juzbliskoswit juzbliskoswit
13663
BLOG

Przypomnienie: Kto zabił Piotra Jaroszewicza

juzbliskoswit juzbliskoswit Polityka Obserwuj notkę 6

Dzięki jednemu z komentarzy, przypomniał mi się artykuł z 1995 roku. Jego autorem jest Tomasz Stańczyk z Rzeczpospolitej. Razem ze sprawą Olewnika, to dwa najważniejsze zabójstwa w III RP.

"Tajemnice Piotra Jaroszewicza
28.01.1995, TS

Tajemnice Piotra Jaroszewicza

Uczniowie bywają dręczeni przez nauczycieli pytaniem "Co autor chciał powiedzieć". Bohdan Roliński, który napisał książkę "Za co ich zabili", liczy, że czytelnik odpowie jak uczeń: autor chciał powiedzieć, że Piotr Jaroszewicz, były premier PRL, i jego żona, musieli zginąć, ponieważ mogli ujawnić wiele tajemnic.

Roliński utrzymuje, że nie wyklucza żadnego motywu morderstwa. Ale wstępem do "Za co ich zabili" jest motto z "Imienia róży" Eco: "Czemuż nie mieliby się narazić na śmierć (. .. ) lub zabić, by przeszkodzić komuś w zawładnięciu ich zazdrośnie strzeżonym sekretem". Książka, będąca relacją ze spotkań z Jaroszewiczem, poświęconych pracy nad wspomnieniami, wywiera zamierzone z pewnością przez autora wrażenie, że morderstwo miało zamknąć usta byłemu premierowi.

"Powiem panu takie rzeczy, że przytłoczy to pana". "Czy się boję? Ja już niczego się nie boję. Ale inni mogą się bać tego, co ja wiem". "Są sprawy, które muszą wyjść na jaw, niezależnie od tego, czy ja je opowiem publicznie, czy ktoś inny". Ale: "Nie możemy ryzykować. To są historie do opowiedzenia po dziesiątkach lat". "Są tajemnice, które współczesnych mogą przerazić" -- mówił Piotr Jaroszewicz. Roliński pisze, że Alicja Solska, żona byłego premiera, bardzo bała się publikacji jego wspomnień, Ponieważ: "Lepiej siedzieć cicho". Stąd też wspomnienia Piotra Jaroszewicza "Przerywam milczenie", wydane w 1991 r. , mające formę wywiadu-rzeki Rolińskiego z byłym premierem, zostały starannie ocenzurowane przez Jaroszewicza i Solską.

Kiedy Roliński usłyszał o zbrodni dokonanej w willi w Aninie, uznał tę wiadomość za próbę zastraszenia byłego premiera, by po publikacji książki nie powiedział już nic więcej. Jego reakcja na śmierć Jaroszewiczów: "Zginęli! A więc jednak -- musieli zginąć".

Roliński sugeruje, że były premier został zamordowany z powodu sekretów, które znał. Za to on -- powiernik tajemnic Jaroszewicza, cieszy się dobrym zdrowiem. Choć niewiele brakowało. .. Na krótko przed morderstwem w anińskiej willi, Roliński został potrącony w Moskwie przez wołgę, złowrogiego, czarnego koloru. Przeżył. Dzięki temu dowiadujemy się wielu rzeczy, których były premier nie chciał zamieścić w "Przerywam milczenie. "

Sobowtór Bieruta

Czy to, co dziś ujawnia Roliński, mogło być powodem zamordowania Jaroszewicza? Z pewnością nie. W przeciwnym przypadku Roliński powinien zostać położony trupem najpóźniej po napisaniu pierwszej linijki książki "Za co ich zabili". Niemniej, czytając tę książkę, nie będziemy się nudzić. Tajemnice są. Najlepiej otworzyć tom na rozdziale o "Matrioszkach".

-- Wiesz, co to są matrioszki? -- pytał Świerczewskiego generał NKWD Żukow. -- Wiem, takie lalki drewniane, malowane, chowane jedna w drugiej. -- No więc, oczywiście, nie wiesz -- triumfalnie stwierdził Żukow.

Generał NKWD zdradził Świerczewskiemu -- zaprzyjaźnionemu z Jaroszewiczem -- sekret "matrioszek". NKWD podstawiało przeszkolonych agentówsobowtórów w miejsce Polaków, którzy znaleźli się podczas wojny w ZSRR. Autentyczni Polacy znikali jak mała matrioszka w dużej. Był przed wojną niejaki Bolesław Bierut, "bardzo średni aktywista, dość mierny facet, jakiś zakompleksiony". NKWD znalazła sobowtóra tego przeciętniaka. Nastąpiła zamiana. Jaroszewicz mówił, że o Bierucie - sobowtórze, szefie PZPR, wiedzieli: Minc, Cyrankiewicz, Grosz, Wasilewska. Nikt z nich nie żyje i nie są znane ich wspomnienia o sobowtórach. Jaroszewicz, którego długą opowieść przytacza Roliński, mówi w końcu: "Sam już nie wiem, czy to prawda. "

Byli dobrzy, ideowi polscy komuniści, dbający o interes narodowy, którzy jednak nic nie mogli zrobić, ponieważ rządziły nami sowieckie "matrioszki", na czele z sobowtórem Bieruta, który w istocie był generałem NKWD. Czy to "autor chciał powiedzieć"? Być może, istnieli dobrzy komuniści, ale rodzimych łajdaków nie brakowało. Po co zwalać wszystko na towarzyszy radzieckich?

Świerczewski odkrył, że jedną z "matrioszek" jest wysoki dygnitarz partyjny. Ten zorientował się, że "Walter" wie za dużo. Co prawda, w innym miejscu książki czytamy, że to generał Żukow doszedł do takiej konkluzji. Tak czy inaczej, wiemy już, że śmierć generała "Waltera" na bieszczadzkiej szosie nie była przypadkowa. Sobowtórem miał być też osławiony Józef Światło. Inna "matrioszka", to człowiek, który chodził przed wojną do gimnazjum. Losy wojenne rzuciły go do ZSRR. Był młodym, wyróżniającym się oficerem armii Berlinga. Po wojnie pozostał w wojsku. Świerczewski zdemaskował go z powodu upodobania do mycia rąk. To typowy nawyk radzieckiego człowieka, spowodowany epidemiami i zarazami. Domyślności czytelnika pozostawia się, kim jest ten, żyjący do dziś, oficer z zawsze czystymi rękoma. Ale w tym przypadku Świerczewski mógł się fatalnie pomylić. Upodobanie do mycia rąk mogło być skutkiem dobrego wychowania, na przykład w ziemiańskiej rodzinie.

Pomysł NKWD z sobowtórami był diaboliczny, ale miał słabą stronę. Właściwie bez kłopotu można było odkryć, że towarzysz X wcale nie jest prawdziwym towarzyszem X. Na przykład, generał NKWD, który wcielił się w postać Bolesława Bieruta, poślizgnął się na zamiłowaniu do myślistwa. A przecież prawdziwy Bierut, jak mówił Jaroszewiczowi Hilary Minc, nie umiał polować. "Matrioszka" pod nazwiskiem Józef Światło została przejrzana na wylot, gdy zorientowano się, że osławiony funkcjonariusz MBP nie zna zasad syjonizmu. Tymczasem prawdziwy Światło, pod swoim ówczesnym żydowskim nazwiskiem, był przed wojną w syjonistycznej organizacji. Oczywiście, sobowtórów nie można było usunąć, byli to przecież wypróbowani radzieccy towarzysze. Zresztą samo zainteresowanie się "matrioszkami" groziło śmiertelnym niebezpieczeństwem. Patrz: Świerczewski. Także i zabójstwo Jana Gerharda, świadka śmierci "Waltera", miało mieć związek z mrocznymi tajemnicami. Roliński pisze, że premier Jaroszewicz zamierzał ujawnić prawdę o zabójstwie Gerharda. Dokumenty, jakie posiadał premier, nie świadczyły o rabunkowym motywie zbrodni i podważały główne punkty oskarżenia wobec narzeczonego córki Gerharda. Ale pewnego dnia do Alicji Solskiej zadzwonił anonimowy mężczyzna, który poradził, by mąż przestał dochodzić prawdy, bo w przeciwnym wypadku mogą być kłopoty dla niego, rodziny, dzieci. ..

Kto wie, ile "matrioszek" rządziło nami? Ktoś w Moskwie. I może jeszcze Bohdan Roliński, który opublikuje kiedyś listę Rolińskiego.

Gang prowizyjny

Innym wątkiem książki jest przegrana walka Jaroszewicza ze światem tajnych służb, które -- wraz z pracownikami handlu zagranicznego, przemysłu, urzędów centralnych ("Ale to była siła! " -- wykrzykuje Jaroszewicz) -- prowadziły machinacje dewizowe. Dzięki nim powstały wielkie prywatne fortuny. Oto pionierzy uwłaszczonej nomenklatury. Jaroszewicz utrzymywał, że pozbyto się go w dużej mierze z tego powodu. "Tak, tak, ratowali siebie i swoje fortuny, kiedy dobierałem się do ich fantastycznych, nie kontrolowanych dochodów".

Za czasów Jaroszewicza istniał w MSW zespół, zajmujący się przepływem przez granice dewiz, zakładaniem i prowadzeniem firm oraz operacjami walutowymi na Zachodzie. Jaroszewicz miał zakazać podobych praktyk ze względu na możliwość kompromitacji Polski na Zachodzie. Pokaźne sumy z tej działalności trafiały na konta prywatne. Inny trop, którym podążał premier, to prowizje otrzymywane od firm zachodnich przez urzędników centralnych urzędów, decydujących o licencjach i kontraktach. Urzędnicy ci dzielili się częścią pieniędzy z tajnymi służbami w zamian za bezkarność. Był to "gang prowizyjny". Minister handlu zagranicznego, Józef Olszewski, który na zlecenie premiera Jaroszewicza zajął się tą sprawą, zebrał materiały ("potężna teka akt") , obciążające pewne osoby.

-- Wymienione przez niego nazwiska dotyczyły niektórych. .. . -- zaczął Jaroszewicz. -- Dość -- wtrąciła się Inka -- przerywam rozmowę panów.

Olszewski został w 1981 r. sam oskarżony o nadużycia dla celów osobistych. Popełnił samobójstwo. Być może, jak sugerowała Alicja Solska, pod presją zebranych dokumentów lub ludzi w nich wymienionych.

Złe, bo polskie

W latach 70. Franciszek Szlachcic, jako członek Biura Politycznego, zajmował się sprawami nauki. "Dostał hopla na punkcie najnowszych technik. Tu zaczynało się nieszczęście. Szlachcic po prostu się na tym nie znał. Ulegał aferzystom. Forsowano rozwiązania bezsensowne, kosztowne, a część prawdziwych polskich rozwiązań zalegała w szafach, ludzi niszczono w ich zakładach". Jaroszewicz twierdzi, że walka na froncie gospodarczym spowodowała m. in. "utrupienie" polskich rozwiązań gazyfikacji węgla, utrącenie rozwoju fabryk autobusów i półciężarówek, pewnych rozwiązań z dziedziny elektroniki. Niszczenie polskich wynalazków miało służyć wyeliminowaniu konkurencji i podpisaniu umów z firmami zachodnimi. Profesor Sylwester Kaliski, pracujący nad bronią laserową, poniósł śmierć w wypadku samochodowym. "Mam pewność, że nie zginął przypadkowo, że działał mechanizm powiązań handlowo-wywiadowczych" -- mówi Jaroszewicz.

Wynurzenia Jaroszewicza o gangu prowizyjnym, korupcji i bezwzględnej walce dotyczącej nowych technologii i wynalazków mają inny ciężar gatunkowy niż fantastyczna opowieść o "matrioszkach". Trudno nawet uwierzyć, by Jaroszewicz opowiadał ją, i to na serio. Natomiast to, co były premier miał powiedzieć Rolińskiemu o służbach specjalnych, korupcji, aferach dewizowych oraz o "utrupianiu" polskich wynalazków, nie wygląda na zupełną fantazję, a nawet jest prawdopodobne. Była sprawa generała Matejewskiego z MSW, była afera "Żelazo", było "utrupienie" minikomputera K-202. Tyle że relacja byłego premiera w tej sprawie jest bardzo powierzchowna i niewiele wykracza poza to, o czym w formie pogłosek (np. śmierć Kaliskiego) powszechnie mówiono. W utrącaniu polskich wynalazków mógł być zaś zainteresowany nasz ówczesny wschodni opiekun. Wreszcie swoją rolę odgrywała ignorancja rządzących oraz zawodowa zawiść.

Generał Kiszczak pochwalił się przed kilku laty, że w wyniku działań polskiego wywiadu na Zachodzie, nasza gospodarka i nauka zaoszczędziły miliardy złotych. Ale tego wątku brakuje we wspomnieniach Jaroszewicza.

Ciąg dalszy nastąpi?

Bohdan Roliński pisze, że to, co Jaroszewicz chciał opublikować, znalazło się w "Przerywam milczenie". Tego, co postanowił zostawić w swej pamięci -- nie wyjawił. "Co natomiast powiedział mi >>na kiedyś<<, może rzeczywiście kiedyś, kiedyś, po latach, wielu latach opowiem". Czy jednak ludzi pragnących, by tajemnice Jaroszewicza nigdy nie wyszły na jaw, uspokoi deklaracja długiego milczenia? Roliński dba chyba jednak o swoją skórę. Zapewne więc w sejfie jednego ze szwajcarskich banków leży zalakowana koperta z największymi sekretami PRL. Gdyby Rolińskiemu stało się coś złego, zostaną one natychmiast ujawnione. ..

Tomasz Stańczyk"

"Nie możemy kupić swojego bezpieczeństwa, wolności i braku strachu przed bombą przez popełnienie grzechu tak wielkiego, jak powiedzenie miliardowi istot ludzkich żyjących obecnie w niewoli za żelazną kurtyną: "Porzućcie swoje sny o wolności, ponieważ, aby ratować własną skórę, zamierzamy ubić interes z waszymi panami". " Ronald Wilson Reagan, 40. Prezydent Stanów Zjednoczonych.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka