krzysztof mielewczyk krzysztof mielewczyk
128
BLOG

MAŁOPOLSKA SAUNA

krzysztof mielewczyk krzysztof mielewczyk Społeczeństwo Obserwuj notkę 0
Znajoma zabrała mnie na Aquapark w Krakowie. Uśmiałem się jak rzadko. Za 64zł w godzinę wyprostowałem wyobrażenia o nazwie saunarium oraz cywilizacyjnych standardach pływania. Teraz nie dziwię się obcojęzycznej turystyce w weekendy tego miasta nakierowanej na tańsze burdele w smoczych mgławicach Wawelu.

Już sam dojazd do centrum wodnej rozrywki dziurami niekończących się remontów ulic i ich nieszablonowych oznakowań to olimpijskie emocje. Monumetalna konstrukcja opętlona rurami niezliczonych zjeżdżalni musi zachęcać do odkrywania kolejnych atrakcji. W środku obowiązkowa kolejka do kas, ale czas nie jest stracony. Wyrazista tablica z cennikiem może nie rozluźnia umysłu, ale uświadamia, że płacisz dużo bo na pewno jest za co. Po przejściu bramek, dwie wystarczą na kilkusetosobowy strumień napiętych oczekiwaniem ciał, rozlewa się w nieskrępowanym chaosie po sieci kabin przebieralni. Tam też bym ustawił znaki z robót drogowych. Każdy doceniłby takie zdobyczne skanalizowanie. W przysłoniętej nagości już pod prysznicami poczujesz się jak na lodowisku. Kafelki spełniają normy nawet dla całorocznych sportów ślizgowych. Hala basenowa to dalszy popis myśli architektonicznej pierwszej stolicy Polski. Prawdziwy labirynt kilkuosobowych jakuzzi, torów pływackich otwartych na wszystkie strony świata, nad tym deszcz z paszczy pomnika smoka imponującego wielkością. Gdy wyginając ciała slalomem dotarliśmy do szeregów biczy z wdzięcznością przyjąłem fakt, że jedyny nieoblegany jako jedyny biczował. Tymczasem moja przesympatyczna znajoma nie uprzedzała największej rewelacji tego wodnego szaleństwa, jakim za chwilę było saunarium.

Znaleźliśmy się w strefie niemal mroku. Jak to w takim miejscu zwyczajowo chciałem ściągać gatki. Kategoryczny zakaz mojej znajomej, tu stałej bywalczyni zostawił szorty na pasie biodrowym. Znów slalom i ekwilibrystyka ciałem. W ciemnościach wszyscyśmy na siebie wpadali, a wielość drzwi nieustannie otwierała się i zamykała. Jak w publicznej centrum miasta toalecie. W pierwszej saunie z temperaturą letniego czajnika doprecyzowałem, jak ułożyć ręcznik pod kąpielówkami i stopami, by osoba półki piętro niżej mogła z niego również skorzystać. W moim przypadku był to konkretny kulturysta z obtłuszczoną partnerką. Więc kostium był uzasadniony. Dobrze tez było pomyśleć, że na saunie każdy w istocie robi pranie i dlaczego nigdzie na świecie już tak fajnie nie ma. Za długo nie warto było tej  wątpliwości rozwijać, by podjąć wokół norm temperatury, jaka globalnie na saunach winna obowiązywać. Od więcej niż ćwierć wieku mnie tam pociło. Czasem nawet bardzo, jak wdrapałem się na trzecią półkę. A tu, na tym samym poziomie czułem przyjemny powiew chłodu. Saloonowe jak w westernie wahadłowe odrzwia w szybkim od wymiany gości tempie przynosiły nieoczekiwane tchnienie. Weryfikując sytuację w kolejnej saunie nie mogłem doszukać się pieca. Za to był kosz z kamieniami w walec uformowany, na który sporadycznie wysiąkiwała woda z sufitu. Prawdziwe novum w technice tej balneoterapii. Żeby nie kichać znajoma galopem, bo na podbijanie wrażeń mieliśmy tylko godzinę, przeniosła mnie w świat łaźni parowej. Grono osób oczekiwało na coś, czego nie było, a zwykle jest niezbędne, żeby działało. I nie chodziło o szlauch do spryskiwania kafelkowych siedzisk. To działało. Wiem, bo moja znajoma osobiście naciskała. Ale nie siadła. Potem powiedziała, że na zewnątrz by się szybciej ogrzała. Nie czepiając się drobiazgów w drodze do kolejnej, wielkiej jak wagon kolejki górskiej sauny, pośliznąłem się o wysyp kostek lodu i tak dotarłem do wieszaków z ręcznikami. Uwolnione ręce wyszorowały ciało prawdziwym zimnem, co po 40 minutach w saunie powinno być egipskim ukojeniem. Doznania były inne, a opuszczając ciemności stwierdziłem, że ze strefy saun wyszedłem z nieswoim ręcznikiem. Gorzej, bo znajomą także zgubiłem. Bramka kliknęła, więc nie wracałem. Już tylko na oparach entuzjazmu przebieralnia i do kasy. Z ulgą wyświetliło, że nic nie dopłacam. Ale nawet gdyby, to warto by było.

W Ostravie na basenowym cetrum ze Spa w komplecie płacę 28zł za 3 godziny. Plus 30 minut na przebranie. W berlińskim pływackim ośrodku olimpijskim połączonym z welodromem i parkiem na ich dachu 25 euro za cały dzień 10osobowej grupy.

W Krakowie rządzący kilka dekad prezydent wypróżnił w  swoich wieloletnich wizjach obiekt, który poza drenowaniem koszmarnych pieniędzy do prywatnej kieszeni najwięcej wspólnego ma zproklamowaniem stylu życia najbardziej oddalonego od zdrowego. Nie wspominając umiejętności pływania, która niektórym zawsze w życiu się przydaje. Wystarczy zrobić wycieczkę takim urzędniczym mądralom do czeskiej Pragi, gdzie w miejscu bliźniaczym do kamieniołomów Zakrzówka z wątpliwej trwałości basenikami i syfilitycznym zakrzaczeniem godnym ukraińskiego ciamajdanu, nad Wełtawą w czasach stalinowskiego terroru pobudowano kryty i odkryty kompleks basenowy Podoli. Za godzinę zbiorowego sikania w Aquaparku w Krakowie na Podoli mam koncert pływania, odnowy biologicznej i obfity obiad w restauracji, której szyld i menu nie zmieniło od połowy lat 70ych ubiegłego wieku, gdy tam po raz pierwszy na zawodach pływackich byłem. Nie tylko to różni Kraków od Pragi. Tam nawet szarość jest kolorowa, a stare miasto nie wygląda jak po wojennym ostrzale. I nic tego nie zmieni. Skoro do sauny każą tu wchodzić w odzieżowym futerale.


Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo