Wspaniały w swej mądrości, prostocie i skromności Papież Emeryt Benedykt XVI spoczął w Grotach Watykańskich. Uroczystości pogrzebowe każdy mógł obserwować w przekazach telewizyjnych, a bogate relacje z tego wydarzenia zamieszczone są w wielu miejscach. Tylko dwie delegacje państwowe uczestniczyły oficjalnie w pogrzebie – włoska z prezydentem Sergio Mattarellą i premier Giorgio Melloni, oraz niemiecka z prezydentem Frank-Walter Steinmeierem i kanclerzem Olafem Scholzem. Ponad 30 przywódców różnych krajów uczestniczyło prywatnie w uroczystości, a wśród nich nasz prezydent Andrzej Duda i premier Mateusz Morawiecki.
Już wczoraj, z lekkim zdziwieniem przeczytałem na portalu amerykańskiej TV https://www.newsmax.com/ informację: Pope Benedict Asked Biden Not to Attend His Funeral, a potem bezskutecznie poszukiwałem tej informacji w innych miejscach, ale jej nie znalazłem. Czy to rzeczywiście warte było niedostrzeżenia lub pominięcia? Zupełnie nieważne? Bo prezydent USA i tak nie miał zamiaru być w Rzymie?
Jednak zastanowiło mnie, dlaczego mądry, pokorny, pełen miłości dla bliźnich i wzorcowo delikatny Benedykt XVI uznał, że powinien tak surowo potraktować prezydenta Bidena i na dodatek nie zażądać, by takie jego życzenie pozostało w sferze całkowicie prywatnej. Niczego tu nie potrafię wysublimować poza możliwością, że rzeczywiście papież chciał dać jakiś ważny sygnał wsparcia dla poważnego traktowania przez katolików nauczania Kościoła, zarazem wsparcia na przykład tych duchownych, którzy odmawiali prezydentowi Bidenowi eucharystii. Jeśli ktoś aprobuje grzech aborcji i forsuje prawo, które pozwala naruszać świętość daru życia, to nie wolno mu pozwolić, by udawał katolika, bo tak fundamentalnych zasad nie wolno rozcieńczać fałszywą tolerancją.
Jeśli rzeczywiście taka była intencja życzenia Benedykta XVI to my w Polsce też powinniśmy skończyć z udawaniem, że Polacy popierający aborcję i odrzucający istotną część nauczania Kościoła są katolikami, może trochę grzesznymi, ale katolikami. Donald Tusk zadeklarował jednoznacznie swoje proaborcyjne plany, wykreślił się więc z grona katolików. Jeśli zobaczycie go kiedyś klęczącego przed ołtarzykiem domowym i bijącego się w piersi w poczuciu winy za te deklaracje, to pamiętajcie, że to ten sam ołtarzyk sprzed lat, który zmiótł wtedy lewą ręką na podłogę natychmiast po wykonaniu zdjęć. Teraz też tak zrobi.