Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
1441
BLOG

Miało być plus 300, zanosi się na minus 27

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 15

W kampanii wyborczej politycy PO epatowali Polaków 300 mld zł środków unijnych, które miały trafić do Polski w przypadku ich wygranej. Tymczasem teraz okazuje się, że póki co to z Warszawy odpłynie do strefy euro 6 mld € (ok. 27 mld zł). Czyli mamy sytuację, jak z dowcipów o Radiu Erewań: Bruksela miała rozdawać pieniądze, a w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie, to Bruksela zaczyna zbiórkę pieniędzy. W dniu wyborów okazało się jednak, że większość głosujących uwierzyła politykom PO. Teraz z kolei miłośnicy głównego obiecywacza Donalda Tuska tłumaczą, iż w naszym "szeroko pojętym" interesie leży łożenie na bankrutującą strefę euro. Abstrahując od innych kwestii, dają oni w ten sposób dowód, iż nie są w stanie zrozumieć, że rządzący Polską politycy marnują spore publiczne pieniądze na operację, która skazana jest na klęskę i czynią to na dodatek w dramatycznej sytuacji polskich finansów publicznych. Zamiast zająć się poważnie rozwiązywaniem ważnych dla Polaków kwestii ekipa premiera Tuska postanowiła zabawić się na europejskim Titanicu uczestnicząc w akcji zbierania 200 mld € na rzecz zadłużonej na biliony strefy euro.

W ten sposób jeden z najbiedniejszych krajów Unii, jakim jest Polska, ma wspierać swoimi pieniędzmi zdecydowanie od nas bogatsze kraje eurolandu. Trzeba pamiętać, że np. stopa życiowa przeciętnego Greka w dalszym ciągu zdecydowanie przekracza stopę życiową przeciętnego Polaka. W tej szalonej zrzutce na rzecz europejskich utracjuszy mamy do czynienia z oryginalną sytuacją; oto biedne kraje dawnej strefy sowieckich wpływów mają ratować bogatszych od siebie, żyjących ponad stan obywateli krajów PIGS. Stąd też musi budzić zdumienie skwapliwość, z jaką premier Tusk zadeklarował przystąpienie Polski do porozumienia na rzecz ratowania euro. Szkoda, że nie zachował się tak, jak chociażby przywódcy Bułgarii czy Czech, którzy zdystansowali się od narzucanych im przez duet Merkozy pomysłów. No cóż, może ktoś stwierdzić, ale przecież my Polacy mamy fantazję i gest w myśl staropolskiego "zastaw się, a postaw się". Tylko, że jesteśmy już "zastawieni po uszy", a mamy jeszcze bardziej zacisnąć pasa, aby kanclerz Merkel obdarzyła premiera Tuska bardziej czułym spojrzeniem i pomogła mu w przyszłości w karierze wewnątrz unijnych struktur. To, że dla Polski będzie to miało podobne (czyli żadne) znaczenie, jak przewodniczenie przez Jerzego Buzka Parlamentowi Europejskiemu to dla naszych polityków nie wydaje się istotne. Najgorsze jest jednak to, iż iluzje posiadanych jakoby przez ekipę premiera Tuska wpływów w Europie są mocno obecne w myśleniu wielu mieszkańców Rzeczypospolitej.

Cała historia z włączeniem się Polski do akcji ratowania strefy euro to przykład uprawiania przez obecny rząd kompletnie nieracjonalnej polityki, pozbawionej oparcia podejmowanych działań na korzyściach płynących z nich dla Polski. Premier Tusk podjął decyzję o przystąpieniu do grupy państw ratujących eurostrefę, bez stawiania jakichkolwiek warunków, licząc, że w ten sposób stanie się europejskim prymusem, chwalonym w euroentuzjastycznych kręgach. Takie działanie szefa polskiego rządu miało zachęcić do podobnej gorliwości inne kraje spoza strefy euro, tymczasem okazało się, iż większość ich przywódców okazała się poważnymi, odpowiedzialnymi za swoje kraje ludźmi, którzy być może pragną być prymusami, ale w oczach swoich rodaków, a nie przywódców największych państw eurolandu.

Premier Tusk i minister Sikorski uzasadniają swoje decyzje bezwzględną koniecznością ratowania strefy euro, gdyż bez niej spotka nas jakoby prawdziwy kataklizm (minister Rostowski straszy wojną) oraz uzyskaniem dzięki nim wpływów przez Polskę na przyszły kształt eurolandu. Tymczasem już wiadomo, że żadnych, ale to żadnych, wpływów w ten sposób nie uzyskamy, a nasze pieniądze zostaną utopione w morzu europejskich długów. Innymi słowy, pozycja Polski w Europie wcale się nie poprawi, a równocześnie rząd jeszcze bardziej pogorszy sytuację naszych finansów, wcale nie ratując finansów eurostrefy. Zresztą w krajach zachowujących dystans do pomysłów niemiecko-francuskich Polska staje się państwem tracącym jakikolwiek szacunek, gdyż jest postrzegana jako mało samodzielny partner, którego przywódcy kierują się nade wszystko pragnieniem podobania się liderom eurolandu. Równocześnie zamiast przygotowywać kraj na krach "wspólnej europejskiej waluty", wzmacniając jego potencjał gospodarczy i finansowy, obecny polski rząd postępuje dokładnie odwrotnie, serwując przy tym Polakom opowiadania o braku alternatywy dla strefy euro oraz o korzyściach, jakie płyną dla Polski z silniejszej integracji unijnych struktur. Takie postępowanie można określić jako dziecięcą chorobę euroentuzjastów, przy czym większość poważnych europejskich polityków już się z niej wyleczyła, a u naszych rządzących rozwija się ona w zastraszającym tempie. Podobne wrażenie można odnieść obserwując media głównego nurtu. W efekcie większość Polaków żyje na nieistniejącej "zielonej wyspie" premiera Tuska i jego propagandystów, kompletnie nie zdając sobie sprawy ze skali zagrożeń, na jakie narażona jest Rzeczpospolita i jej obywatele. Narastające błyskawicznie nasze rzeczywiste zadłużenie powinno wprawiać ludzi myślących i odpowiedzialnych w stany depresyjne.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na pragnienie ucieczki rządzących od autentycznych problemów Polski poprzez stwarzanie iluzji, iż nasza sytuacja nie jest taka zła, gdyż przecież pomagamy innym. Tymczasem zamiast bawić się w ratowników strefy euro polski rząd powinien wreszcie zająć się poważnie najważniejszymi dla Polski i Polaków kwestiami, czyli uzdrawianiem naszych finansów publicznych, gdyż najlepszym lekarstwem na kłopoty związane z ewentualnym upadkiem projektu euro byłoby posiadanie zdrowego systemu własnych finansów publicznych.

Ostatnie wydarzenia związane z uprawianą przez obecny rząd polityką zagraniczną pokazują także, iż premier Tusk kompletnie nie liczy się z demokratycznymi krajowymi procedurami. Być może Donald Tusk po całkowitym podporządkowaniu sobie własnej partii i koalicjanta doszedł do wniosku, iż Polska stała się jego własnością. Tylko co na to Polacy? Jak długo jeszcze pozwolą rządzącym na nakładanie na nich nowych haraczy i marnowanie ich wysiłku? Jak długo jeszcze będą znosić rozrzutność rządzących? I nade wszystko, jak długo jeszcze będą w większości żyć w świecie medialnych iluzji?

Sądzę, iż sytuacja Polski i innych krajów Europy Środkowej byłaby zupełnie inna, gdyby potrafiły one na forum Unii wspólnie występować i przeciwstawiać się szkodliwym dla nich pomysłom unijnych weteranów. Wówczas europejscy utracjusze musieliby sami zająć się rozwiązywaniem swoich problemów i nie dochodziłoby do sytuacji wymuszania na biednych krajach wspierania przez nie bogatszych od siebie, a wszystko to w imię fałszywie rozumianej solidarności. Tak się składa, że to kraje Europy Środkowej zostały skazane na biedę sowieckiej strefy wpływów przez polityków tych państw, które dzisiaj po raz kolejny pragną na nich pasożytować. Niestety rząd Donalda Tuska zamiast budowania środkowoeuropejskiej solidarności woli być jej destruktorem. Zamiast Budapesztu, Pragi czy Sofii zdecydowanie wybiera Berlin, marnując szansę na optymalne dla Polski skonfigurowanie wnętrza Unii.   

 

Szanowni Państwo,

w szczególnym czasie Świąt Bożego Narodzenia pragnę przekazać wszystkim Czytelnikom mojego bloga serdeczne życzenia radosnego i wolnego od jakichkolwiek trosk przeżycia tych niezwykłych dni. Niech wspominanie owej jedynej w dziejach Betlejemskiej Nocy natchnie Panie i Panów nadzieją na lepsze dni w każdym wymiarze naszego życia i da siłę do pięknego kształtowania otaczającej nas rzeczywistości.

                                                                                              Serdecznie pozdrawiam,

                                                                                                  Jerzy Lackowski   

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości