krzysztof mielewczyk krzysztof mielewczyk
139
BLOG

POLPUNKOWE PARAGRAFY

krzysztof mielewczyk krzysztof mielewczyk Społeczeństwo Obserwuj notkę 0
Jakiś klucz powstania nowego środowiska zawsze istnieje. W tańcu na rurach dziewczęta lubią muzykę i szelest banknotów w majtkach. Na siłowniach zbierają się pasjonaci twardego bicepsa i rozmiękczenia mózgu. W polityce sflaczały kręgosłup moralny i samouwielbienie szantażu jest gwarancją wejścia na właściwe tory. To efekt finalny. Ale gdzieś kiedyś owe postacie wylęgły się, jak u księdza pacierz, a kierowcy prawo jazdy.

Legendy polskiego punk rocka przełomu lat 70/80 minionego wieku, owiewane jak niemowlęce bąki co jakiś czas nowymi sensacjami, jawią się niczym pejzaże Malczewskiego przydeptane pędzlem bitewnego Matejki.

Zakała Kazika

Dozór policyjny scenicznego artysty KULTu za podejrzenie wyłudzeń dużej bańki u progu drugiego upadku rządów klerykalnych radykałów nabierze więc kolorów dopiero po latach. Może być, że zaliczył odprysk knucia swojej partnerki z synem, co jedynie potwierdzi ogólnie znaną prawdę. Kobiety są po to, by je kochać i cierpieć za nie. Ten niezniszczalny schemat w mniej restrykcyjnym wydaniu dotyczył również samego Kazika, pierwszego światowego artysty gatunku, który dosłownie utuczył się na punk rocku. Jaraliśmy wtedy wagony marihuany, które z Holandii przemycali nam studenci z Peru gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Każdy po dobrym joincie siedział potem w lodówce, ale Kazik najwięcej. Jego coraz bardziej obfity brzuch oraz miłość do hotartystki Anji Ortodoks dodawały mu skrzydeł jak ulgę damom pewne podpaski. Graliśmy jako ,,Deadlock,, wspólnie niejeden koncert w dużej Riviera Remont – stołecznym klubie studenckim. Nasz basista K dopiero dochodził pionu na estradzie po wielkim pijaństwie i moczeniu w wannie z lodowatą wodą w hotelu. Za plecami mojej perkusji organizatorzy ustawili skrzynkę otwartego piwa. Tak, żeby chłopak między numerami, gdy światło ze sceny kierowano na widownię, coraz bardziej żwawym krokiem sięgał po butelki. Niemniej sekcja rytmiczna nadal wymagała wsparcia, uznał Kazik i ze swoją formacją dołączył do nas wcześniej, niż głosił repertuar imprezy. Dziś oskarżany gitarzysta wtedy chyba wymienił struny na łańcuchy, bo tak pamiętam wzmocnił uderzenie. Kazik natomiast po raz pierwszy ujawnił się jako saksofonista. Równie ugrzana jak artyści publika słabo reagowała, ale Anja swoją czarną kreacją i spojrzeniem w pierwszym rzędzie dawałą mu wielkie nadzieje. Wiele było piskliwych dźwięków z jego trąby, ale tego wieczoru dawał naprawdę z siebie więcej, niż dusza w żelazku. Dramat nastąpił, gdy z pozycji przykurczu wyprężył się gwałtownie odchylając nazbyt do tyłu…i wraz z saksofonem wpadł mi do bębna centralnego. Rumor był potężny, bo wszystkie mikrofony nagłośnienia perkusji się akustycznie porozbiegały tworząc coś więcej od rapsod Pendereckiego. Publiczność ożyła, ale Anja zamarła. Koncertu już nie kontynuowano. Za to w kularach było fajowo. Kazik miał nową miłość, pokochał swój instrument. Wszyscy go będą na wieki za ten incydent pamiętali. Co tam więc jakiś milion słabej złotówki w tle tak artystycznych uniesień. Zwykła zakała.

Seksofon nie zagrał

Ten sam instrument dęty, co ukochany Kazika przegrał jednak w konkurach z pięknymi kobietami nieco później i w rękach punk muzyka formacji K. Jego uważany przeważnie za dowód kompletnej ignorancji charakterystyczny bełkot klawiszami francuski wydawca naszych płyt uznał za geniusz. Artysta T, jak większość z nas był przepieszczany przez ogromny płodozmian dziewcząt. W schyłkowej fazie pierwszego polpunka, najpóźniej roku 1983, na koncertach striptiz robiła jakaś czarna, ordynarna laska. Mówiono, że pozuje do akt w ASP. Wcześniej w  formacji T pojawiła się kieszonka brunetka, potem żona garkarza L. Od niego kupiłem perkusję wchodząc do ,,Deadlock,,, ale ją poznałem dopiero na koncercie w Toruniu, w starej ,,Od Nowa,, na rynku. Ściany mówiły, że wcześniej robiła w tzwanym biznesie w jednym w lepszych hoteli w Warszawie. Wraz z nią w formacji T pojawiła się druga ekstralaska, grała na klawiszach. Z nią związał się nasz wokalista S. Gdy za podobno 800 dolarów sprzedał prawa autorskie wspomnianemu Francuzowi, oboje większość czasu spędzali jarając grass zagryzany sardynkami z Pewexu, gdzie za komuny tylko tam takie specjały za dewizy ludzie kupowali. Dziś jedynie w sferze moich dociekań… może to one posłużyły na wabia w grubej na ówczas aferze z udziałem legendarnego trębacza z formacji K. W środowisku mówiono o tym po cichu wskazując na powiązania tych dziewczyn z ,,Deadlock,, . Nasza kapela wtedy już nie istniała, a pod szyldem i utworami podpisywali się K. Ostatni koncert prawdziwego ,,Deadlock,, graliśmy w Toruniu rok przed moimi studiami dziennikarskimi, czyli w połowie 1982. Dym pojawił się potem. Dziewczęta trudniąc się tzwanymi robótkami ręcznymi dla ekskluzywnych panów zwabiały klientów do mieszkania gdzieś w Warszawie. Tam z szafy wychodził trębacz T i walił gościa no nie trąbką w głowę. I okradał. Interes działał bez zarzutu, póki T za bardzo nie zapucował niedoszacowanego alkoholami i płatną miłością absztyfikanta. Poważne obrażenia i szpital zaalarmowały organa ścigania. Poza tym, która kurtyzana daruje drugiej, że zarabia inaczej, niż obsługą penisa. Trębacza aresztowano, ale po czasie sprawa ucichła i się rozmyła. Nie tylko za komuny kary za takie numery tylko w jeden sposób unikano. Jedno jest pewne. Na instrumencie dźwiękami strasznie lawirował. A na seksofonie już więcej nie zagrał.

Szafa jak konfesjonał

Numer z dziwkami wabiących pacjenta na meliny, gdzie utalentowani koledzy wychodzili z szafy poznałem osobiście, gdy przed wejściem w pierwszą polską punk załogę w Sopocie, w wieku 16u lat uprawiałem łobuzerkę w słynnym gangu Wolfa. Był ponurym facetem, chudym i żylastym, z sadystycznym uśmieszkiem, który nic dobrego nikomu nie wróżył. Wdepnąłem w jego towarzystwo za sprawą dzielnicowego łobuza Łembela. Uciekałem często z domu, bo miałem tam przegniłe klimaty. Przestały mi pasować te z sąsiedniej Akademii Wychowania Fizycznego. Nas chłopaków z ulicy wyrzucano z boisk, a nawet kortów tenisowych, gdzie graliśmy za ich przygotowanie o 5 rano. Chodziłem do szkoły sportowej, ale zauważano tylko tych najwyższych, najsilniejszych. Ja byłem dla nich po prostu za mały. A obowiązywał wzorzec mistrza. Łembel imponował wokoło. Miał wszystko, od amerykańskich gum do żucia po taksówkę wieczorem pod blokiem. I znikał. Mnie wsadził do niej kiedyś z litości, bo było zimno, a ja się obok snułem. Tak wjechaliśmy na bandycką metę ,,Pod lwem,, w Sopocie. Dokładnie naprzeciw Grand Hotelu. Kamienica stoi do dziś. Ale kto teraz rządzi w mieszkaniu na pierwszym piętrze po prawej, nie wiem. Wtedy drzwi otworzyła ladacznica Jola F. i wprowadziła do jasno oświetlonego pokoju. Masywne stare meble, a przede wszystkim wielka dębowa szafa. Właśnie przerwaliśmy radosną libację, pań było więcej. Również panów. Glut, Mandaryn, Baca. Kwiat trójmiejskiej rozwały, mocno kojarzony z piłkarskimi kibicami. To były lata 70e dwudziestego wieku. Tematem przewodnim było obrobienie i wyekspediowanie na majtach jedynie pijanego turysty czy marynarza ze Szwecji. Jola, najdroższa i najsłynniejsza wtedy bladź trójmiasta szybko wyszła. Miały z mamą wycieczkę Japończyków do rozczłonkowania. Mną zajęła się pani o artystycznym pseudo ,,Okularnica,, i jakiś czas mnie, młodego i zagubionego zagospodarowała. Proceder ,, na szafę,, w Sopocie trwał bardzo długo i milicja nie mogła o nim nie wiedzieć. To połączenie solidnych dwóch rzemiosł półświatka zachwiało branżą z innej przyczyny. Wolf któregoś razu zapowiedział, że idę robić dym z ekipą. Dziwnie wtedy się z resztą grupy wzrokiem wymieniani. A urodzony w sporcie do dziś jestem w miarę bystry i podświadomie alarmowany. W głowie wtedy zapaliła mi się czerwona lampka i powiedziałem, żeby się delikatnie mówiąc ode mnie odesrali. I niezatrzymywany pożegnałem się z tymi lwami nad kamienicy wrotami. Po krótkim czasie głośno się zrobiło, gdy znaleziono niedaleko deptaku Monte Cassino dziewczynę z mojego liceum. Mieszkała latami niemal na wprost domu Wolfa. Była cholernie atrakcyjna i skromna. Zbrodnia była okrutna, tylko do jednej osoby lub grupy osób pasowała. Milicja i sąd nie zdążyły. Oszalały z rozpaczy jej chłopak, jak słyszałem, kupił pistolet TT na rynku i zastrzelił Wolfa. Wszyscy odetchnęli. TTki były wtedy na wyposażeniu milicjantów.

Szpetne jeansy

Bracia S to był pierwszy garnitur starej załogi. Dwa przeciwieństwa. Od wyglądu poczynając po dynamikę. S1 ślamazarny i chyba nawet przez moment na basie w pierwocinach ,,Deadlock,, grał. Potem dostał się na filozofię arcykatolickiej uczelni. Po Sorbonie posiadł żonę z podobnymi kwalifikacjami i od lat wiedzie życie dyplomaty po dzikich i pogańskich krajach wymagających chrześcijańskiej naprawy. S2 to petarda w kroku i z tyłu też. Wszystkie dziewczyny chłonął z wzajemnością, póki noga mu się nie powinęła na długowłosej, czarnej piękności poznanej na ulicy. S2 opowiadał o niej wielokrotnie, a najbardziej poczęcie w ogrodzie zoologicznym w Oliwie za klatką z wilkami. Otóż to raczkujące uczucie stłumiła grupka jakichś przedszkolaków, przekonanych, że na tyłach też są u czworaków. Według S2 w tej pozycji z nową koleżanką uciekali przed zgrają dzieciaków zostawiając majtki i spodnie na szlaku. Skracając ten epizod  jego życia, by zająć przeszłością kryminalną, po niedalekim czasie, gdy urodził się im bobas, para się rozstała z dużym hukiem. S2 w stanie dużej nietrzeźwości a w towarzystwie nie zaryglował drzwi do mieszkania małżonków. Kiedy jednak byli jeszcze razem, a ona podkreślania urody non stop wymagała nasz punkrockowy szczęśliwiec zdecydował korzystając zdaje się z kontaktów innego punka, nazwijmy S3, na miejskich targowiskach, wejść w okazjonalny handel towarami poszukiwanymi. Jeansy z Turcji. Jeździł tak po kraju, aż trafił do mnie na stancję w Katowicach, bo z akademika za imprezę na dachu DS. mnie rektor wyrzucił. Stancję prowadziła babka późniejszej miss Polonia, była strasznie wścibska i upierdliwa. S2 wpadł najpierw z zapytaniem, czy może się przespać. Druga wizyta, już bez noclegu za to z prośbą o przechowanie wielu pakunków. Trzecia  była już w otoczeniu milicjantów, bo na bazarze w Katowicach S2 zatrzymano za tak zwaną wtedy spekulację. Więc został wrogiem ludu. I został aresztowany. Wyrok chyba 3 lata i potężna kara finansowa. Biznes z jeasnami okazał się szpetny, bo jak przypuszczam doniosła missbabcia. Czymś wnuczka karierę robić musiała.

Grypsujący rastaman

To chyba był mój pierwszy koncert, a na pewno wyjazd do stolicy z ,,Deadlockami,,. Niemal natychmiast przypadliśmy sobie do gustu z garkarzem K, który mieszkał na Jerozolimskich. Ogromne mieszkanie z obrazami i perkusją. Rodzina G to liturgia świata artystycznego. Nie tylko w jego przypadku. F z formacji T to syn słynnego karykaturzysty oraz ciotek ze świata estrady, telewizji i filmu. Kompletnym przeciwieństwem był koleś z dziś zapomnianej kapeli z mózgiem w nazwie, a potem lider szalenie popularnej reggae grupy. Pierwszej tak tym rytmem skoncentrowanej. P był łobuzem na Pradze do kwadratu. Grypsował, a więc garował. Był wytatuowany i wyraz twarzy w przebłyskach Wolfa mi przypominał. Dla mnie okazywał się bardzo w porządku. Obydwaj z garkarzem K wydzwaniali do mnie, gdy moja dziewczyna pojechała do stolicy na koncerty, a wystawiła dupę na otwartą licytację. Potem, albo przedtem był kompot, czyli polska heroina. Chciała wrócić, ale po wspólnym joincie w kolejce miejskiej wysiadłem w Sopocie i gdzieś daleko i na zawsze od niej poszybowałem. Trafiła po tym do klasztoru. Naprawdę. Wracając do gitowca P, bo tak wtedy o bandytach mówiono – git ludzie, to wcale bym się nie zdziwił, gdyby wspominany saksofonista zboczył ze ścieżki prawa właśnie pod takim wpływem. P zaś nagrał świetną i odpalaną do dziś chętnie płytę z polskim reggae. Potem kapelę przejął znany szansonista zmieniając jej nazwę. O grypsującym rastamanie już nigdy nie słyszałem.

Dilerka zabija

Wszyscy z pierwszego miotu punk rocka byliśmy kontestujący, warkliwi i wrażliwy na swój sposób. Wyrażała to muzyka. Bardzo nam pasowało tworzenie wokół aury niedostępności. Ale mało kto był odporny, by w tej dekadzie szarości i nicości odrzucić pokusy, które wydawały się otwarciem bram do raju. Dziś, gdy tak kolorowo, chyba jeszcze trudniej nie utonąć w szambie. Nas było tak niewielu, że każdy z osobna stanowił  certyfikat do piekieł. Gdy L odszedł z ,,Deadlock,, ową aurę nam przylepioną przekleił do  formacji T, która stała się liderem polpunka. Najszybciej trafiła do studia nagrań i do muzycznych gazet. Przed nazwiskiem F drzwi władzy w każdym ustroju się bez przeszkód otwierały. Nam też nagle umożliwiono próby z klubie osiedlowym emeryta ,,Maciuś,, , chociaż moment wcześniej wszędzie się z hukiem zamykały. W tym czasie już nowy gitarzysta był poszukiwany, bo R wyjechał do Berlina Zachodniego. Za chwilę wyruszył tam L z wybranką oraz drugi nasz ,,wioślarz,,, o którym w kolejnym rozdaniu. Grupa mieszkała na skuotach, czyli opuszczonych budynkach. Regularnie mieli naloty policji, a do takich noclegowni bez wody i światła wchodzili po drabinach. Docierało do mnie, że biorą narkotyki, ale nikt nie podejrzewał, że jest znacznie grubiej. Nagle gruchnęło, że R nie żyje. Krążyły dwie wersje. Że przegrzał heroinę, a druga, że uprawiał dilerkę i cymbał mu odstrzelili. Nasz wokalista S był w sprawach na bieżąco. Poczułem, że pora znikać ze świata, który nie był dla mnie. L z późniejszą żoną wyjechał do Holandii. Podobno załapał się jako operator w którejś telewizji. By za chwilę gruchnęło, że poległ jak R za to samo w Berlinie.

Maciek odfrunął

Wspomniany drugi ,,wioślarz,, to chłopak najbardziej odjechany obok Adiego, który chyba w 1979 roku wskoczył w Sopocie pod ciężarówkę pijany albo przygrzany. I zginął. Adi założył kapelę ,,Deutschand Prostitiuten,, z Kiciusiem, obydwaj z Sopotu. Zagrali jeden koncert na punk festiwalu w Kołobrzegu. W tej glorii krążył po trójmieście w stanie zawsze nieco agonalnym. Któregoś razu trafił do domu wspomnianych braci S. Otworzył mu tata. Adi rzucił klasyczny dla nas prochowiec na wieszak i bez słowa pomknął do toalety. Siedział tam na tyle długo, że nikt nie zauważył, że i kiedy wyszedł. Absencję ujawnił tato, który w ubikacji na środku odkrył wielką kupę. Była przykryta jego tyrolskim kapeluszem. Bracia odbyli z Adim rozmowę edukacyjną w punkowym klimacie. Maciek nie miał takich pomysłów, był z intelektualnej rodziny. Podobnie jak L, lekarze  Maćka ojciec był dyrektorem szkoły, a on sam bardzo cichy. Kiedy się jednak uaktywniał śmiejąc jakby miał kaszel, całe jego długie i chude ciało po prostu wiło się niczym zaskroniec na trawie. Tej Maciek nigdy nie odmawiał. Kiedyś przed koncertem na stadionie Skry w Warszawie milicjanci musieli go ściągać ze szczytu lampy ulicznej. Jak na nią wszedł ? W dodatku centralnie przypalony… . Innym razem przed innym koncertem, chyba też w stolicy, zniknął na długo, bo chodził po barierkach klatki schodowej wieżowca. Mniej czasu podejrzewam spędzał na wysokościach w Berlinie Zachodnim, gdzie dokleił się do R i L na skuotach. Wysyłali go, żeby zarabiał graniem w tunelach. Za nieduże pieniądze kupił supergitarę Martina. Jeden stroik nie działał, więc nie było zbycia. Sprzedawca dołożył pokrowiec, który za chwilę odegrał istotną rolę w kolejnej przygodzie Macieja. Krótko po wprowadzeniu stanu wojennego w grudniu 1981 Maciek wracał do kraju. Na granicy była to tak wielka sensacja, że został aresztowany jako podejrzany o szpiegostwo. Trzymali go dwa tygodnie nie wierząc, że po prostu wraca. Gdy robili mu skromną z oczywistych przyczyn rewizję osobistą, poza tym na sobie miał tylko gitarę, z pokrowca wysypały się jedynie przybrudzone skarpety i gacie. Wypuszczony, bo uznano, że recytowanie przez kilkanaście dni i nocy zdania ….JA CHCE DO MAMUSI… w zupełności kwalifikuje aresztanta do zakładu psychiatrycznego. Maciek zginął na przepustce. Prosto ze szpitala poszedł na imprezę. Było dużo narkotyków. W pewnym momencie otworzył okno i wyszedł. To było IX piętro.

PunkDrukarka

Nie zawsze mieszkaliśmy w pięciogwiazdkowych hotelach jadąc w trasę. W Warszawie dwa razy spaliśmy na ostatnim piętrze przedwojennej kamienicy na Mokotowie. Były tam trzy albo cztery wielkie pokoje. Ale tylko jeden nadawał się do spania. Poza tym, że nie miał żadnych mebli. W innych były stoły i wielka drukarnia. Wszędzie pełno papierowych ryz i paczek z książkami. Czytaliśmy, ale nie za długo. Wszędzie ludzie biegali. Tytuł ,,Grudzień 70,,. Tajna drukarnia podziemnej ,,Solidarności,,. Szefem był jakiś czterdziestolatek z brzuchem i resztką włosów. Mnie to o tyle interesowało, bo gdy czołgi z Gdańska jechały do Gdyni, żeby rano pacyfikować tam stocznię, co zakończył pochód z zabitym chłopakiem na drzwiach i powstaniem pieśni ,,Janek Wiśniewski padł,, , wracałem z wieczornego treningu na basenie AWFiS w Oliwie. Usiedliśmy na murku przy główne przelotowej j ulicy trójmiasta Grunwaldzkiej i całym klubem START machaliśmy do niekończącej się armady na gąsienicach. Książka wertowana w trzęsącym się od pracy drukarki mieszkaniu przypomniała tamte chwile. Kolejny nocleg mieliśmy tam zaplanowany na przełomie roku, ale przyszedł stan wojenny. Nasz wokalista S był tam wtedy i po powrocie do Gdańska opowiadał, jak 13 grudnia w nocy uciekali dachami. Podobno lokal od dawna był namierzony przez służby, bo elektrownia zgłosiła ogromny pobór prądu z tego mieszkania. Poza tym służba bezpieczeństwa siedziała nawet u Prymasa w garnku. Jej moc uratowała naszego basistę przed sądem polowym.

Wojsko w trampkach

Imponująco zapowiadającą się karierę muzyczną F przerwało powołanie do wojska. Takie rzeczy się w czasach komuny zdarzały, a służba dla ojczyzny była nawet obowiązkiem. Dlatego ,,Deadlock,, z całym swoim dorobkiem ludzkim trafił do szpitala psychiatrycznego na Srebrnikach, wcześniej dogłębnie studiując literaturę doktora Kiełpińskiego na temat schizofrenii. Mnie położyli obok gangstera U, którego poznałem w ,,pod Lwem,, u Wolfa. U był utrzymankiem wspomnianej prostytutki Joli F, czego zazdrościł mu każdy, kto ją choć raz widział. Po drugiej stronie mojego łóżka leżał chłopak z bandyckiej ulicy Lendziona we Wrzeszczu. Pił od dziecka denaturat i nie miał zalet. Dużo mówił do siebie i głośno,. Więc regularnie U rzucał w niego kapciem i kazał przynieść z powotem. Żeby znowu rzucić. Nie uciszał chłopaka wtedy, gdy wieczorem przychodziła do nas pielęgniarka zwana Kosą, od wielkiego nosa nazwana i regularnie  onanizowała na tak zwanego narciarza. U miał w ten sposób alibi, bo przygotowywał chyba z Wolfem napad na jubilera na Monte Cassino w Sopocie. Skok udał się ekstra i przynajmniej za to U nie przyskrzynili. Kiedy się wypisał przenieśli mnie do izolatki, a reszta kapeli pisała legendarną  ,,Ambicję,, . Jako cięższy przypadek trafiłem przez ścianę na córkę miejskiego architekta. Była na detoksie, brała heroinę i nierzadko pruła się za towar z wszystkimi dilerami z Długiej. Teraz rozmawialiśmy przez otwór w ścianie na elektryczne kontakty i momentami przejmujące było to jej wyjące rozpaczanie. Jak to się stało, że F z nami nie trafił….no rozkochał w sobie pannę J, wnuczkę I sekretarza KC partii i córkę szefa UB na Pomorzu. Na pielęgnacji uczuć minął mu termin stawienia się w jednostce. Poszukiwany intensywnie wiódł spokojne życie miłosne w przyzwoitych warunkach mieszkalnych u szefa bezpieki, z pełną lodówką i niezwykle intensywnie opróżnianą prostatą. Gdy pożegnaliśmy oddział młodzieżowy zamknięty z zespołem paranoidalnym na potrzeby komisji wojskowej, wpadaliśmy do J z niezłym haszem, który podobno mieli dostarczać jacyś Żydzi z Bydgoszczy. Towar był naprawdę niekiepski, bo tresowana wilczyca milicyjna taty panny J stała się łagodna nie do poznania. Finał grzechu dezercji F mógł być tylko jeden. Któregoś dnia tato szef bezpieki wpadł do swojego mieszkania i przeprowadził krótki dowód na okoliczność, dlaczego jego obronna suka w ogóle nie szczeka. Nadjechała żandarmeria. Bardzo delikatnie, by nie naruszać prywatności nadczłowieka rozerwany uczuciem F trafił do karnej kompanii na Mazury. Tam, co sensacyjne odwiedzała go regularnie ukochana, a któregoś razu nawet z ,,deadlockami,,. F w nieskazitelnym mundurze w trampkach i białymi skarpetami prezentował się nader wybornie. A my zamiast też oddać się ukochanej ojczyźnie, ten czas zamieniliśmy na dwa miesiące z czubami. Km

Fragment II cz. ,,Lubieżna Częstotliwość,,

03.03.2024 Kraków


Wieloletni dziennikarz śledczy, zawodnik i trener pływania oraz triathlonu / od 1997/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo