Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna
46
BLOG

Smoleński: Niestandardowy sposób nakłaniania

Krytyka Polityczna Krytyka Polityczna Polityka Obserwuj notkę 4

6 stycznia wielu pacjentów nowotworowych leczonych chemioterapią niestandardową dowiedziało się, że szpital, który do tej pory ich leczył, nie może kontynuować terapii. Sprawę nagłośniły „Fakty” TVN. Przed kamerami pacjenci z łzami w oczach mówili, że odebrano im nadzieję. Lekarze odsyłali pacjentów z kwitkiem, powołując się na zarządzenie prezesa NFZ nr 65/2009 „w sprawie określenia warunków zawierania i realizacji umów w rodzaju leczenie szpitalne w zakresie terapeutyczne programy zdrowotne”. Według tego dokumentu chemioterapię niestandardową mogą leczyć tylko te szpitale, w których pracuje konsultant krajowy lub wojewódzki ds. onkologii. Czyli po jednym szpitalu na województwo.

Gdy pytano o to, kto odpowiada za taki stan rzeczy, Ministerstwo Zdrowia i NFZ przerzucały się odpowiedzialnością. Fundusz powoływał się na rozporządzenie minister zdrowia, z kolei resort zdrowia twierdził, że to Fundusz źle zinterpretował przepisy. Jeszcze 7 stycznia rano ustami wiceministra Marka Twardowskiego ministerstwo twierdziło, że cała odpowiedzialność leży po stronie Funduszu.

Ale po godzinie 11 podczas konferencji prasowej prezes NFZ Jacek Paszkiewicz i wiceminister Twardowski mówili już jednym głosem. Podczas briefingu całą sytuację tłumaczyli „złą interpretacją” zarządzenia prezesa NFZ przez dyrektorów szpitali i lekarzy. Dostało się też dziennikarzom, że robią z igły widły: wyolbrzymiają liczbę osób, które zostały przez zamieszanie poszkodowane, i tylko straszą pacjentów.

Paszkiewicz powiedział, że nigdy nie wydawał zarządzenia, według którego chemioterapią niestandardową można leczyć jedynie w szpitalach, gdzie pracuje wojewódzki lub krajowy konsultant.

Jednak załącznik nr 3 do zarządzenia prezesa NFZ nr 65/2009, punkt 35, podpunkt 35.1.5, formułujący warunki konieczne do tego, by szpital mógł stosować chemioterapię niestandardową, mówi wyraźnie: „Świadczenia udzielane w miejscu pracy konsultanta krajowego lub wojewódzkiego onkologii klinicznej, hematologii, hematoonkologii dziecięcej, ginekologii onkologicznej – zgodnie ze specyfiką nowotworu”. Lekarze odsyłający pacjentów do domu poprawnie zinterpretowali zarządzenie. Gdyby przyjmowali ich na leczenie, byliby narażeni na zwrot kosztów drogiej terapii, gdyż NFZ mógłby za nią nie zapłacić. Pytany o komentarz Marek Balicki mówi wprost: Na konferencji kłamano.

Korygujący „złą interpretację” komunikat – stwierdzający, że pacjenci będą mogli kontynuować chemioterapię tam, gdzie leczyli się do tej pory – ukazał się na stronie NFZ dopiero we czwartek grubo po godz. 16.00. NFZ ma nadzieję, że to uspokoi pacjentów i zażegna problemy związane z przyjmowaniem na chemioterapię niestandardową.

Należy odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Po pierwsze jak doszło do całego zamieszania? Po drugie kto ponosi za nie odpowiedzialność? Po trzecie co chciano osiągnąć w ten sposób?

Zarządzenia szefa NFZ są formułowane na podstawie rozporządzeń ministra zdrowia i muszą być z nimi kompatybilne. Zarządzenie nr 65/2009 było tworzone na podstawie rozporządzenia w sprawie świadczeń gwarantowanych z zakresu programów zdrowotnych. Wśród warunków leczenia chemioterapią niestandardową nie ma tam ani słowa o konsultantach wojewódzkich i krajowych.

Jak to się stało? Rozporządzenie ministra z dnia 30 sierpnia nie dawało prawa do takiego sformułowania warunków w zarządzeniu prezesa. Ale jego nowelizacja miała już dawać. Zarządzenie najprawdopodobniej tworzono już pod rozporządzenie zmieniające rozporządzenie, w którym w rubryce „warunki realizacji świadczenia gwarantowanego” wpisano: „Warunki wymagane od świadczeniodawców określone zostaną na podstawie art. 146 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych z środków publicznych”. Ten artykuł mówi, że to prezes Funduszu określa te warunki. Zmiana rozporządzenia nie weszła jednak w życie, bo zawarty w nim inny niebezpieczny przepis, uniemożliwiający leczenie chemioterapią niestandardową nowych pacjentów powyżej 18 roku życia, wzbudził skuteczne protesty onkologów.

Odpowiedzialność za prawne zamieszanie i dramat chorych ponosi resort zdrowia. To na podstawie rozporządzeń ministerialnych szef NFZ formułuje swoje zarządzenia, które są podstawą do zawarcia kontraktów między NFZ a szpitalami. Jak mówił na konferencji wiceminister Twardowski, resort zwrócił Funduszowi uwagę na zły zapis 30 grudnia, czyli w momencie, gdy kontrakty są już podpisane.

Do tego dochodzi jeszcze tzw. ustawa koszykowa. Istniejące w niej zapisy wiążą ręce szefowi NFZ, i określanie warunków delegują w kompetencje ministra zdrowia. Co więcej, jedno z rozporządzeń ministerialnych kontrolę nad zarządzeniami określającymi te warunki oddaje w ręce samej minister Ewy Kopacz.

Cały bałagan ma więc charakter systemowy, ale nie wynika z zaniedbań czy braku wrażliwości osób, dla których liczą się tylko ekonomiczne tabelki. Oczywiście jednym ze skutków wejścia w życie zarządzenia szefa NFZ byłyby – dość prostacko rozumiane – oszczędności. Ograniczenie liczby miejsc, w których można leczyć chemioterapią niestandardową z 30 do 16 oznacza mniejszą liczbę obsługiwanych pacjentów, a co za tym idzie – mniejsze wydatki na personel i na leki. Podobną taktykę zastosowano w przypadku dializ: ministerialne rozporządzenie ograniczyło liczbę miejsc, w których można dokonywać dializ w nocy i w święta. Kosztem pacjentów oczywiście.

Cała afera ma dwóch głównych aktorów. Wielkiego obecnego, źródło całego zamieszania: ustawę koszykową. Nie wolno jednak zapominać o tym, że będąca źródłem zamieszania ustawa koszykowa miała być tylko przygotowaniem dla wprowadzenia w Polsce dodatkowych dobrowolnych ubezpieczeń zdrowotnych. Według projektu ustawy koszykowej „zachętą” do wykupowania takich ubezpieczeń miały być brak refundacji niektórych świadczeń i zapisy o „współpłaceniu”. W trakcie prac parlamentarnych „współpłacenie” zostało mocno ograniczone, jednak zapis o pozytywnym koszyku pozostał. Pozytywny koszyk świadczeń, który zastąpił negatywny, dał ministerstwu zdrowia możliwość ustalania, jakie świadczenia będą refundowane. Wszystkie niezapisane w rozporządzeniach ministerialnych nie są refundowane.

Ministerstwo będzie oszczędzać na pacjentach po to, żeby „zachęcić” ich do „dobrowolnych” dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych. Pacjenci będą cierpieć dopóty, dopóki system ochrony zdrowia będzie podporządkowywany logice rynkowej. Jest to wprowadzanie „amerykańskiego” systemu opieki zdrowotnej poprzez dewastowanie publicznych ubezpieczeń. Pod pozorem oszczędności i poza publiczna dyskusją (zarządzenia nie podlegają konsultacjom społecznym) będzie się ograniczać ubezpieczenie publiczne, które w końcu będzie nic nie warte. Zmusi to ludzi do wykupowania ubezpieczeń dodatkowych, które będą pełnić funkcje podstawowych. Zadyma z chemioterapią niestandardową jest tego pochodną: zarządzenie nie zabrania leczenia chemioterapią niestandardową, lecz określa warunki konieczne do podpisania kontraktu i - w konsekwencji - leczenie bezpłatne dla pacjentów. Prywatne kliniki mogą to robić za pieniądze.

Premier wezwał w czwartek na dywanik minister Kopacz i prezesa Paszkiewicza. W ramach pokazowego auto da fé odebrał szefowi Funduszu styczniową pensję. Złośliwie chciałbym zapytać, czy na pewno za to, że wydał groźne dla zdrowia pacjentów rozporządzenie, czy może dlatego, że zrobił to nieudolnie i medialna burza nie dopuściła do wejścia dokumentu w życie. Pytanie, niestety, jest zasadne, gdyż w nocy z czwartku na piątek do szpitali dotarło nowe zarządzenie szefa NFZ. Wynika z niego, że szpitale, które do tej pory miały prawo leczyć chemioterapią niestandardową, nadal mogą podawać te leki. Nie mogą jednak monitorować stanu zdrowia pacjentów, nie mają też kontraktów na samodzielny zakup leków do chemioterapii niestandardowej. Te pacjent musi sobie zdobyć sam.

Jan Smoleński

Tekst ukazał się na www.krytykapolityczna.pl.
 

Krytyka Polityczna

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka