Słowo Wielkiego Rycerza Słowo Wielkiego Rycerza
44
BLOG

C.A. Anderson – Cywilizacja miłości cz. 1

Słowo Wielkiego Rycerza Słowo Wielkiego Rycerza Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Wstęp
Porucznik Daniel O’Callaghan był jednym z bohaterów, którzy 11 września 2001 roku ofiarowali swoje życie za wolność. Jego ciało udało się zidentyfikować po części dzięki różańcowi Zakonu Rycerzy Kolumba znalezionemu w zaciśniętej dłoni. 11 września 2001 roku porucznik O’Callaghan, podobnie jak bardzo wielu jego kolegów, wszedł do wieżowca World Trade Center, i dlatego wszedł również do serc pokolenia Amerykanów. Nigdy nie poznałem Danny’ego O., ale wiele miesięcy po jego śmierci poznałem członków jego rodziny i rozmawialiśmy o nim. Od tego czasu często o nim myślałem.

W ciągu dni, jakie nastąpiły bezpośrednio po terrorystycznym ataku na Twin Towers i Pentagon, kiedy flagi amerykańskie zdawały się powiewać wszędzie, a my, śpiewając O, piękna Ameryko, nie byliśmy w stanie powstrzymać łez, dane nam było, jako narodowi, przeżyć cenną chwilę: zadaliśmy sobie pytanie, w jaki sposób będziemy mogli kształtować naszą przyszłość nie tylko w zgodzie z wiarą, lecz również na tym dziedzictwie, jakim jest śmierć mężczyzn i kobiet, którzy oddali życie 11 września.

Od tego czasu dotkliwie zaznacza się inne jeszcze pytanie – historyk Samuel Huntington nazywa je kwestią tożsamości. Przypomina ono uwagi premiera brytyjskiego Sir Winstona Churchilla w mowie skierowanej przezeń do Kongresu USA, zgromadzonego na wspólnej sesji w tygodniach japońskiego ataku na Pearl Harbor. Opisawszy historię zarówno tego ataku, jak i kolejnych napaści na Brytyjczyków, Filipińczyków i Amerykanów w innych miejscach Pacyfiku – akty te Churchill określił mianem „zbrodni” – mówca postawił pytanie: „Za kogo oni nas mają?” . Za sprawą potworności popełnionych 11 września wielu Amerykanów wróciło do pytania Churchilla: „Za kogo oni nas mają?”.

W miarę, jak utrzymuje się wojna w Afganistanie i Iraku, pytanie to nie przestaje rozbrzmiewać natarczywie i ponaglająco. Co może ważniejsze, to my powinniśmy zapytać: „Za kogo my mamy samych siebie?”. I jakiego pokroju ludźmi się stajemy? Pytania te stały się bardziej jeszcze naglące w pierwszych latach trzeciego millenium. Wielu z nas – zwłaszcza ci, którzy oglądali inaugurację prezydentury Johna F. Kennedy’ego i słyszeli jego obietnicę, że Amerykanie w imię wolności „nie uchylą się przed żadnym ciężarem” – doszło do przekonania, że nasza walka o wolność zakończyła się wraz z likwidacją żelaznej kurtyny i upadkiem Związku Sowieckiego. Ten triumf demokracji liberalnej spowodował nawet, że na początku lat 90. XX w. Francis Fukuyama obwieścił „koniec historii”.

Obecnie wiemy, że walka, o której mówił Kennedy, obejmuje dalszy horyzont historii niż myśleliśmy. Huntington powiedział o „zderzeniu cywilizacji” – wystawiając demokrację Zachodu do walki ze światem islamu. Co więcej, w ujęciu Huntingtona, źródłem zagrożenia, wobec którego stoją Stany Zjednoczone, jest ich wewnętrzna dwukulturowość. „Pod koniec dwudziestego wieku” – jak pisze – „wystąpiły tendencje, których utrwalenie się mogłoby zmienić Amerykę w rozdwojone kulturowo anglolatynoskie społeczeństwo z dwoma językami narodowymi” . Niebezpieczeństwo to jest tym bardziej zatrważające, utrzymuje Huntington, że nasze narodowe wartości i wolności są zakorzenione w kulturze angloprotestanckiej, która dziś szybko staje się domeną mniejszości.

Do pewnego stopnia Huntington ma rację. Wzmaga się dwukulturowy rozłam, pogłębiany jeszcze przez nieustanną narodową debatę na temat imigracji. Chciałbym jednak wskazać bardziej podstawowy rozłam kulturowy – odmienny od tego, który opisuje Huntington. Nie jest to podział między Amerykanami i Latynosami, Anglikami i Hiszpanami, Północą i Południem, protestantami i katolikami. Aczkolwiek tych rozłamów ignorować nie można, mają one znacznie mniejsze znaczenie niż inny rozłam, który biegnie w poprzek wszystkich tych kategorii i dzieli społeczeństwo znacznie głębiej – po części dlatego, że głębiej dzieli jednostki. Jest to podział, mówiąc słowami Jana Pawła II, między kulturą życia a kulturą śmierci.

Piszemy nieoficjalnie o Zakonie Rycerzy Kolumba, największej bratniej organizacji katolickiej na świecie. Nazywanej przez Ojca Świętego "prawą ręką kościoła". Skupiającą mężczyzn żyjących w łączności ze stolicą apostolską, pragnących służyć kościołowi i państwu, zgodnie z czterema charyzmatami zakonu - miłosierdziem, jednością, braterstwem i patriotyzmem. więcej na: www.kofc-ah.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości