Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski
2278
BLOG

Jak długo można bezczelnie kłamać?

Jerzy Lackowski Jerzy Lackowski Rozmaitości Obserwuj notkę 53

To pytanie od kilku dni znowu zadają sobie Polacy, którzy zachowali zdolność samodzielnego i krytycznego analizowania otaczającej ich rzeczywistości. Po opublikowaniu wyników, przeprowadzonych w krakowskim Instytucie Ekspertyz Sądowych (IES), badań fonoskopijnych materiałów, zawierających rozmowy w kabinie pilotów w ostatniej fazie lotu prezydenckiego Tupolewa, można było mieć nadzieję, iż wyznawcy rosyjskiej teorii przyczyn katastrofy, czyli teorii beztroskiej, niewyszkolonej załogi oraz kompletnie nieodpowiedzialnego dowódcy polskich sił powietrznych, którzy mieli jakoby ją spowodować, zaczną mówić wreszcie "ludzkim głosem". Niestety już widać, że jedynie przeformułowują oni swój kłamliwy przekaz, ani o krok nie wycofując się z rozmaitych nieprawdziwych tez, które wcześniej głosili. Można odnieść wrażenie, że żadne ujawniane, nowe fakty dotyczące katastrofy nie są w stanie zmienić ich sposobu myślenia. Oprócz tego prezentują oni postawę ludzi, którzy uważają wszelkie próby wyjaśnienia przyczyn katastrofy za zbędny, nikomu niepotrzebny wysiłek, który ma jakoby dzielić Polaków i odciągać ich uwagę od ważnych, bieżących spraw, z którymi zresztą rząd radzi sobie podobnie, jak z badaniem przyczyn smoleńskiej tragedii. Najbardziej czytelnie wyraził to (anty)rzecznik rządu Paweł Graś. Skądinąd osoba, która w normalnym kraju nie mogłaby pełnić żadnych stanowisk publicznych, a w Polsce rządzonej przez Donalda Tuska, pomimo nieustannych kompromitacji, ma się znakomicie.

Eksperci IES ustali, iż wśród głosów pojawiających się w ostatniej fazie tragicznego lotu nie ma żadnych słów wypowiadanych przez gen. Andrzeja Błasika, jak również stwierdzili prawidłowe zachowanie załogi samolotu. Czyli obalili fundamentalne tezy na których opierały się dotychczasowe oficjalne wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Otóż zbierając wszelkie dostępne informacje o ostatniej fazie lotu Tu-154M można obecnie stwierdzić, iż jego załoga działała prawidłowo, zgodnie z regułami sztuki lotniczej, a gen. Andrzej Błasik w żaden sposób nie wpływał na podejmowane przez nią decyzje. Dzisiaj wiemy, iż samolot nie podchodził do lądowania, a jedynie schodził rozpoznawczo do wysokości decyzyjnej 100 m. Na niej padła komenda "odchodzimy", równocześnie wiemy już, że załoga prawidłowo reagowała na sygnalizację "pull up". Innymi słowy ludzie odpowiedzialni bezpośrednio za bezpieczeństwo pasażerów samolotu, czynili wszystko zgodnie z regułami sztuki lotniczej, a jednak do katastrofy doszło, samolot pomimo próby odejścia rozbił się. Dlaczego?

Pod owym "dlaczego?" kryje się nie tylko pytanie o przyczyny katastrofy, ale również pytanie o niechęć obecnego rządu i jego wiernych sympatyków do rzeczywistego wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Katastrofy bezprecedensowej w dziejach świata. Trzeba pamiętać, iż zginęło w niej obok Prezydenta Rzeczypospolitej i czołówki polskiego świata politycznego więcej generałów WP niż na wszystkich frontach II wojny światowej. Tymczasem ludzie rządzący obecnie Polską nie zachowują się nawet tak, jak w przypadku "standardowej" katastrofy lotniczej, do której doszłoby na terenie obcego (nieprzychylnego nam) państwa. Od pierwszych minut po katastrofie mamy ciąg wydarzeń dyskredytujących oficjalnych przedstawicieli polskiego państwa. Praktycznie bez żadnego oporu oddali oni prowadzenie śledztwa Rosjanom, kompletnie nie dbając o odzyskanie kluczowych dla wyjaśnienia jej przyczyn dowodów (wraku samolotu i czarnych skrzynek), będących przecież własnością państwa polskiego. Poza tym dali sobie narzucić rosyjski punkt widzenia na przebieg ostatniej fazy tragicznego lotu. Równocześnie w kraju wytworzyli atmosferę pewnego rodzaju psychozy, w ramach której wszystkich zabiegających o autentyczne wyjaśnienia przyczyn katastrofy zaczęto traktować jako chorych z nienawiści do miłościwie nam panującej ekipy i do Rosji (to zresztą ciekawa sytuacja, jako żywo przypominająca peerel - "nie kochasz władzy, to nie lubisz Rosji"). Tymczasem wśród ludzi próbujących zrozumieć przyczyny katastrofy są osoby o bardzo różnej wrażliwości politycznej, połączone jednak zdolnością samodzielnego myślenia i brzydzące się kłamstwem. Warto zauważyć, iż sporą grupę stanowią osoby mające dobre wykształcenie ścisłe i techniczne, które opierając się na dostępnych źródłach dokonują rozmaitych obliczeń dotyczących lotu Tu-154M nad smoleńskim lotniskiem. Zamiast dyskredytować werbalnie i propagandowo ich pracę przedstawiciele strony rządowej powinni opublikować swoje obliczenia dotyczące np. interakcji skrzydła samolotu ze słynną brzozą. Generalnie zamiast obrażać osoby zabiegające o prawdę o katastrofie powinni oni podjąć z nimi rzetelny dialog. Wówczas mielibyśmy szansę dojścia do prawdy, a poza tym Polacy mieliby poczucie, że na czele ich państwa stoją osoby poważne, które w każdej trudnej sytuacji uruchomią wszelkie dostępne środki, zawsze kierując się li tylko interesem Polski i jej obywateli. Niestety, takie wrażenie można było mieć tylko przez chwilę po katastrofie, w trakcie pogrzebów jej ofiar. Może dlatego premier Tusk i prezydent Komorowski lubią powtarzać, iż państwo polskie wówczas zdało egzamin, jakby milcząco potwierdzając, iż w innych elementach posmoleńskiej historii już tak nie było.

Wyniki ekspertyzy IES były znakomitą okazją do zmiany dotychczasowego zachowania rządzących. Oto stworzyły one możliwość przyznania się do popełnionych wcześniej błędów i podjęcia wreszcie rzetelnego śledztwa, prowadzonego ponad polskimi podziałami politycznymi. Niestety okazało się, iż dla obecnej władzy najważniejsze jest podtrzymywanie polskiego konfliktu wewnętrznego, niezależnie od kosztów na jakie naraża on polskie państwo. Stąd też rozmaite wypowiedzi osób odpowiedzialnych wcześniej za oficjalne "wyjaśnianie" przyczyn smoleńskiej tragedii, które zaczynają brać w nawias ustalenia krakowskich ekspertów i opowiadają o kontekstach wydarzeń, z których mają wynikać przyjęte przez nich za jakoby prawdziwe przyczyny katastrofy. Wcześniej powiadali, że gen. Andrzej Błasik był w kabinie pilotów i odczytywał wysokość, teraz plotą, że wprawdzie nie słychać jego głosu, ale to nie znaczy, że go tam nie było, bo na to wg nich wskazuje kontekst wydarzeń, a szef rządowej komisji Jerzy Miller broni treści swojego raportu jak Jaruzelski socjalizmu. Podobnie wygląda kwestia oceny zachowania załogi prezydenckiego samolotu. Wprawdzie okazuje się, że działała do końca prawidłowo, to jednak zamiast poszukiwać przyczyn, które sprawiły, iż Tu-154M po komendzie "odchodzimy" nie zareagował prawidłowo, owi rządowi eksperci zaczynają koncentrować się na próbach wyszukiwania argumentów mających wskazać na błędy załogi. A niektórzy zaczynają powtarzać, że wszystko to co zdarzyło się nad smoleńskim lotniskiem było wynikiem kluczowego wg nich błędu, czyli tego, iż samolot w ogóle wystartował z Warszawy.

Obserwując to co wyprawia się w polskich kręgach rządowych z wyjaśnianiem przyczyn katastrofy, pewnie na swój sposób zdumieni są także Rosjanie, którzy, jak sądzę, nie spodziewali się, iż przy tak niewielkim własnym wysiłku dokonają w Polsce takiej dewastacji informacyjnej. Zachowanie polskiego rządu w kwestii smoleńskiej osnute wokół hasła "przecież nie wypowiemy Rosji wojny" odbiera polskiemu państwu godność i szacunek wśród wszystkich poważnych graczy światowej sceny politycznej. Dążenie do prawdy smoleńskiej nie jest dążeniem do konfliktu z Rosją, a jedynie obowiązkiem współrodaków wobec tych, którzy zginęli w szczątkach prezydenckiej maszyny, jak też naturalną powinnością państwa wobec swoich obywateli. Dotychczas rząd Donalda Tuska zachowywał się tak, jak gdyby ofiary katastrofy i ludzie zabiegający o wyjaśnienie jej przyczyn byli dla niego jakąś gorszą kategorią Polaków niż ci, którzy zawsze go popierają. Może to już ostatni moment, aby to zmienić wypowiadając na początek słowo "przepraszam", chociażby za wpisywanie się w rosyjską opowieść o nieudolnej załodze i nieodpowiedzialnym generale.     

Doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim, dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. W latach 1990 - 2002 wojewódzki kurator oświaty w Krakowie, były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, w latach 1998 - 2001 członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, w latach 1990 - 2002 radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich /w latach 2003 - 2010/. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości