Kristoff104 Kristoff104
100
BLOG

Piractwo a bilety do kina

Kristoff104 Kristoff104 Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Onet podał ostatnio interesujące informacje. Jest to mianowicie roczne (2009) zestawienie najczęściej piraconych poprzez sieć BitTorrent filmów. Opracowanie zresztą podaje dane na podstawie innego serwisu internetowego: torrentfreak.com, tam jednak już nie udało mi się go znaleźć.
Podstawowym elementem jest oczywiście następujące zestawienie:
ranking pobrań filmów z sieci BitTorrent w 2009
Jak widzimy, poza ilością pobrań, podano nam także wielkość przychodów z biletów, osiągniętą przez każdy z filmów. Wykonałem na tych danych bardzo prostą operację – poszeregowałem je mianowicie nie wg pobrań z torrentów, lecz wg pieniędzy:
 
Przerobiony ranking pobrań filmów z sieci BitTorrent w 2009
W tej drugiej tabelce uwzględniłem także numer pozycji w rankingu pobrań, za pomocą kolorów uwydatniając czy dany film jest w nowej tabeli wyżej (czcionka zielona), czy niżej (kolor czerwony), niż był poprzednio. W ten sposób – co warto zaznaczyć – NIE OTRZYMAŁEM rankingu 10 najbardziej kasowych filmów roku o numerze 2009. Gdybym miał taki ranking, prawdopodobnie różniłby się dość znacznie od tabeli jaką wyprodukowałem.
To, co tu mam, to najwyżej tabelka pomocnicza, mówiąca, jaką różnicę widzimy pomiędzy popularnością danego filmu w sieci, a jego popularnością w kinach.
Nie, żeby nie dawało to żadnej wiedzy.
Zauważyłem, że widzowie – piraci, w swych wyborach zachowują się... rozsądniej od tych, którzy decydują się wydać pieniądze w kinie. Oczywiście – rzecz gustu, ale może warto zobaczyć – jakiego gustu. Rzecz jasna nie wszystkie filmy z wymienionych znam, więc moje spojrzenie może być trochę skrzywione. No, ale do rzeczy.
Otóż, jeśli przyjrzymy się tabelom, możemy odkryć rodzaj zależności, prawie reguły. Hitami kasowymi w kinach są przede wszystkim te filmy, które jako hity kasowe można zaplanować. Na przykład takie odgrzewane kotlety, jak kolejna część X-mena czy Harrego Pottera (w moich zestawieniach największa różnica na korzyść kina przypada właśnie Harremu). Przy tym są to raczej kolorowe widowiska z efektami niż twory obdarzone ciekawą treścią. Takiego Heńka Pottera tłumaczyć nie trzeba. Zarówno film, jak i poprzedzające go książki są tak popularne, że fabułę znamy wszyscy, czy chcemy czy nie. Na ten film trudno wybrać się, licząc na niespodziewane zwroty akcji, bo wszystkie będą spodziewane. Za to popatrzeć sobie można (choć osobiście nie lubię stylu, w jakim pokazywano poprzednie części, no ale ja oglądałem to tylko w tv...). I można wybrać się z dziećmi. Taka rodzinna impreza.
Co innego torenciarze.
Dla nich, zdaje się, mniej liczą się efekty widowiska, drogie efekty specjalne, bo w warunkach oglądania domowego i tak rzadko dysponujemy naprawdę wielkim ekranem. Niekoniecznie też musi to być jakiś „rodzinny” film. Wyjście do kina – to poza wydatkami na bilet i dojazd, zazwyczaj także impreza towarzyska – zabiera się znajomych, żonę, czy dzieci. Do takich klimatów najlepiej pasują rzeczy lekkie, łatwe i przyjemne. Oglądanie w domu też może być taką zabawą, ale nie musi. Ludzie oglądają filmy w samotności, co w kinach się zdarza dość rzadko. Dla takich odbiorców może nabrać znaczenia coś więcej niż tylko ładny wygląd. Można im dać dokładność wykonania, by można cieszyć się oglądaniem tego samego 10 razy, można dostarczyć fabułę, dramaturgię, oraz sceny które sprawią, że produkcji nie będzie się już dawało nazwać „rodzinną”. No właśnie, na filmy rodzinne u widzów internetowych jest mniejsze zapotrzebowanie.
W dodatku z sieci film ściąga się nie zawsze po to, by go obejrzeć (podobnie zresztą, nie zawsze po to kupuje się wydanie DVD). Czasem zasysa się po to, by go MIEĆ. Oczywiście wiąże się to z oglądaniem, albo przynajmniej możliwością oglądania, ale to oglądanie nie jest celem jedynym. A po co poświęcać transfer i miejsce na dysku, by mieć coś, co ogląda się tylko raz, a i to lepiej w kinie z kumplami, a potem już nie trzeba?
Moje teorie potwierdza nie tylko przerobiona przeze mnie tabelka, ale też i np. fakt, że taka „Epoka lodowcowa 3”, kasowy hicior, wśród filmów pociągniętych torentem, znalazła miejsce poza pierwszą dziesiątką. W drugą stronę – „RocknRolla” - rzecz o gangsterach, okupująca dalsze miejsca rankingu przychodów, objawiła się w pierwszej dziesiątce downloadów.
Jedynym wyjątkiem, a przynajmniej jedynym, o którym mogę coś powiedzieć, jest Star Trek. Spójrzmy – wylądował w czołówce, na nieodległych pozycjach, w obu rankingach. W dodatku, mimo że jest bardzo efekciarski, trochę wyżej cenią go piraci, niż kinomani. I chyba wiem dlaczego. Napisałem, że w kinie przyciągają widzów widowiska, najlepiej nastawione na oglądanie grupowe, w sieci natomiast pozycje odrobinę ambitniejsze, dostosowane do potrzeb . Star Trek jest natomiast i jednym i drugim.
No, ok, ok! Nie chciałem powiedzieć, że to ambitne kino. Ma po prostu wartość dla ściągających. I nie tkwi ta wartość w samym filmie. Otóż jest to jedyny w zestawieniu prawdziwy serial, i to serial mający rzesze fanów. Przypomnijmy: samych pełnometrażowych „Treków” jest już 11. A zaczęło się wszystko od serialu. Potem było seriali jeszcze kilka. Jeśli jesteś fanem „Treka”, to w zasadzie najmniejszą jednostką jaką się posługujesz, jest np. „wszystkie sezony The Next Generation”. Nieważne że niektóre odcinki są kiepskie i nudne. Występują razem z pozostałymi i nawet jak sobie odświeżasz serial, to też je oglądasz, żeby było po kolei. Konkretny serial stoi na konkretnej, odkurzanej półce, ma swoje miejsce i wagę. Mniejsze „pakiety” nie mają sensu.
Podobnie z pełnometrażówkami. 11 odcinków to już niemal cały miniserial. Jeśli masz już 10 poprzednich kawałków, to kolejny chcesz posiadać tylko dlatego, żeby mieć komplet. Mieć 10 części, to jak posiadać niepełny zestaw klocków LEGO. Niby dalej możesz się bawić, ale to już nie to.
Star Trek” ma grupę oddanych fanów, którzy obejrzą w kinie film, nawet gdy im się nie podoba, a później będą chcieli go posiadać.
No dobra, wróćmy do tego, co widać w tabelkach.
Okazuje się, że poprzez nowe kanały dystrybucji, do jakich należy ściąganie poprzez sieć, dociera się do nieco różnych grup widzów. Albo przynajmniej – zaspokaja się nieco odmienne ich potrzeby. Ciekawe czy producenci filmów będą się do tego dostosowywać. A może nawet nie „czy”, tylko „kiedy”?
PS
Gdyby kto chciał zająć się liczbami (na blog mogłem wrzucić tylko obrazki), to skopiowane z tabelki w onecie dane, wraz z przekształceniem są dostępne tutaj. Wprawdzie tylko część roboty jest wykonana, ponieważ do rozsądnego formatu sprowadziłem tylko dolary, liczba pobrań to dalej tylko „tekst”; mi to wystarczyło.
Kristoff104
O mnie Kristoff104

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości