Krytyka Politechniczna Krytyka Politechniczna
201
BLOG

Rzecz o drukowaniu

Krytyka Politechniczna Krytyka Politechniczna Technologie Obserwuj notkę 3

Rząd i PiS jest ostatnio krytykowany za to, że czegoś nie wydrukował. Pierwotnie chodziło o sprawę związaną z Trybunałem Konstytucyjnym, obecnie zarzuca się rządowi, że nie wydrukował audytu rządu PO-PSL odpowiednio wcześniej, aby posłowie mogli się z nim zapoznać.

W tym tekście nie będziemy się skupiać na tym, co miało (lub nie miało) zostać wydrukowane - treść będzie tutaj tematem pobocznym. Zajmiemy się natomiast kwestią, czy drukowanie dokumentów jest jako takie potrzebne i co się z tym wiąże.

Kartkę papieru z naniesioną na nią treścią nazywamy dokumentem - zwykle ma postać tekstu, grafiki, ewentualnie połączenia jednego z drugim. Będziemy się tutaj skupiać na dokumentach oficjalnych, które w odróżnieniu od dokumentów nieoficjalnych, powinny zawierać datę sporządzenia (zwyczajowo też miejscowość), dane identyfikacyjne twórcy dokumentu (imię i nazwisko) oraz jego podpis, często wraz ze stosowną pieczęcią, która ma poświadczać, że sporządziła go faktycznie ta osoba - ponieważ miała dostęp do pieczęci i podpisała się w charakterystyczny dla niej sposób.

Teraz chwila na dygresję. Każdy może pójść do zakładu poligraficznego i wyrobić sobie pieczątkę z napisem "Prezydent RP, Adam Iksiński". Przy odrobinie umiejętności w programie graficznym można to zrealizować bez ruszania się z domu. Posiadając wzór podpisu danej osoby, można nauczyć się go i podpisać taki podrobiony dokument. Wzory można zdobyć z ogólnodostępnych źródeł, ponieważ nierzadko dokumenty są skanowane i udostępniane w serwisach internetowych np. urzędów. Będzie to najprawdopodobniej fałszerstwo możliwe do udowodnienia w postępowaniu sądowym, ale wykrycie może nie nastąpić. Gdy zastosujemy tą samą drukarkę i papier z tego samego źródła (okresu) co oryginalny twórca, może to być dodatkowo utrudnione. Wniosek z tego jest taki, że dokument drukowany nie zapewnia dostatecznego poziomu bezpieczeństwa jeżeli chodzi o uwierzytelnienie twórcy dokumentu - bo łatwo jest się pod niego podszyć.

Dokument papierowy nie chroni również przed możliwością zmiany treści dokumentu po podpisaniu go przez twórcę. Dlatego też wielostronicowe dokumenty parafuje się na każdej zadrukowanej stronie - ale nie każdy się stosuje do tej zasady.

Tej wady pozbawione są dokumenty cyfrowe, które można podpisać cyfrowo. Zaletą podpisu cyfrowego jest możliwość jednoczesnej weryfikacji, że konkretny twórca wytworzył konkretny dokument. Wykorzystuje się w tym celu infrastrukturę klucza publicznego (PKI), która pozwala na stosowanie wielu metod zabezpieczania komunikacji - np. szyfrowanie, podpisywanie dokumentów, uwierzytelnianie osób. Każdy podmiot korzystający z PKI posiada parę kluczy:klucz publiczny i klucz prywatny. Klucz publiczny jest, jak jego nazwa wskazuje, ogólnodostępny dla wszystkich. Klucz prywatny znany jest tylko podmiotowi, który jest jego właścicielem. Dokument podpisujemy swoim kluczem prywatnym, natomiast odbiorca dokumentu może zweryfikować podpis przy pomocy klucza publicznego. Nie wchodząc w szczegóły matematyczno-techniczne, ta metoda weryfikacji pozwala wykryć, że twórcą dokumentu był ktoś inny oraz umożliwia wykrycie ewentualnych zmian dokumentu po jego podpisaniu.

PKI pozwala również na zaszyfrowanie dokumentu w taki sposób, aby tylko odbiorca, dla którego ten dokument jest przeznaczony, może go poprawnie odszyfrować. Pozwala to uniknąć ataku 'na listonosza' (czy mówiąc bardziej fachowo, ataków klasy Man-In-The-Middle), który może podejrzeć treść dokumentu, która jest z jakiegoś powodu poufna (lub są na nie nałożone wyższe klauzule tajności) i nie powinna być znana szerszemu gronu osób. Aby skorzystać z tego szyfrowania, odbiorca również musi posiadać parę kluczy w infrastrukturze PKI; nadawca szyfruje dokument korzystając z klucza publicznego odbiorcy, a ten odszyfrowuje dokument korzystając ze swojego tajnego klucza prywatnego.

 Korzystając z opisanej po krótce koncepcji można wymieniać informacje między państwem (urzędnikami) a obywatelem; komunikacja ta ma charakter dwukierunkowy. Nie ma wtedy potrzeby składania papierowych wniosków w urzędach, urząd natomiast może wysłać nam informacje dla nas istotne na naszą skrzynkę pocztową (w najprostszym przypadku). Dzieje się to praktycznie natychmiastowo, nie ma narzutu związanego z transportem listów.

Taki schemat nie pozwala na całkowitą eliminację korespondencji listowej. Mimo postępującej cyfryzacji społeczeństwa, są dalej gospodarstwa domowe bez dostępu do komputera i internetu. Oczywiście, patrząc realnie, stuprocentowy dostęp do jakiegokolwiek medium jest nierealny. Istotą zmiany procesu obiegu dokumentów nie jest natomiast wyeliminowanie korespondencji tradycyjnej, a raczej radykalna zmiana rozłożenia akcentów, proporcji. Zmiana modelu komunikacji między obywatelem a państwem powinna być opcjonalna, aczolwiek możliwa przy pomocy Internetu - aby można było jej dokonać bez wychodzenia z domu. Osoby, które nie mają takiej możliwości (lub chęci) nie mają obowiązku z niej korzystać. Możliwość skorzystania z komputera w celu komunikacji elektronicznej powinna być w urzędach gminnych, bibliotekach (w tym szkolnych).

Celem nadrzędnym jest tutaj usprawnienie komunikacji między państwem a obywatelem. Każda minuta spędzona w urzędzie, to minuta z naszego życia, podczas której moglibyśmy robić ciekawsze i bardziej pożyteczne rzeczy. Moglibyśmy pracować (wzrost PKB), wydawać (wzrost wpływów z VAT), bawić się z dziećmi (budowa kapitału społecznego i umacnianie więzi rodzinnych), cieszyć się życiem. A tak musimy stać w kolejce po numerek, marnując dzień urlopu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie