Kaowiec Kaowiec
633
BLOG

Śmierć na Pradze

Kaowiec Kaowiec Rozmaitości Obserwuj notkę 5

Byłem ostatnio w Warszawie. Odwiedziłem stolicę z powodu pogrzebu mojego wuja, ale nie o jego śmierci chcę napisać.

Wuj mieszkał na Pradze, blisko Wisły, przy Kłopotowskiego, chociaż główne wejście do kamienicy jest od strony Okrzei, tuż obok pomnika Kościuszkowców. Idąc wieczorem od dworca Warszawa Wschodnia wstąpiliśmy z mamą na podwórko przy Okrzei 30. To jedno z najpiękniejszych małych podwórek - studni, jakie widziałem w życiu. Bywałem tu wiele razy, ale nie widziałem go nigdy w pełnej krasie, bo zawsze było odrapane, ledwie kilka łat tynków na ścianach, na dole malutki, zaszczany przez psy i koty klombik z kapliczką Matki Boskiej i kilkoma drzewami – chyba bzami, brama z jedną żarówką, w bramie zabytkowe drzwi. W klatce po prawej stronie, jeszcze grubo przed wojną, mieszkała rodzina babci od strony mojej mamy. Na drugim końcu ulicy, tam, gdzie teraz umarł wuj, od ponad stu lat też mieszkała moja rodzina, ale ta od strony dziadka. Dziadek z babcią poznali się właśnie gdzieś tutaj - między jednym a, drugim domem, między jednym, a drugim końcem ulicy.

Następnego dnia poszedłem z mamą na Bazar Różyckiego kupić kwiaty. Trochę się zdziwiłem, bo na bazarze były tylko suknie ślubne, stroiki do chrztu i prawie wcale nie było kupujących. A cała reszta stoisk zamknięta, zabita dechami - dosłownie. Szukając kwiatów obeszliśmy jeszcze kawałek Brzeskiej, Ząbkowskiej i Targowej.

Kwiaty znaleźliśmy w tunelu pod skrzyżowaniem. Ale nie znalazłem czegoś o wiele ważniejszego - nie znalazłem Pragi.

Znam Pragę z kilku wizyt z lat 80-tych i 90-tych, z rodzinnych opowiadań i może z kilku filmów. Pamiętam Bazar, gdy można było tam kupić prawo jazdy do odbioru po dwóch godzinach, zagrać w trzy karty, kupić garnitur albo żywą kurę, a przede wszystkim nie było prawie jak przejść, bo taki był tłok. Przeszedłem przez ten bazar, po kilku ulicach wokół i cały czas widziałem gdzieś i słyszałem w pamięci te tysiące ludzi, gwar przewalających się tłumów, krzyki kłócących się bab, przekleństwa podpitych cwaniaczków, westchnienia zmęczonych matek z siatkami, piski dzieci, zapachy kiełbasy na gorąco, pierogów, świeżego chleba, muzykę z katarynki i piosenki kapeli. Widząc piękny, gładki bruk na Ząbkowskiej, usłyszałem miliony stuknięć podków końskich, które wygładzały te kamienie przed ledwie pięćdziesięcioma laty. Gdy zobaczyłem zaasfaltowane szyny, rozległ się zgrzyt tramwajowych kół na zakręcie i dźwięk dzwonków.

Może te moje wspomnienia nie były prawdziwe, lecz wyimaginowane, bo przecież pięćdziesiąt lat temu nie było mnie nawet na świecie, ale były to wspomnienia wyraźne. Najwyraźniejsze były dzień wcześniej, wieczorem, wtedy, gdy zajrzałem na podwórko mojej babci. Na drzwiach była tabliczka, że budynek nie nadaje się do użytku - zakaz wstępu. Kompletna cisza. Było już ciemno - po drugiej stronie podwórka paliły się światła tylko w jednych oknach, to już raczej ostatni mieszkańcy. I chyba dlatego, właśnie w tej ciemności, tym łatwiej zobaczyłem całe życie, które przeleciało przez to podwórko. Było więc kilka pokoleń dzieci, które bawiły się tu na piasku, na bruku, w końcu na asfalcie, były matki z wózkami, były zakochane pary, były rodziny chodzące w niedzielę do kościoła, były kłótnie małżeńskie, zdrady, było codzienne wychodzenie do pracy, codzienne powroty ze szkoły, było tyle wspólnych kolacji, tyle Wigilii z najbliższymi, tyle Wielkanocy, tyle prań rozwieszonych za oknem, tyle wypitej wódki, tyle nanoszonego węgla, tyle przypalonych obiadów i tyle modlitw pod kapliczką, tyle wyjazdów na studia, do wojska, za pracą, na wojnę, na koniec świata. I tyle śmierci. Boże, ile tu śmierci! Śmierci co prawda tętniącej wspomnieniami, życiem, ale jednak śmierci.

I nawet ta wielka dziura, w której tuż obok kopią metro, nie wydała mi się czymś skierowanym ku przyszłości, lecz grobem. Na dodatek, żeby nie straszyć ostatnich mieszkańców, którzy jeszcze nie zdążyli uciec albo umrzeć, ten grób jest perfidnie zasłonięty płotem, żeby nikt nie pomyślał, że to jego grób.

Tym nowo zbudowanym metrem przyjadą niedługo nowi mieszkańcy. Zamkną się w swoich apartamentowcach, postawionych na grobach dawnych kamienic, włączą swoje czterdziestocalowe telewizory i obejrzą film dokumentalny o Pradze. Albo o rozwielitkach, albo o piramidach. Co za różnica!

Tak, śmierci na Pradze zobaczyłem najwięcej.

Kaowiec
O mnie Kaowiec

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości