Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
951
BLOG

Jakiej edukacji potrzebują Polacy?

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Na tytułowe pytanie mają spróbować odpowiedzieć uczestnicy tegorocznego Kongresu Obywatelskiego. Debatując o tym powinni jednak pamiętać o warunkach sprzyjających postulowanym celom. Polska edukacja poddawana jest od wielu lat poważnym zmianom, które zgodnie z intencją ich autorów mają służyć poprawie jej jakości i coraz lepszemu odpowiadaniu przez nią na wyzwania współczesnego świata. Jednak nawet pobieżna analiza efektów kształcenia w naszych szkołach ukazuje, iż właśnie z realizacją tych celów  jest źle. Stąd też z tym problemem należy nade wszystko się zmierzyć pragnąc rozważać kwestie kreowania w Polsce dobrze spełniającego swoje funkcje systemu edukacyjnego.

W dobrze działającym systemie edukacji każdy człowiek powinien otrzymywać szansę na uzyskanie wykształcenia adekwatnego do jego uzdolnień i talentów. W trakcie swej nauki młodzi Polacy muszą nauczyć się radzić sobie ze swoimi słabościami, spełniać coraz wyższe wymagania, uczyć się uczciwej rywalizacji, ale również współpracy z innymi, a także kształtować samodzielność myślenia, kreatywność oraz krytyczne podejście do rzeczywistości. Absolwenci naszych szkół winni stawać się w pełnym tego słowa znaczeniu obywatelami wolnej Polski, potrafiącymi sprostać konkurencji na europejskim i światowym rynku pracy, powinni mieć odwagę podejmowania nowych wyzwań i poszukiwania oryginalnych rozwiązań problemów, z którymi przyjdzie im się zmierzyć. Trzeba pamiętać, że dobra edukacja to proces w którym odpowiadając na jedno pytanie potrafimy stawiać kolejne, czyli jest to poznawanie, a nie przysłowiowe "realizowanie programu".

Współczesna Polska to kraj niewykorzystywanych szans, co w znacznej mierze wynika z niskiego poziomu naszej edukacji. I na dodatek ostatnie lata to ciąg fatalnych błędów w krajowej polityce edukacyjnej, wyznaczanych przez kolejne coraz bardziej absurdalne obniżanie wymagań stawianych uczniom, takich jak chociażby możliwość promocji z oceną niedostateczną, czy często zbyt łatwe i niebywale schematyczne zadania na egzaminach zewnętrznych. Polską politykę edukacyjną zaczęły kształtować szkodliwe mity, zgodnie z którymi nie tyle ważny jest indywidualny rozwój każdej osoby i dopiero później współpraca indywidualności, ale zanim jeszcze owe indywidualności się rozwiną preferowanie pracy w grupie. Zaczęto również upowszechniać myślenie minimalizujące wpływ na ocenę szkoły i nauczycieli wymiernych efektów ich pracy, uznając to za element mogący przyczynić się do kreowania mechanizmów konkurencyjności między nimi. Stąd też nie traktuje się losów absolwentów szkół jako fundamentalnego efektu edukacyjnego, ale uznaje się je za element współpracy szkoły ze środowiskiem. Równocześnie ludzie odpowiedzialni za krajową edukację mają zupełnie wypaczone pojęcie szkolnej demokracji, uznając iż winna ona przyczyniać się do zwiększania wpływu uczniów na szkołę. W takim myśleniu o wychowaniu zanikają uczniowskie obowiązki oraz uniwersalne wartości. Naczelną zasadą staje się miła, bezstresowa atmosfera panująca w szkole, a nie kształtowanie postaw młodych ludzi w duchu odpowiedzialności za siebie, swoich najbliższych i swoją ojczyznę. To jest szkoła, która może ukształtować co najwyżej konsumenta, a nie odpowiedzialnego obywatela.

Na podobnych zasadach oparte są zasady zatrudniania i wynagradzania nauczycieli; najważniejsze jest bowiem bezpieczeństwo i stabilizacja zatrudnienia, a nie konkurowanie o uzyskiwanie coraz lepszych efektów kształcenia, co winno skutkować podwyżką wynagrodzenia. Równocześnie trwa "zabawa" w statystyczną edukację, tzn. kształcimy coraz więcej młodych ludzi z coraz gorszymi efektami. Obecnie znaczna część osób kończących szkoły średnie jest zupełnie nieprzygotowana do studiowania. Mamy rzeszę ludzi jedynie o formalnym wykształceniu, działają prawdziwe fabryki uzyskiwania dyplomów, które opuszczają ludzie bez autentycznej wiedzy i umiejętności, niepotrafiący także uczyć się samodzielnie, dla których rozwiązanie każdego lekko tylko niestandardowego problemu staje się zadaniem ponad ich siły i możliwości. Bardzo często zresztą są to osoby uważające, iż właściwie wszystko im się należy, a jakiekolwiek stawiane im wymagania traktują jako co najmniej złośliwość.

Polska szkoła tkwi generalnie w schemacie szkoły biurokratycznej, typowej zinstytucjonalizowanej placówki, a nie jest atrakcyjnym miejscem odkrywania nowych obszarów wiedzy i umiejętności. Zamiast rozbudzać intelektualnie potrafi ona usypiać swoich uczniów, gdyż brak w niej atmosfery twórczych poszukiwań wiedzy i uzyskiwania nowych umiejętności, jak również kształtowania osobowości arystokratów serca, umysłu i ducha. Jest to wynik kreowania w Polsce edukacji o obniżonych do minimum wymaganiach. W efekcie wpadamy w pułapkę przeciętniactwa i bylejakości, czego efekty możemy już niestety obserwować. Rośnie pokolenie w znacznej części pozbawione odpowiedzialności za siebie i swoje otoczenie, pokolenie niewolników konsumpcji i popkultury.

Jak odwrócić ten proces? Otóż trzeba zacząć stawiać młodym ludziom poważne wymagania, naturalnie adekwatne do ich możliwości, ale należy również przestać obawiać się nauczycielskich związków zawodowych i postawić na promowanie tych, którzy zasługują na bycie nauczycielami, a nie tylko szkolnymi funkcjonariuszami, ludzi potrafiących stawać się autentycznymi przewodnikami swoich uczniów. Wysokość wynagrodzenia nauczycieli i ich losy zawodowe muszą zacząć zależeć od efektów pracy. Ten prosty, w pierwszym przybliżeniu, mechanizm może sprawić, iż dla wielu świetnych absolwentów uniwersytetów praca w szkole stanie się wyzwaniem godnym podjęcia. Oczywiście kluczowe znaczenie dla takiego systemu mieć będzie zobiektywizowany system oceny jakości pracy szkół i nauczycieli. Powinien on zostać oparty na analizowaniu losów absolwentów opuszczających poszczególne szkoły, gdyż to właśnie one najcelniej pokazują skuteczność pracy szkoły. Rodzice powinni uzyskać pełną wolność wyboru szkoły (dzięki likwidacji szkolnych obwodów) i formy edukacji dla swoich dzieci, ale żeby mogli z niej autentycznie skorzystać, musi pojawić się powszechnie dostępny system informacji o jakości pracy poszczególnych szkół. Równocześnie budżety szkół należy uzależnić bezpośrednio od liczby ich uczniów, wprowadzając przejrzyste standardy uczniowskich kosztów kształcenia w różnych typach szkół, z rozróżnieniem obszarów ich działania (miasto, miasteczko, wieś). W takim systemie właścicielami szkół poczują się rodzice, a rola administracji oświatowej zostanie maksymalnie ograniczona. Wówczas w naturalny sposób pojawią się niezależne agencje mierzenia jakości pracy szkół, które będą wynajmowane do wykonywania tego zadania przez odpowiadające bezpośrednio za szkoły władze samorządowe lub dyrektorów szkół. Oprócz tego szkoły będą dbały, żeby prezentować swoim potencjalnym klientom rzetelną informację o jakości swej pracy. Celem działań związanych z kreowaniem publicznej urynkowionej edukacji obywateli winno być także zdecydowane ograniczenie wydatków na administrację i przesunięcie zaoszczędzonych pieniędzy na wzmocnienie funduszu przeznaczonego na nauczycielskie wynagrodzenia.  

Kwestie związane z regulacją rynku edukacyjnego przez państwo, a generalnie z rolą państwa w edukacji, wymagają jednak bardziej szczegółowego potraktowania, dlatego podejmę je w kolejnym tekście. 

Jeżeli pytamy, jakiej edukacji potrzebują Polacy to naturalnie odnosimy się do tego z czym opuszczają nasze szkoły młodzi ludzie, a więc pytamy o adekwatność ich przygotowania do wymagań współczesności (a właściwie przyszłości). Taki zresztą jest w gruncie rzeczy sens wydawania publicznych pieniędzy na edukację. Dzisiaj młodzi Polacy są słabo przygotowani do sprostania wyzwaniom współczesności. Oprócz zasygnalizowanego już ciągłego obniżania wymagań mamy także do czynienia z brakiem koncepcji kształtowania szkół zarządzających wiedzą w miejsce szkół wiedzę tylko przekazujących. Stąd też młodzi Polacy są w zdecydowanej większości mistrzami odtwórczości i pariasami kreatywności. Uczą się bez świadomości jedności poznawania, nie starając się zrozumieć, a jedynie starając się zapamiętać. Dla wielu z nich dramatyczną próbą stają się egzaminy na których posiadaną wiedzę trzeba zastosować. Niestety dotyczy to także niektórych z uczących. Warto sobie bowiem uświadomić, że dobrej edukacji nie będzie bez nauczycieli-mistrzów, a ci mają szansę pojawić się w naszych szkołach w większej liczbie po zlikwidowaniu biurokratycznych barier w jakich są one zamknięte. Bez tego wszelkie dywagacje o konieczności zapewnienia Polakom wysokiej jakości edukacji nie przełożą się na rzeczywistość. Warto korzystać z doświadczeń zagranicznych, ale także z własnej tradycji i czynić to z należytą rozwagą, kierując się nie ideologicznymi przesłaniami, ale skutecznością i efektywnością poszczególnych rozwiązań. I nade wszystko należy motywować młodych ludzi do ciągłej pracy nad sobą, ukazywać im wzorce osobowe, kształtować poczucie własnej wartości i zakorzenienie w polskiej kulturze i tradycji. Tylko wówczas mamy szanse kształcić tych, którzy będą mieli odwagę bycia obywatelami Rzeczypospolitej w trudnym współczesnym świecie.  

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości