Kolejny raz ten sam scenariusz.
W tym przypadku to jakiś Zyzak opublikował książkę o Wałęsie. I się zaczęło. Że wydał ją IPN (nieprawda), że tam same anonimy (nieprawda), że same oszczerstwa o Wałęsie (nieprawda).
PO się nadęło i się zaczęło: specjalna komisja do UJ, by zweryfikować tą pracę, Zyzakowi odebrać magistra, promotorowi profesora, a przy okazji zamknąć IPN. Jak zwykle, POwaleni mocni w pysku (same cuda obiecują). I co się okazuje?
Dziś nagle żadej kontroli Uniwersytetu nie będzie, pracę wydało prywatne wydawnictwo Arcana, więc nic z tym IPN nie ma wspólnego. Trzeba było POdkulić ogonki-konDonki i przeprosić się z rzeczywistością.
A skutek: same dla PO POwalone w zyskach:
1. kto słyszał o tej książce przedtem? Praktycznie nikt. Teraz słyszał cały kraj. Miliony by Zyzak musiał wydać na taką akcję promocyjną, a tu dostał gratis od rządu. Czy o to chodziło PO?
2. gdyby nie ta akcja, to pies z kulawą nogą nie zainteresowałby się tymi rewelacjami. A tak, niezależne gazety sprawdziły te anonimy. Wyszło więcej, niż napisał Zyzak. I zamiast ochronić legendę PO pogrążyło legendę do reszty.
3. zapluł się Niesiołowski, przedstawiciele rządu i PO. No i kto wyszedł kolejny raz na durnia?
4. smaczku dodaje fakt, że Zyzaka do pracy w IPN przyjął członek PO. Najlepsze to jest to, że wedle PO do obsługi kserokopiarki trzeba mieć co najmniej magistra. To wiele mówi o tych młodych y wykształconych, skoro do tego, by wiedzieć, jak kserować muszą 5 lat studiować.
I PO co to wam, POpaprańce było?