kamiuszek kamiuszek
1995
BLOG

Anatomia i perspektywy bulgotu

kamiuszek kamiuszek Polityka Obserwuj notkę 36

Coryllus napisał dziś jak zwykle fajny tekst. Ten akurat wystarczająco łatwy w odbiorze, bo osobisty w tonie i złośliwy wystarczająco, więc może przez tę łatwość admini wrzucili go na stronę główną. Zresztą nie wiem, co kieruje adminami. Może była akurat posucha w twórczości wirtuozów słowa znanych i uznanych przez kierownictwo. Nie zajmujmy się tym, bo pourodzinowy tekst Coryllusa sam w sobie jest ciekawszy. Pisze nasz kolega następująco:

 "(...) ludzie, którzy mają dziedziczne prawo do wyrażania opinii, nie dadzą nam tutaj żyć. Bo to dla nich, a nie dla nas, nie ma miejsca na tym świecie. Dlatego właśnie się tak rozpychają i rządzą."
 
Tak właśnie jest. Mamy w Polsce całkiem durną sytuację i uparcie trzymamy się strategii przegranej, czyli mamy po prostu życie zorganizowane w taki sposób, aby nikt wyżej przypisanej mu rangi nie podskoczył. Czy to stary rosyjski dryl biurokratyczny, czy austriacka szkoła zarządzania kadrami, czy praktyczna szkoła doboru naturalnego opracowana na Łubiance, czy może najnowocześniejsze techniki sprzedażowe dystrybutorów paciorków, wpłynęły na taki styl życia, nie jest ważne teraz w stopniu najmniejszym. Ten wsobny dołujący trynd, ten tak zwany polski kocioł w piekle, w którym sami się trzymamy za kostki, jaja i gardła, podobno z przyrodzonych nam cech charekteru - należy kopnąć raz a dobrze i to już.
 
Bo cóż tu widzimy? Na wierzchu elitę, te nadymające się, puste bulbony niby myśli i niby czynów. Niżej lawę, której sto lat nie wyziębi i z tego wiecznego niedogrzania mamy być dumni, potem denko żeliwne, a pod spodem diabły podkładają, żeby bulbony się robiły i szumowina na wierzchu - piekielna śmietanka towarzysko stęchła i żywcem gnijąca, której jedynym celem jest wyznaczać kotłującym się poniżej powierzchnię złudnych aspiracji. No i podduszać, tłamsić i zobleśniać.
Więc mówię, ten model narodu nie wynika z żadnych przyrodzonych cech charakteru polskiego. Z naszej duszy rzekomo niedojrzałej. Jeśli można mówić o duszach narodów, w co wątpię, ale jeśli nawet można mówić o duszach narodów, to każda dusza doskonała jest i czysta, i trzeba się nieźle napracować - bywa, że i życia mało - żeby się zepsuć, popadając w ostateczne niewolnictwo, i krążyć wiecznie między żeliwnym denkiem a szumowiną. Więc jeśli jest ta duszą narodu, to jest stworzona do życia, a nie podtrzymywania na swojej powierzchni jego pozorów. Jeśli jest dusza narodu, to nawrócić na życie może się w jednej chwili. O tak - pstryk. A jeśli nie ma duszy narodu, to w ogóle prosta sprawa - bo wystarczy zmienić te parę reguł nie oglądając się na całe to bulgotanie speców od zarządzania, mediów, polityki i myszki miki.  
 
Jestem przekonany, że ten kocioł da się przewrócić w pół pokolenia. Tak być musi, bo nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci miały mieszkać w kraju takiego kłamstwa i żeby dobiegające z góry plaśnięcia nieudacznych bulbonów objaśniały im, że to wszystko przez nasz charakter narodowy. Oby te obłe bulbony pełniące obowiązki elity, "pilotów" boeningów i "gwiazd" realu nadęło po raz ostatni tuż przed tym, jak po raz ostatni prysną. Oleistą plamę posypie się wysuszonym w słońcu  piaskiem wiślanym, żeby się nie poślizgnąć i do przodu.
 
Cóż mnie tak zjeżyło, że popadam w emocjonalną obrazowość. Nic szczególnego. Igor Janke szef własnego medium; które powinno już od dawna trząść przynajmniej internetowym życiem w kraju, a może nawet być najważniejszym portalem dla wszystkich, którzy po polsku cokolwiek rozumieją; idzie w łachę do byłych i inaczej sławnych szefów telewizji publicznej. Nie wiem po co, pytać może o to jaka gama szaroburyzmu ma robić w tym sezonie za tęczę mieniącą się na bulbonach. I jeszcze organizuje ten event pod szyldem Wolności. A i owszem zaprasza na spotkanie blogerów, czyli tłuszczę, ale w sposób charakterystyczny dla obyczaju kotłowego. Trza się zgłosić i czekać, może łaskawca dyskretnie wskaże sekretne miejsce, gdzie tak konkretnie ten akurat bulbon wykwitnie. Aspiranci do warstwy szumowiny na start! Płyńcie tam, wierzę że was nie zabraknie.
 
Wróćmy na chwilę do charakteru narodowego, bo akurat dziś gadali o korporacjach w porannym tvn. Był tam Santorski - ale jakiś taki wymizerowany i z lekka drążący - więc pewien nie jestem, on to czy nie on. Może chory, więc jakby co zdrowia życzę. Opowiedział historyjkę ze swego psychobiznesowego doświadczenia. Zjawiła się w Polsce szwedzka firma. No i jakieś tam kłopoty mieli organizacyjne, czy po prostu nudzili się i stąd ta fanaberia: Jak te głupie zawezwali Santorskiego, żeby im doradzał - kołcz kołczów, autorytet autorytetów, mistrz życia mistrzów życia - jak Szweda stać, niech mu płaci, nic nam do tego. No i przyszedł Santorski podrapał się w ten swój trzydniowy zarost na drżącej brodzie i mówi: Kochani Szwedzi, tak być nie może - no bo jak to, że w tej firmie wszyscy mają być równie ważni? Nie da się tak. Tu jest Polska! Nie możecie mieć całego biura i wszystkich tych gamoni na jednym piętrze. Trzeba koniecznie zafundować sobie piętra trzy, żeby... zaznaczyć hierarchię. Bo Polak lubi hierarchię, bo wtedy ma z czym walczyć. Tako rzekł Santorski natchniony pewnie przez tego guru, co to ma w zwyczaju na obłoku różanym się ukazywać kołczom. Tak powiedział Szwedom i jeszcze się w telewizji skierowanej do Polaków pochwalił.
Na miejscu Szwedów podrzuciłbym doradcę Santorskiego szczególnie złośliwej konkurencji. Bo Santorski zafundował im nic innego jak kocioł, a sam już widział siebie jako gościa tumaniącego prezesa w ażurowym buduaże wybudownym na szczycie drapacza chmur z Singapuru. Tam to by miał odpowiednią oprawę i przestrzeń, żeby bulbonić. Inaczej, wchodząc do normalnej firmy, czułby się pewnie jak hinduski dostawca pizzy podejmowany w podziemnym garażu. No tak, czy nie?
 
Z czego to się bierze? Postkolonializm, postkomuna, postmodernizm? To nieważne. Istotne jest to, że ryba psuje się ode łba, to są skutki braku doktryny państwa. Jeżeli państwo nie jest nastawione na ekspansję, tylko na trzymania obywateli jak najtańszym kosztom za pysk, to elity tego państwa zajmują się utrzymaniem swojej pozycji względem tych trzymanych za pysk. I niczym innym. I nie mają już czasu na to, żeby założyć jakąś firmę, która mogłaby otworzyć oddział w Szwecji i popisywać się tam rozrzutnością, wynajmując podbiegunowego Santorskiego. Tak to jest i inaczej być nie chce.
 
Co rozumiem przez ekspansję? No przecież nie wojnę. Tak myślą tylko potomkowie tych, których przywiozły tu ruskie czołgi. A i to pewnie nie wszyscy,  tylko ci uparcie upośledzeni. Nie, nie chodzi o wojnę! Nie bójcie się. Chodzi o zwykłe życie. Czyli rozkwitanie, rozsiewanie ziaren, współpracę i zasady, które sprzyjają zbiorom ku pożytkowi własnemu, swojego, tego, tamtego i nawet tego obcego. Jeśli nasze elity potrafią co najwyżej importować jakieś brednie i szkolić zagranicznych inwestorów w budowaniu piekielnego kotła, to znaczy że nie wypełniają roli elity. Więc nie są żadną elitą. Tak po prostu, bo kto nie trzyma się zasad, nie pełni roli przypisanej przez te zasady. I już odwróćmy się od nich - nie zaszkodzi trzy razy splunąć przez ramię.
 
Jak wygląda ekspansja w praktyce. Gdy Stany Zjednoczone posiadły technologię kosmiczną, to stwierdziły, że może by coś z nią zrobić. I jakoś wykorzystać satelitę do praktycznego celu. Więc na początku lat 60. wybudowali u siebie większą antenę, taką samą wybudowała sobie Anglia. Będą sobie transmitować, a to co przejdzie przez Kosmos, puszczą na żywca w telewizji, a potem się zobaczy. Więc pierwszą audycją przesłaną nad Oceanem miało być wystąpienie na żywo prezydenta Kennedyego. Ale nie mieli wszystkiego obcykanego - wiadomo pierwszy raz - więc Kennedy się spóźnił na występ i puścili jakiś mecz futbalu (amerykańskiego, bo przecież nie piłki nożnej, trzeba się szanować). I proszę sobie wyobrazić, że transmisja się udała i każdy Angol mógł zobaczyć, jak za dużo facetów w głupich kaskach gania za tą zmartretowaną karykaturą piłki. No i teraz kolej na Anglików - może mieli wysłać uśmiech i machającą łapkę Królowej, a może zajawkę najnowszego Bonda? Co mieli wysłać, nie wiem. W telewizorach za Atlantykiem nagle pojawił się rozśpiewany Charles Aznavour i to w życiowej formie. Sinatrę musiał szlag trafić. Cóż się okazało? Francuzi też zbudowali sobie większe radio i nie pytając o zgodę puścili via amerykański sputnik coś swojego. Skandal był dyplomatyczny i takie tam różne. Ale opłacało się wszystkim, może poza Sinatrą, bo Aznavour został zaproszony na koncert w Carnegie Hall.
 
Technologia się rozwinęła, amerykańskiemu wojsku zechciało się pochwalić internetem i udostępniło go wszystkim. I ja mam teraz pytanie, Panie Janke, jak już  z tymi byłymi skonstruujecie sputnik Wolność, to kogo Pan widziałby jako reprezentanta salonu24 podczas pierwszej transmisji - żeby było łatwiej, zawęźmy wybór tylko do Strony Głównej. Pana ze względów oczywistych w wyborze pominiemy. W końcu de Gaulle też sam się nie transmitował. A wy jak myślicie?
kamiuszek
O mnie kamiuszek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka