kaminskainen kaminskainen
406
BLOG

W kolejnym Roku Lutosławskiego

kaminskainen kaminskainen Kultura Obserwuj notkę 4

Mieliśmy już raz ogłoszony Rok Lutosławskiego, inicjatywę zgłosił był wówczas zresztą Bogdan Zdrojewski - ciekawostka. Grzegorz Filip na swym blogu (link z boku, oczywiście w linkach) zauważa, że mało na co dzień słucha Lutosławskiego - co zresztą przyznaje niejeden fan współczechy, w twórcy Gier weneckich z definicji przecież zakochany. Słuchanie Lutosa to rodzaj święta - przede wszystkim akt angażujący mocno i całościowo. Słuchanie Lutosławskiego "na pół gwizdka" odczuwa się jako szczególną profanację w tej, niemodnie mówiąc, "świątyni sztuki". Sięga się więc po niego wyjątkowo i "w pewnych okolicznościach" - rok Lutosławskiego jest dobrą okazją, z której Grzegorz korzysta:

Słucham, ale też i czytam. Czytam Mieczysława Tomaszewskiego, który cytuje Lutosławskiego: „Uważam, że najbardziej rewolucyjnym krokiem, jaki może zrobić artysta dzisiaj, jest zignorować rewolucję. I zastanowić się nad tym, jakimi sposobami dzisiaj, z rozsypanej, rozproszkowanej materii, jaką mamy do dyspozycji – stworzyć coś, co miałoby cechy trwalszej substancji”. Dalej profesor cytuje także Pendereckiego, który mówi o poczuciu rozpadu świata i potrzebie syntezy.

Czytam to i uświadamiam sobie, że tej potrzeby syntezy, konieczności scalenia, nakazu reintegracji, odczuwanych przez naszych kompozytorów, nie widać w literaturze polskiej. Literatura istnienia takiego głodu nie potwierdza, literatura prób syntezy nie formułuje, ani utraconej pełni nie szuka. Nadal radośnie hasa pośród rozrzuconych malowniczo artefaktów kalekiej wyobraźni. Nadal tańczy na ruinach, rozkoszuje się żerowaniem po śmietnikach. Poczekajmy więc, aż i ona się obudzi.

Fragment o literaturze zostawiłem ze względu na smakowitość - cytowany autor ma z nią osobiste rachunki jako pisarz - którego trudno nazwać "początkującym" wobec faktu, że napisał już dwie powieści, z których jedna lada czas jakiś będzie wydana. A jednak nie tylko o smakowitość tu chodzi, ale też o zwrócenie uwagi na wyraźne "rozwarstwienie sztuk" w naszych czasach. Zaprzyjaźniony z nami wybitny kompozytor rumuński, Corneliu Dan Georgescu zwrócił nam uwagę na fakt, że nie powstała jeszcze, aż do dziś, rumuńska muzyka dorównująca esencjonalności dzieł rzeźbiarza Brancusiego z lat dwudziestych XX wieku (moim zdaniem tylko nadmiar skromności każe mu formułować tak ostry, jednoznaczny sąd). Jest zdania, że sztuki plastyczne były zawsze bardziej "modern", że wyprzedzały muzykę. Oczywiście mamy mnóstwo "wizualnego badziewia" i galeryjnego kiczu - ale gdyby pokusić się o wyciągnięcie jakiejś "średniej wybitnej" - to wypadałoby się z Rumunem zgodzić.

I patrząc w ten sposób można powiedzieć, że z kolei muzyka współczesna zdecydowanie dystansuje rozgadaną dzisiejszą literaturę. Jest pełna odważnych i śmiałych poszukiwań, nie brak jej też powagi, ciężaru gatunkowego (bo ten brak dotkliwiej się dziś odczuwa, niż brak poczucia humoru) - kompozytorzy współcześni się tego nie boją, są często "pojechanymi" mistykami i szarlatanami w dawnym stylu (Stockhausen) co bardzo mi się podoba. Sądzę, że zaangażowanie w ten nurt kultury mogłoby być bardzo pouczające dla naszych literatów - byłby z tego dużo większy pożytek, niż z osławionych wódek i papierosów czy z flirtów z bieżącą, gazetową krytyką. Okazałoby się bowiem, że jakże niemodną i "obciachową" tęsknotę za scaleniem i "trwalszą materią" przejawiają autorzy dzieł na wskroś współczesnych, ekscytujacych, złozonych i - dla naszych literatów - niedościgłych. Być może dzisiejsza pogarda dla poszukiwania scalenia i przezwyciężenia "sytuacji ponowoczesnej", którą zresztą uważam za plastikowy mit, zostałaby zastąpiona pogardą dla kultu śmietnika, "ponowoczesności" i płytkości literatury?

To takie sobie niemal neutralne uwagi na marginesie - bo z tym, że dzisiejsza "średnia" literatura jest nudna i trywialna, trudno się chyba nie zgodzić. Szukając na nią odtrutki warto przypomnieć sobie Lutosławskiego - lub się z nim zapoznać. Być może warto przy tym przejrzeć niektóre moje starsze teksty, które wciąż uważam za nienajgorsze - pierwszy o jadzie najlepszym, drugi o rozproszkowanej materii, zapożyczonej akurat od Becketta - czy ściślej, od Antoniego Libery.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura