fot. Facebook.com/naszastudniowkapl
fot. Facebook.com/naszastudniowkapl
Monika Kamińska-Wcisło Monika Kamińska-Wcisło
2287
BLOG

Studniówka na bogato, nie to co kiedyś

Monika Kamińska-Wcisło Monika Kamińska-Wcisło Społeczeństwo Obserwuj notkę 25

Kreacja za kilkaset złotych, fryzjer, makijaż, manicure, impreza w wynajętym lokalu z obsługą – bale studniówkowe to dziś niemały wydatek. Zabawy w salach gimnastycznych, galowe stroje i grzeczne sukienki odeszły w niebyt jako relikt minionej epoki.

Styczeń i luty to czas studniówek. Przez ostatnie tygodnie młodzież ćwiczyła kroki do poloneza i trwały poszukiwania kreacji. Znacznie wcześniej szkoły rezerwowały lokale: w hotelach, restauracjach, sale bankietowe i weselne. W większym mieście za osobę trzeba zapłacić ok. 250 zł, osoba towarzysząca spoza szkoły to dodatkowe 150 zł. W mniejszym mieście ceny są nieco niższe, para może bawić się na balu już za 300 zł. O muzykę dba didżej lub zespół muzyczny. W cenie są posiłki i napoje. 

Odpowiedni strój to nie lada wzywanie. To nie tylko kwestia wyboru, ale i ceny. Sukienka z „sieciówki” to koszt ok. 200-300 zł, suknia balowa - ok. 500 zł lub więcej, jeśli sukienka jest szyta na miarę. Do tego dochodzi koszt butów, torebki i biżuterii. Większość dziewcząt zamawia wizytę u fryzjera (ok. 100 zł), robi manicure i profesjonalny makijaż. Aby nie być zaskoczoną efektem, dziewczęta decydują się na próbne czesanie i makijaż, co podraża sprawę. Koszt stroju dla chłopca, czyli garnitur, koszula, buty, pasek, mucha lub krawat to wydatek ok. 800-1000 zł.

Alicja, tegoroczna maturzystka, jest już po balu: - Moja studniówka była organizowana w wynajętym lokalu. Wieczór rozpoczynaliśmy tradycyjnie polonezem. Bal wspominam dużo milej niż moja koleżanka, która miała imprezę w dużym mieście. Myślę, że to jest też urok mniejszych szkół, mniejszych placówek, gdzie wszyscy się doskonale znają. Byliśmy świetnie zintegrowani, mimo że każdy z nas przyprowadził osobę towarzyszącą spoza szkoły. Co do stroju – ja pozostałam przy takim bardziej skromnym i naturalnym wyglądzie. Wydało mi się śmieszne robienie próbnych fryzur i makijażu jak przed ślubem, zadbałam o to sama. Usłyszałam nawet kilka komplementów, że wyglądam tak naturalnie i po swojemu, a nie sztucznie, jak niektóre dziewczęta, które wyglądały, jakby przyszły na rozdanie Oscarów. Szpilki oczywiście były i długa asymetryczna, granatowa sukienka.

Jeszcze w latach 90. było nie do pomyślenia, by dziewczyna włożyła inny kolor sukienki, niż czarny czy granatowy. Ekstrawagancją były już same sukienki, dekadę wcześniej casual studniówkowy wymagał obowiązkowo białej bluzki i ciemnej (granatowej albo czarnej) spódnicy. Nie wolno  było epatować golizną, żadnych odkrytych pleców i dekoltów. Bal odbywał się najczęściej na szkolnej sali gimnastycznej, wystrojonej wcześniej przez uczniów bibułą, balonami i szarym papierem. Jedzenie organizował komitet rodzicielski, a roczniki były tak liczne, że poloneza często tańczono w kilku turach. Obowiązkowe były znaczki studniówkowe, bez których uczestnicy balu nie byli wpuszczani na salę.

- To był rok 1983 – stan wojenny, studniówka była w niedzielę. Trwała wyjątkowo długo, jak na tamten czas. Pamiętam, że dyrektor musiał wyjechać i my korzystając z okazji bawiliśmy się do rana. Grał zespół muzyczny, klas było bardzo dużo, poloneza tańczyliśmy na dwie tury na sali gimnastycznej. W klasach mieliśmy poczęstunek, a co utkwiło mi w pamięci, to pomarańcze na stołach i alkohol przelany w butelki po oranżadzie. To był czas, kiedy w sklepach nic nie było. Moja koleżanka miała kupowany materiał w komisie, a strój uszyła jej mama, która była krawcową. Ludzie musieli kombinować. Przebojem była moja spódnica, uszyła mi ją ciocia z materiału, który przyniósł wujek z zakładu pracy, a były to ścinki do czyszczenia maszyn. Były granatowe i w takich długich paskach, więc się bardzo nadawały na spódnicę. Wyszła pięknie, była długa rozkloszowana, na dole miała plisę ozdobną i długą szarfę obszytą lamówką. Miałam białą bluzkę z wysoką stójką, po materiał na nią mama jechała aż do Radomia. Bawiliśmy się wspaniale – wspomina swój pierwszy bal pani Jolanta.

Joanna, studniówka w 1992. Bal był w sali gimnastycznej udekorowanej wojskową siatką, balonami i serpentynami. – Pamiętam, że długo szukałam odpowiedniej sukienki. Skromna mała czarna, ale koniecznie krótka i obowiązkowo szpilki. Pierwszy raz czułam się tak dorośle i kobieco. Pamiętam, że chłopcy z klasy byli tym zachwyceni, bo na co dzień ubierałyśmy się zwyczajnie, czyli swetry, jeansy i trampki. Wtedy wszyscy wciąż się w sobie zakochiwaliśmy i na studniówce mieliśmy okazję pobyć ze sobą dłużej, to było fajne – opowiada kobieta.

Pani Magda na swój bal w 1995 roku poszła… w czerwonych slipach. - Sukienkę szyłam u krawcowej, czarną, z przezroczystymi długimi rękawami i drobnymi różyczkami przy dekolcie. Mam ją do dziś i wciąż się w nią mieszczę. Królowała czerń, wciąż zdarzały się białe bluzki i czarne spódnice. Żadna z nas nie ośmieliłaby się założyć kolorowej sukienki, albo takiej bez rękawów lub pleców. Makijażu też zero, a jeśli już, to niewidoczny. Miałam wtedy pierwsze buty na obcasie - aż 5 centymetrów. Klasycznych szpilek nie miała żadna dziewczyna. Wtedy wchodziła moda na czerwone majtki na studniówce, które miały potem przynieść szczęście na maturze, dziś to bardziej podwiązki. Ponieważ w miasteczku nie było wtedy żadnych ładnych damskich, poszłam w bawełnianych chłopięcych slipkach. Ale były czerwone – opowiada.

Pani Marta swoją studniówkę w  1996 roku wspomina jako wyjątkowo tłoczną. Był to rocznik dzieci wyżu, siedem klas czwartych, w każdej po 30 osób. - Do tego osoby towarzyszące, przedstawiciele klas młodszych i grono pedagogiczne. Gmach pękał w szwach. Dekoracje mieliśmy mało skomplikowane, szary papier wymięty w każdej sali, coś na kształt groty, plus balony i serpentyny. Sukienki tak, czarne lub granatowe, to już był czas, kiedy obciachem było przyjść „na galowo” w białej bluzce i granatowej spódnicy. Ale skromnie, bez szaleństwa. Ja byłam w czarnej sukience do kolan, miała prześwitujące rękawy i coś na kształt narzutki, pod szyją miała kokardę, której końce sięgały prawie do długości sukienki. Jak patrzę na zdjęcia, to kreacja trochę na Batmana, ale takie się wtedy nosiło. Buty na obcasie, ale nie były to szpilki. Najważniejsze były włosy, nosiłam długie za ramiona, pamiętam, że dzień wcześniej ciocia kręciła mi je na drobne papiloty i piwo, żeby dobrze się trzymały.  Alkohol był w ilościach umiarkowanych, głównie raczyli się nim chłopcy, gdzieś pod stołem, albo w toalecie. Przygrywał zespół a la weselny. Podobało nam się, byliśmy na progu młodości, szczęśliwi, tańczyliśmy do rana, do pierwszego autobusu – wspomina kobieta.

Studniówka to pierwszy prawdziwy bal dla młodych ludzi, organizowany na sto dni przed maturą. Jest polskim zwyczajem. W innych krajach bale organizuje już po egzaminie maturalnym. Kiedyś studniówki były imprezami typowo szkolnymi, organizowanymi w salach, przy wsparciu rodziców. Dziś są bardziej eleganckie, ale towarzyszy im komercyjna otoczka. Czy zatraciły przez to swój urok?  Czy dawne bale były lepsze?

Zobacz galerię zdjęć:

archiwalne: fot. NAC on-line
archiwalne: fot. NAC on-line

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo