KellyCMI KellyCMI
308
BLOG

"Ludzie, wystarczy."

KellyCMI KellyCMI Polityka Obserwuj notkę 1

Mówiąc o „arabskiej wiośnie ludów” mamy na uwadze przede wszystkim Tunezję, „gdzie to wszystko się zaczęło” i Egipt, gdzie jest obecnie największe zamieszanie. Przynajmniej tak to wygląda z perspektywy sprzed telewizora, ekranu komputera czy gazety. Szkoda, że zapomina się o innych krajach, gdzie również dzieją się ciekawe rzeczy. Najwidoczniej nie tak „ciekawe”, jak chciałyby tego media.

Do tej pory tylko Tunezyjczycy osiągnęli przynajmniej połowicznie swój cel, kiedy to 14 stycznia bieżącego roku, Ben Ali musiał opuścić kraj i ukrywać się w Arabii Saudyjskiej. Nie jest do końca jasne czy aby na pewno dalej tam przebywa. Nie jest tego pewien nawet Interpol, który poszukuje Alego i jego rodzinę. Tunezja jednak nadal wrze a liczba ofiar sięgająca 219 (wg ONZ) jest nader wymowna. Powodem jest próba utrzymania władzy przez rząd, a uosobieniem tego jest premier tymczasowego rządu Mohammed Ghannuszi. Mimo, że wymienił już większość rządu i to w tzw. resortach siłowych, ulicy to nie wystarcza – chcą głowy Ghannusziego, który był premierem jeszcze za „panowania” Ben Alego. Nie wolno mylić premiera z Raszidem Ghannuszim, liderem Hizb an-Nahda – partii o profilu islamskim – którego powrót po ponad dwudziestoletnim wygnaniu dolewa oliwy do tego wielkiego, tunezyjskiego ogniska.

O Egipcie jest bardzo głośno, więc ograniczę się do słów Mohammeda Tantawiego, marszałka i ministra obrony, które brzmią dość przejmująco: „Ludzie, wystarczy. Ten człowiek [Hosni Mubarak] nie będzie więcej kandydował.”

W Maroku nie dzieją się rzeczy dramatyczne i prawdopodobnie nie będą one miały miejsca na tym północno-wschodnim skraju Afryki. Marokańczycy nie chcą obalenia monarchii Mohammeda IV, choć chcą ograniczenia jego władzy. W myśl Facebookowej rewolucji, bo to właśnie poprzez ten portal chcą organizować się oponenci króla, Maroko miałoby stać się monarchią konstytucyjną. Przy okazji domagają się kilku reform społecznych. Postulaty nie wymagają walk ulicznych, a sposób organizowania się opozycji poprzez internet wydaje się dość groteskowy. Może to być narzędzie pomocnicze, ale nie decydujące, w co zdają się wierzyć organizatorzy manifestacji planowanej na 20 lutego. W Maroku swojej szansy może szukać kuzyn króla, książę Mulaj Hiszam, który otwarcie krytykuje władcę i to on mógłby stać się wygranym w jakiejkolwiek rewolcie. Takowa jednak tutaj się nie zapowiada.

Marokańska manifestacja będzie miała miejsce 20 lutego, ponieważ… niedziela to przyjemny czas do protestu, a w najbliższą – 12 lutego – podobna będzie miała miejsce w Algierii. Kraj ten popadł w dziwną modę podpaleń, których do tej pory odnotowano aż osiem. Nie śledzę bieżących wydarzeń pod tym kątem, ale wydaje mi się to swoistym rekordem. Żądaniem manifestantów, na czele których stoi Zgromadzenie na rzecz Kultury i Demokracji jest ustąpienie prezydenta Abdelaziza Butefliki i obecnego rządu. Jak do tej pory rządzący wygrywają, blokując już jedną z takich manifestacji.

27 stycznia w Jemenie demonstranci domagali się ustąpienia prezydenta Alego Salaha z urzędu, który piastuje od 32 lat. Salah próbuje podobnego wybiegu do Hosniego Mubaraka – zapowiedział, że ustąpi po zakończeniu kadencji i nie będzie prowadził prac nad nowelizacja konstytucji, która przedłużałaby jego mandat. O ile w Egipcie do września (koniec kadencji Mubaraka) nie jest tak daleko, to 2013 rok, kiedy kończy się kadencja Salaha jest dla obywateli Jemenu terminem zbyt odległym. Wydarzenia w Jemenie, to pomniejszona kalka przypadku egipskiego: wczoraj ok. 20ooo demonstrantów uczestniczyło w tzw. „dniu gniewu”, a przeciwko nim stanęli zwolennicy obecnych rządów. Z tą różnicą, że walki w Jemenie mają charakter raczej incydentalny. Zapewne takie „dni gniewu” będą trwały do 2013 roku. Później ich istnienie będzie zależało od ostatecznej decyzji Salaha. Bo tylko krowa nie zmienia poglądów i zdania.

W Syrii zastosowano model marokańsko-jemeński: na łamach Facebooka zapowiedziano na 5 lutego „dzień gniewu”. Nikt nie mówi o obalaniu prezydenta Baszara el-Asada, a jedynie wzywa się go do reform. Nie przeszkadzało do władzom syryjskim w zamykaniu opozycjonistów o czym donoszą organizacje praw człowieka. O ile można im wierzyć.

Jeszcze przed największymi manifestacjami w Jordanii z 28 stycznia, tamtejszy król – Abdullah II - zapowiedział przeprowadzenie reform, a niektóre, jak obniżka cen na pewne artykuły spożywcze wprowadzono od ręki. W tym kraju widać chęć rozmowy obu stron. Król reformuje i zapowiada kolejne zmiany, a główna siła opozycyjna w postaci Frontu Akcji Islamskiej uznaje tamtejsze rządy Haszymidów. Oczywiście, jak każda szanująca się opozycja, straszy delikatnie rządzących – tu, króla – że zbytnie ociąganie się może zmienić ich konsyliancyjną postawę. Abdullah II powołał swojego byłego doradcę Marufa Bachita na funkcję premiera, który ma ustabilizować sytuację w Jordanii. Aktualne manifestacje są przeciwko właśnie Bachitowi. Organizuje je Front Akcji Islamskiej, który jednocześnie głosi, że premierowi trzeba dać trochę czasu na pracę. Ale kto zrozumie opozycję.

Jak widać, Tunezja i Egipt to jedyne ogniska dramatycznych wydarzeń, które wciąż pochłaniają ofiary. Przykład jordański pokazuje, że można przeprowadzać zmiany w o wiele spokojniejszy sposób, a inne kraje pokazują, jak walczyć o swoje bez zbędnych ofiar.

Ludzie, ofiar wystarczy.

KellyCMI
O mnie KellyCMI

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka