Problem z tablicą poświęconą zatopieniu MS Wilhelm Gustloff jest naprawdę poważny. Przecież to niedopuszczalne, żeby ktokolwiek mógł pomyśleć – choćby przez chwilę! – że upamiętnia się śmierć nazistów. Albo choćby żołnierzy wrogiej armii wziętych do niej z poboru. Dlatego, skoro problem jest poważny, nie wolno szczędzić środków dla jego ostatecznego rozwiązania. Oto moja propozycja.
IPN powołuje zespół historyków mający precyzyjnie zbadać, kto płynął na Gustloffie w jego ostatnim rejsie. Liczba żołnierzy i marynarzy jest w zasadzie znana; chodzi o dokładniejsze przyjrzenie się cywilom. Ilu z nich było gestapowcami, ilu należało do NSDAP, ilu korzystało z mienia wysiedlonych Polaków (np. w Gdyni)... Kiedy to zostanie ustalone, będziemy znali liczbę pasażerów statku, którzy nie zrobili naszemu narodowi żadnej krzywdy. I wówczas będzie mogła powstać tablica z napisem:
PAMIĘCI (tu wstawić właściwą liczbę) PASAŻERÓW MS WILHELM GUSTLOFF, KTÓRZY ZGINĘLI NA MORZU, A WCZEŚNIEJ NIE POPEŁNILI ZBRODNI WOJENNYCH
Wtedy sytuacja będzie jasna. Co prawda jest bardzo prawdopodobne, że wśród wymienionej liczby znajdą się Niemcy, którzy nie gnębili Polaków tylko dlatego, że akurat nie trafiła im się taka możliwość, ale co tam! Nie eliminujmy ich i pokażmy w ten sposób, że cechuje nas chrześcijańskie miłosierdzie.
Pozostaje kwestia modlitwy za zatopionych. Tu proponowałbym zwrócić się do Radia Maryja o wskazówki, kto ma prawo za kogo się modlić. Taka wykładnia przyda się również w przypadku innych pomordowanych. Jeżeli okaże się na przykład, że niewłaściwa osoba modli się nie za tego, za kogo trzeba, grozić jej będzie ciężka pokuta.