AFORYZMY - autor Zygmunt Jan Prusiński
Po sąsiedzku zastygł księżyc był w kolorze białym - znikła złocistość, a ty mi mówisz o rozmarzonych liliach.
Wobec rzeczy udanych i mniej udanych zrywa się o świcie ptactwo.
Moja ręka została całą noc między twymi udami - czułaś się bezpieczna.
Gaszenie przyczółka który był dla nas schronieniem, mogliśmy układać wrzeciona.
Twoja jedwabna bluzka szeleściła w okolicach piersi.
W kąciku wypatrzonym gdzie pień ukryty w trawie, ktoś namalował moje imię i serce i łuk i strzałę -usiadła kobieta wiatru.
Rozmyśla nad stawem kobieta wiatru, słońce spaceruje cicho.
Niby spokojnie za drzewami, oprowadza wzrokiem kolory kobieta wiatru.
Krople deszczu namalowane na liściach klonu, wiewiórki w dziuplach mają zebranie - a ja dalej niż jestem odzyskuję równowagę.
Jest coś znamiennego rozczulenie ciała by zmiękło, jak w dotyku mech czy bawełniany owoc.
Rośniemy w sobie i na uboczu, kładziesz rękę na moim brzuchu, ja kładę na uda by rozgrzać skalne trawy nocą.
Po trosze płynące myśli pomiędzy nami, odwracasz się wnet wstydliwie.