Kiedyś przyjaciel Paweł powiedział mi: problem w tym, czy kochają nas za to, kim jesteśmy
(jacy - "jacy jesteśmy" - w tym sformułowaniu był diabeł w szczególe, jak sądzę),
czy za to, co robimy.
Wtedy inaczej to rozumiałem.., skłonny nawet stwierdzić, że
szlachetniejsze jest przecież to, kim się jest
(np. wsparte powiedzeniami, typu: bądź sobą; albo: być - nie mieć.
A dzis, w kontekście algebry Clifforda pomyślałem sobie, ze ważne, kim się stajemy,
ważniejsze, od tego, kim jesteśmy.
Wszystkiego Dobrego :)