Pyzol Pyzol
444
BLOG

Stypa po pogrzebie

Pyzol Pyzol Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

 Lechoń Jan

Mochnacki

Mochnacki jak trup blady siadł przy klawikordzie 
I z wolna jął próbować akord po akordzie. 
Już ściany pełnej sali w żółtym toną blasku, 
A tam w kącie kirasjer w wyzłacanym kasku, 
A tu bliżej woń perfum, dam strojonych sznury, 
A wyżej na galerii - milcz serce! - mundury. 
Tylko jeden krok mały od sali go dzieli, 
Krok jeden przez wgłębienie dla miejskiej kapeli - 
On wie, że okop hardy w tej przepaści rośnie, 
Więc skrył się za okopem i zagra o wiośnie. 

Rozpędził blade palce świergotem w wiolinie, 
I mały, smutny strumień spod ręki mu płynie. 
Raz w raz rosa po białej pryska klawiaturze, 
I raz po raz w wiolinie kwitną polne róże. 
Rosną. Większe, smutniejsze, pełniejsze czerwienią, 
Coraz niżej i niżej, uschną, w bas się zmienią! 
Nie. Równo, równo rosną w jakiś smutny taniec. 
Rozdrganą klawiaturę przebłagał wygnaniec, 
I nagle się rozpłakał po klawiszach sztajer, 
Aż poszedł szmer po sali, sali biedermeier. 
Głupio, sennie, bezmyślnie kręci się i kręci. 
Jakieś myśli chce straszne wyrzucić z pamięci, 
Do piersi jakąś białą przytulił pierś drżącą 
I czuje tuż przy piersi nieznośne gorąco, 
I tysiąc świateł w oczach, w czyjejś twarzy dołki, 
I zapach białej sukni, ubranej w fijołki. 

Magle złoty kirasjer poruszył się w kącie, 
Sto myśli, jak kanonier, stanęło przy loncie, 
Stu spojrzeń obcej sali przeszyły go miecze, 
Wstyd idzie ku estradzie - czuje, jak go piecze. 
Więc do basu ucieka i tępo weń tłucze, 
Po tym tańcu szalonym niech ręce przeplucze, 
Z tych czerwonych, duszących róż otrząsa płatki, 
Rozsypuje po sali w tysiączne zagadki, 
W sto znaków zapytania, sto szmerów niechęci, 
Nie pyta. Już jest w basie. Już tam się wyświęci. 
Raz, dwa, trzy, cztery - wali. Niechaj mu otworzą, 
Niechaj wyjdą z chorągwią, wyjdą z Matką Bożą, 
Niech mu końskie kopyta przelecą po twarzy 
I niechaj go postawią gdziekolwiek na straży: 
Na ulicy stać będzie z karabinem w dłoni... 

...Słyszy sala: ktoś idzie, ostrogami dzwoni - 

Ostrogą spiął melodię, a akompaniament 
Szaleje, krzyczy w basie, rośnie w straszny zamęt - 
Ku sali bagnetami już mierzy, już blisko - 
I ton jeden uparcie wybija - nazwisko!!! 
Wciąż czyste, w rozszalałe wplątuje się głosy 
I wali, wali w basie murem Saragossy, 
Oszalałych Hiszpanów wyciem, darciem, jękiem 
I znów wraca ku górze załzawionym dźwiękiem - 
W mazurze - nie - w mazurku idą wszystkie pary, 
By całą klawiaturę owinąć w sztandary. 
Zatrzymali się wszyscy w srebrzystych kontuszach, 
A klawikord im ducha rozpłomienia w duszach 
I wzdłuż długich szeregów przewija pas lity, 
Tysiąc głów podgolonych podnosi w błękity 
I wszystkie karabele jedną ujął dłonią 
I uderzył w instrument tą piekielna bronią. 
Aż struna się ugięła, ta w górze, płaczliwa. 
I cisza jest w wiolinie. Cisza przeraźliwa. 

Po martwej, głupiej strunie, po fijołków woni, 
Po czyichś smutnych oczach, jakiejś białej dłoni. 
Jakichś światłach po nocy i szeptach w komorze, 
Po księży cu, po gwiazdach - mój Boże! mój Boże! - 
Gdzieś się gubi i zwija, przeciera pas lity, 
Po księży cu, po gwiazdach, po Rzeczpospolitej. 
Po sali idzie cisza przeraźliwa, blada 
I obok tęgich boszów w pierwszym rzędzie siada. 
Wzrok wlepia martwy, ślepy, w jakiś punkt na ścianie 
I patrzy w Mochnackiego, kiedy grać przestanie. 
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 
A on, blady jak ściana, plącze, zrywa tony 
I kolor spod klawiszy wypruwa - czerwony, 
Aż wreszcie wstał i z hukiem rzucił czarne wieko 
I spojrzał - taką straszną, otwartą powieką, 
Aż spazm ryknął, strach podły i z miejsc się porwali: 
"Citoyens! Uciekać! Krew pachnie w tej sali!!!"

Pyzol
O mnie Pyzol

Panie, daj mi odwagę, aby zmienić to, co zmienić mogę, pokorę, aby w pokoju pogodzić się z tym, czego zmienić nie mogę, i daj mi mądrość, aby odróżnić jedno od drugiego.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo