kobus

bloguję od 2009 roku, piszę od 1990 - i ciągle nie brak mi nowych pomysłów...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura