Jeśli piszę, że coś jest trudne (np. przemyślenie, tekst, refleksja..), to nie dlatego, że ja coś obmyśliłem (coś co np. wydaje mi się trudne dla innych, ale jakie to to mądre),
czy też, że boję się (albo z wyższością uważam),
że ktoś czegoś nie zrozumie. Jeśli piszę, że coś jest trudne,
to znaczy, że dla mnie samego jest to bardzo trudne, intymne, trudne w wyobrażeniu lub wyrażeniu myślowym, złożone (a może proste, ale jakież dla mnie trudne), ocierające się o tajemnice, których zgoła nie rozumiem
(ale które jakoś przeczuwam, dlatego czuję to "otarcie się").
Dlatego nazywam pewne rzeczy trudnymi, bo zmagam się
z nimi.
Wiem oczywiście, że Innych wcale takie zmagania mogą
nie interesować, dlatego zdarzy mi się i ostrzec, że coś jest trudne. Nie ma w tym wiele złego; to raczej ja czuję się gorszy, że zrozumienie i odczucie świata, człowieka, uczuć, śmierci, Boga, czasem bardzo prostych relacji, sprawia mi taką trudność. Dla wielu są to przecież proste, banalne rzeczy..
"w metalowych kołyskach
ból przytula przez rurki po oddech"
(wyimek z "Aleja Dzieci Polskich 20, Warszawa"),
aut. Nata Re
w metalowych kołyskach
Bóg przytula przez rurki po oddech (MD)
Ojciec
Syn
i Ja
Ojciec, Ja i mój Syn
a może przytula go ból
przez rurki po oddech
Ojca
Syn nie patrzy
a może wtedy przytulił go ból
a Syn przez rurki zobaczył
a może
Ojciec przytula mój ból
A mój ból szuka Ojca i Syna
A może przytulam ból Syna
zasłaniam
Przez rurki nie widzę
A może przytulam mój ból
Urodzę się, odwrócę i zrodzę?
Syna
I jeszcze: Czytałem rok temu taką krótką powieść (Broyarda?); wręcz diabelsko (nieludzko) opisane było coś czego myślałem, że opisać nie sposób; opisane było CZYSTE WSPÓŁCZUCIE W UMIERANIU