Widocznie naprawdę nie ma większych problemów. Dług publiczny spada, perspektywy emerytalne serca radują, rząd zarządza, Sejm reformuje, CBA ściga, a naukowcy prym w świecie wiodą. Tak być musi, skoro od wczoraj tematem nr 1 jest dla opozycji identyfikacja ciała Lecha Kaczyńskiego.
Wiele próbowałem pojąć lub po prostu ignorowałem, ale tego - nie umiem. Mój prywatny "okres ochronny" dla Jarosława Kaczyńskiego właśnie się skończył. Oto przez 250 dni milczał, by nagle obwieścić, że ciała nie rozpoznał. Już pędzi Joachim Brudziński, by obwieścić, że milczenie owo było od początku oznaką wątpliwości, a ich rozwianie to dziś nakaz nr 1, "kwestia racji stanu".
Oto pędzą blogerzy w s24, by tezę tę podeprzeć, a winą obarczyć "Gazetę Wyborczą". Na czym miałaby ta wina polegać - także pojąć nie potrafię. Chyba, że "Gazeta" wraz z rządem i Rosjanami przez osiem miesięcy ukrywała przed Jarosławem Kaczyńskim jego własne wrażenia z pierwszych dni po smoleńskiej tragedii. Do takiego bowiem absurdu prowadzić musi obecne stanowisko PiSu.
