kaminskainen kaminskainen
510
BLOG

Zielsko i bolenie

kaminskainen kaminskainen Rozmaitości Obserwuj notkę 3

 Dziś krótki, popołudniowy wypad na Mietków, gdzie trzy lata temu z powodzeniem łowiłem bolenie na muchę. Jak dojechałem to odkryłem, że nie zabrałem ze sobą podstawowego zestawu much na bolenie i na Zalew; przypomniałem też sobie, że bolenie pono zniknęły po jesieni owegoż pamiętnego roku 2011, gdy spuszczono wodę; oraz, że dziś jest pełnia - czas tajemniczej a niechybnej, pewnej jak w banku, apatii ryb.

No ale zaglądam w moje miejsce wodowania i widzę - woda wysoka, rozlana po krzakach jak zupa (taka ciepła i równie zawiesista). Upał niby nieszczególny, ale jakoś męcząco, duszno, ja się w taką pogodę robię nieprzytomny co widać i po tym, że nie chce mi się łowić. Jednak kątem oka spostrzegam atak bolenia - więc coś tam żyje z ryb dużych i muchowych, jeszcze tu wrócimy. Natenczas jednak poszedłem do lasku nad rzeką i pozbierałem zielska - rdestu pieprzowego, dziurawca i trochę mięty. Ogólnie wszystkiego trochę - bo komary cięły okrutnie, a nie miałem repelentu. Nad rzekę przychodzą chłopaki z woblerami, komentują że "w końcu musi coś walnąć" - najwyraźniej zwąchali, że weszły w rzeczkę, mętną i nabrzmiałą, jakież zalewowe ryby. Uważają jednak, że nie wiedzą póki co, jak dobierać przynętę. Mógłbym im coś podpowiedzieć, ale niekoniecznie trafnie - więc rezygnuję.

Potem powędrowałem kilkaset metrów wysokim nazypem z ziemi i tłucznia by znów się przekonać, że stanowiska ruderalne cechują się największą rozmaitością szaty roślinnej. A że byłem na wsi, w terenie, to roślinność nie była typowo miejsko-śmietnikowo-ruderalna; bo też pokażcie mi przy miejskim śmietniku lub płocie pokrzywopodobnego trędownika, według wielu skarb leczniczy, a z całą pewnością jedną z lepszych roślim miododajnych (choć kwiaty ma niepozorne); albo traganka - nielada ciekawostkę, pono adaptogen i immunotrop, wyglądający jak rozesłana po ziemi akacja albo dziwna, przerośnięta wyka. No i na tym nasypie tego było sporo - obok oczywiście dziewanny, bylicy, pokrzywy. Były nawet kępki naszego rodzimego sukulentu - kwitnącego właśnie na żółto rozchodnika. Co ciekawe, gruntowa droga prowadząca nasypem była mocniej i ciekawiej porośnięta od strony "pola", nieżod strony wody. Widać chyba po tym, skąd to zielsko "przyłazi"...

Wróciłem do samochodu ale pogoda nadal była bardzo "nie moja" - gorąco i apatycznie. Przespałem się może z godzinkę, obudziłem się na lekki deszczyk. To był sygnał, że łowić trzeba. Zajechałem więc na swoje normalne miejsce, przebrałem się i zwodowałem. Muchy jakieś tam się dobrało oczywiście, brak pudełka "dedykowanego" aż tak nie przeszkadzał. Wysoka woda nie pozwalała obłowić całego obszaru dostępnego w czasie pamiętnego rozlania z 2011 roku (w kolejnych dwóch latach była wiosną i latem woda niska, z muchówką wówczas nie ma tam czego szukać). Na wodzie pełno nasion topoli i wszelkiego badziewia, widać "dreszczyki" rybiej drobnicy. Ataki boleni? Żarty na bok - tu i ówdzie plusnęło coś, co mogło mieć z 20 centymetrów - gdy tymczasem liczymy na rybę 40-50 centów. Kilka takich "boleni" długości dłoni łowię, ale ich rodziców ani śladu. Może więc faktycznie po tamtym spuszczeniu wody populacja bolenia zaliczyła jakieś dołowanie? Drobnego jest dużo, bo bolenie, karpiowate w końcu, to ryby płodne, z wydajnym tarłem. Wystarczy kilkadziesiąt dobrych tarlaków, by odnowić populację - tak mi się przynajmniej wydaje.

W końcu gdzieś, daleko, wali jakiś boleń-tata; jest poza zasięgiem muszkarza, a nawet spinningisty - chyba, żeby wejść od drugiej strony (najpierw musiałbym tam pojechać samochodem, półtora kilometra nie ma sensu maszerować w momencie, gdy mam godzinę lub dwie na łowienie). Boleń-tata odezwał się jeszcze kilka razy, w tym raz, z samego wieczora, naprawdę blisko mnie. Złowiłem sporo tych bolków-dziecków, wyglądających jak drapieżna wersja uklei (czym są w istocie!) i kilka żałosnych okonków, a ponadto na hak nadział mi się przypadkiem maleńki sandaczyk. Miałem też jedno bardziej obiecujące branie. Jednak przy tej ilości drobnicy, wciąż znaczącej powierzchnię wody "dreszczykiem", aktywność drapieżników była żadna. Trzy lata temu o tej porze biło jednocześnie kilka ładnych boleni! W zasięgu muchy niejednokrotnie. Może to ta pełnia. Ale też widok wschodzącego księżyca stanowił jakieś wynagrodzenie. Wcześniej świetne byłe srebrne drzewa - głównie wierzby, bez wątpienia przetykane topolą białą (ta aż świeci srebrzyście). Świetne też były przed wieczorem chmury.

W domu rdest pieprzowy przerobiłem na pesto, które nazwę "polskim czili" (jest naprawdę ostre), a dziurawiec poszedł na esencję do kremów (frakcja hydrofilna tym razem). Mięta za bardzo zmarniała, więc rzuciłem świnkom do klatki; kilka lepszych liści zmiksowałem w lemoniadzie pietruszkowej, któ®ą tu kiedyś opisałem; lepsza jest jednak bez mięty.

"Radykał, ale sympatyczny" (z filmu) Szczerzy przyjaciele wolności są niezmiennie czymś wyjątkowym. (Lord Acton)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości