Andrzej Konieczny Andrzej Konieczny
371
BLOG

MIAŁO BYĆ O DUPIE MARYNI A JEST FURT O RZEPLIŃSKIM

Andrzej Konieczny Andrzej Konieczny Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Notabene w „Salonie24.pl” miałem kiedyś zapisaną wśród tagów „Dupę Maryni”... Ale mi ją wykreślono, jak i autoprezentację, że od pół wieku nie kłamię…

Mańka była ode mnie dwa lata młodsza. Tzn., że w maju br. obchodziła 80-te urodziny. Zaś w ub.r. – ni z gruszki, ni z pietruszki – przypomniał mi się jej telefon sprzed 60 lat: 44-351!Po tym fakcie nawet zadzwoniłem do kolegi (też zgred, ale rok młodszy ode mnie) – mieszkającego w tamtych stronach - czy przypadkiem nie umarła. Odparł, że to jej grozi tylko, jeśli będzie dyskutować o polityce, bo wpada przy tym w furię, zagrażającą jakimś wylewem czy tp.

Przechodząc do zgreda pt. RzeplińskiPartia Oszustów nie skorzystała z mojej rady, żeby postawić go na swym czole.

Na czele „Gabinetu Cienkich” stanął Schetyna – „Głupi Grześ”, jak go nazywają żurnaliści od pamiętnego wystąpienia w rocznicę wyzwolenia Auschwitz. A jego zastępcą został Neuman.

Temu modelowi ( i J. Pinkasowi) poświęciłem już wpis w mojej "Bawełnie"3 maja 2014 pt. PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA   (który radzę Państwu przeczytać - to się uśmiejecie !). I nie zamierzam więcej „strzępić sobie pióra” na jego temat…

Odchodzący Prezes TK znalazł sobie i postawił na bardziej perspektywiczne towarzystwo , zwane „Papugami”, czyli na adwokatów. Zwłaszcza, że wśród adwokatów też nie brak wielu oszustów, by nie rzec: złodziei…Jak to naiwnym ostatnio unaoczniła afera z reprywatyzacją w Stolicy, w której czynny udział brał adwokat Grzegorz Majewski – dziekan stołecznej adwokatury – z kolegami po fachu oraz z żonką, Katarzyną Majewską, urzędniczka Biura Gospodarki Nieruchomościamiw Ratuszu. Albowiem chodziło m.in. o słynną działkę, o wartości 160 mln zł, obok PKiN (b. Chmielna)

Żonka Majewskiego – to zresztą nie jedyna z kobiet wplątanych przez „papugi” w tę aferę. Inną jest siostra Roberta Nowaczyka – głównego machera tej aferyurzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości (a jakże!) - Marzena Kruk. Pani Marzenka ma na koncie ponad 38 mln zł za około 50 obiektów przez jej brata „zreprywatyzowanych”…

Rzepliński może być więc dumny z owacji urządzonej mu przez „stojące papugi”…

Mówiąc o naiwnych, wyłączam z nich siebie, który od dawna jestem najgorszego zdania o prawnikach, nie wyłączając z tego też studentów prawa(sic!). Bodaj „GazetaWyborcza”, która pierwsza opisała w 2012 r. aferę reprywatyzacyjną w Warszawie, także opisała przed laty stosunki panujące na Wydziale Prawa UW.

Zresztą tym, co mnie razi w ministrze Ziobrze są jego niegdysiejsze przechwałki, że nagrywał potajemnie kolegów studentów na dyktafon(w jakim celu?). Nie zaś to, że jego ojciec był lekarzem wojskowym, co zarzucają mu różne głupki z opozycji

Oto dlaczego…

Za czasów „stalinowskiej żydokomuny” studiowałem na Wydziale Lotniczym (teraz MEL) Politechniki Warszawskiej. Nie dość, że tępiły mnie te gnojki z ZMP (z których kilku uciekło za granicę po roku 1968), ale musiałem się pilnować przed porucznikiem D. – kierownikiem Studium Wojskowego – któremu z innych względów podpadłem. Nie wymieniam tu jego nazwiska (choć był chyba ruskiego pochodzenia i słabo znał polski), bo koledzy z Tai chi, z których dwu studiowało na WAT, mówili, że pracuje tam sensowny wojskowy o tym nazwisku...

I oto trafił mi się fatalny pech z porucznikiem D.

Podczas któregoś Studium Wojskowego zostaliśmy z kolegą wyznaczeni do pilnowania szatni. Co było o niebo lepsze niż spanie podczas wykładów w sali na rozłożonych pod stołami taboretach. Zatem, uradowani, kupiliśmy flachę wina, wytrąbiliśmy ją i uderzyliśmy w kimono. na leżących tam ciuchach

Obudziłem się, gdy ktoś kopał mnie czubkiem buta… Był to porucznik D. Zerwałem się, próbując wytłumaczyć z tego snu zarywaniem nocy przed egzaminami… Ale porucznik D. był nieubłagany:

- Nu, student, wy już nie zdacie Studium Wojskowego u mnie. A bez zaliczenia Wojska – nie mówiąc o wciąganiu w pijaństwo kolegi – nie skończycie studiów… Ot, co!

Zakręcił się na obcasie i wyszedł. Ja wiedziałem tylko jedno, że bez stałego zwolnienia ze Studium Wojskowego – rzeczywiście nie skończę tu studiów.

Ubrałem się więc w cywilne ciuchy i szybko wybyłem… Niedaleko budynku „Starej Aerodynamiki”, gdzie to się działo, po drugiej stronie Nowowiejskiej mieściły się – jak i obecnie– ceglane budynki wojskowej służby zdrowia. Już nie pamiętam, jak się tam dostałem do lekarza. W każdym razie opowiedziałem mu, co się stało, i że muszę mieć zwolnienie ze studium. Że moi rodzice są lekarzami, ja zaś choruję na astmę oskrzelową…

Odpowiadając na pytania tego lekarza, wyjaśniłem, że matka jest ftyzjatrą w szpitalu w Poznaniu, a ojciec zginął w Gusen. Nie pamiętam już, czy ów lekarz był w mundurze… Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że działo się to w czasach najgorszego u nas terroru stalinowskiego: w pierwszej połowie lat 50.

Lekarz – odnosząc się do matki specjalność – spytał: „Nie może pan zachorować na gruźlicę?  Chociaż z drugiej strony, nie można udowodnić braku astmyPiszę zwolnienie dla pana ze Studium Wojskowego z powodu astmy oskrzelowej...

Przypomniałem to sobie niedawno idąc obok „Starej Aerodynamiki” na Nowowiejską, żeby zapisać się na stałe do, mieszczącej się tam, jak dawniej, przychodni wojskowej. Dzięki temu dostałem się w krótkivh abcugach do neurologa, na co w cywilnej w służbie zdrowia (NFZ) polowałem już trzeci rok…

Na co mi przyjęcie przez neurologa ? Bo, jak mawiał mój szef z Działu Nauki uProletariuszy”: „choroba trafia w najsłabszy punkt organizmu”…

Dostałem od wojskowego neurologa skierowanie do USG głowy i na jej tomografię komputerową, wykonałem te badania i jestem zapisany do kierującego mnie lekarza w „Andrzejki”…

Ale spoko! Tak czy owak, w następnym odcinku opiszę, jak – w związku z tymi wizytami – kiedyś szedłem Noakowskiego, aby zobaczyć, czy istnieje tam jeszcze „dziupla” Polskiego Radia, w której często pijałem wódę z moim nieżyjącym już przyjacielem - „Jeleniem”, mieszkającym tam…

Przy okazji obejrzałem dom męża (?) pani Gronkiewicz-Waltz. I w następnym („po Andrzejkach”) odcinku opiszę, jak uważałem, iż ona powinna stanąć na czele PO – sądząc, że chciwość na kasę ma jakieś granice

Dziś już wiem. że chciwość jest bezgraniczna !

Przyzwoity, ale poznaniak. Tak się składa, że nie klamię od ca 40 lat (z pychy)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo