Niech nas Bóg broni przed swymi gorliwcami! To purytanie, którzy lęk przed życiem ubierają w szaty miłości do człowieka. Przed następnym kazaniem niech spojrzą na talerz stojący przed nimi. Zobaczą wtedy, czym sami się żywią. Cudzym życiem. Bo życie żywi się życiem w łańcuchu pokarmowym. A ostatnim ogniwem tego łańcucha jest artysta. On ma to wszystko przeżyć, przetrawić i wyrazić.
Tomasz Mann wiedział coś o sztuce. Dlatego w postaci hohsztaplera Feliksa Krulla stworzył metaforę artysty - złodzieja i oszusta o zniewalającym uroku. Dlatego też w postaci Adriana Leverkuhna stworzył w "Doktorze Faustusie" postać geniusza, który za inspiracje przekraczające zwykłe ludzkie moce oddał duszę diabłu. A gdzież ten pakt został przpieczętowany? W burdelu. Dlatego, że seks angażuje całą osobowość człowieka, a zwłaszcza seks występny, gdy dochodzi moment wyzwolenia ze społecznej roli, jaką każdy gra przed ludźmi. Kto zachowuje się zawsze zgodnie ze swą maską społeczną, z oczekiwaniami otoczenia, czyli zgodnie z Personą, ten jest żywy tylko połowicznie. Tak ostrzega Jung, który wiedział co nieco o psychologii człowieka i kultury.
Życia nie da się całkowicie uregulować prawem, ani sztuki. Trzeba się z tym pogodzić, że są mniejsi i więksi. To wybitne jednostki powodują, że człowiek się rozwija z półbydlęcia w geniusza. Zazdrosne i nieświadome masy chcą narzucić tym liderom moralność niewolników, etykę resentymentu, jak ostrzega Nietzsche i mówi: z człowiekiem jest jak z drzewem, im bardziej dąży ku wysokościom, tym silniej jego korzenie ciągną w głębię, w zło. Mann oparł postać Leverkuhna właśnie na Fryderyku Nietzsche.
Filozof przewidział zresztą skutki demokratyzacji kultury: "To, że każdemu wolno posiąść umiejętność czytania szkodzi z czasem nie tylko pisaniu, ale i myśleniu." Wątpię, czy żyjąc dzisiaj zdecydowałby się na prowadzenie bloga.