krzysztofmroczko krzysztofmroczko
119
BLOG

W środku legendy

krzysztofmroczko krzysztofmroczko Kultura Obserwuj notkę 0

 Peter Hook, Nieznane przyjemności - Joy Division od środka

 

Joy Division to zespół, który ma dla mnie ogromne znaczenie. Tyle lat słuchania i wciąż jeszcze słucham go na kolanach. Dwie płyty, epka, parę singli, sporo koszmarnie nagranych (i zagranych!) koncertów. I legenda wokalisty, co się powiesił w szafie. Tak czy siak, wspaniała muzyka na listopad.

Książka Petera Hooka, basisty Joy Division, różni się mocno od innych na temat zespołu. W przypadku tych pisanych przez dziennikarzy muzycznych to dość oczywiste, wszak historia opowiedziana przez świadka zawsze będzie się różniła od tego, co napiszą obserwatorzy z boku lub piszący po latach. Różni się też oczywiście od Przejmującego z oddali, autorstwa Deborah Curtis, żony Iana Curtisa. To też zrozumiałe, wszak opowieść żony pozostawianej w domu musi być odmienna od tego, co zapamiętał z tras członek wydarzeń. Sam Hook ma tego świadomość, pisząc kilkukrotnie o tym, że to jest „historia taka, jaką zapamiętałem”, takimże mottem rozpoczynając całą książkę. A biorąc pod uwagę rosnące spożycie alkoholu i innych używek, mógł coś przegapić, prawda?

Właśnie – prawda. Czy w ogóle coś takiego jest możliwe? Pytanie raczej retoryczne, szczegółową odpowiedź pozostawmy raczej filozofom, szczególnie tym zajmującym się filozofią dziejów. Pozostańmy przy opowieści faceta, który miał okazję współtworzyć jeden z najbardziej legendarnych zespołów nie tylko brytyjskiej sceny muzycznej końca lat 70. ubiegłego wieku. Człowiek-legenda w tym przypadku nie jest żadną przesadą, tym bardziej że to właśnie charakterystyczne brzmienie basu stało się jedną z przyczyn ciągłej popularności Joy Division.

Peter Hook, Joy Division od środka

Peter Hook, Joy Division od środka

Książka jest, jaka jest, niczego nie udaje, nie przybiera póz. Demistyfikuje nieco legendę Iana Curtisa, ale czyni to z sympatią i ogromnym wyczuciem. Ikona rocka niezależnego jest tu przedstawiona jako żywy człowiek, normalny młody facet, który chce po prostu fajnie się bawić. Jest też i depresyjna nuta, a jakże, ale również opisana w sposób budzący sympatię czytelnika. Peter Hook nie boi się wspominać o tym, że pozostali (przy życiu) członkowie zespołu czy też ludzie współpracujący z nimi są w dużym stopniu odpowiedzialni za samobójczą śmierć wokalisty. Schorowany, rozdarty między rodzinnymi powinnościami wobec żony i małej córeczki z jednej a chęcią życia w sposób właściwy gwiazdom rocka, Curtis wmawiał kolegom, że jest z nim dobrze, a oni przechodzili nad tym do porządku dziennego. Nawet wówczas, gdy dostawał ataków padaczki podczas każdego niemal koncertu. Oczywiście, basista zespołu sam niejednokrotnie przyznaje, że bycie mądrym po szkodzie jest idiotyczne. Niemniej jednak widać, że trzydzieści lat nie zdołało do końca zmazać swoistego poczucia winy. To chyba dość powszechne wśród bliskich osób, które odeszły śmiercią samobójczą.

Dużą wartością tej książki są kalendaria i opisy poszczególnych utworów na obu albumach grupy. Wszystko to trochę kronikarskie, mocno pisane „pod fanów”, ale niemniej jednak miłe i potrzebne. Po stronie minusów zaś należy odnotować rzeczy zawinione nie tyle przez autora, co przez wydawnictwo Bukowy Las. Ja rozumiem, że oryginalny tytuł czasem się zmienia i że ze względów marketingowych lepiej było umieścić nazwę zespołu na pierwszym miejscu, ale jednak mam pewien niedosyt. Zwyczajnie nie wiadomo, jaki jest prawdziwy tytuł tej książki, co widać w sieci, gdzie znajdziemy obie wersje tytułu. Podobnie rzecz się ma z pracą tłumaczki – nie czytałem książki w oryginale, Peter Hook sam wspomina swoje braki w wykształceniu, ale jednak pewne zdania odznaczają się topornością właściwą jedynie kalkom gramatyki angielskiej w języku polskim. Na szczęście nie ma ich zbyt wiele.

Musze przyznać, że unikałem tej książki przez dość spory czas. Wolę chyba raczej te pisane przez osoby z zewnątrz, wolne od osobistych wycieczek i wywlekania dawnych brudów, jak czynił to choćby były basista Jimiego Hendrixa. Podobnych rzeczy spodziewałem się po Nieznanych przyjemnościach. Faktem jest, że kilka akapitów, rozsianych tu i ówdzie w treści książki, nie do końca przekonuje o bezstronności Petera Hooka. Sam autor ma jednak tę świadomość, pisze wprost o animozjach przeszłych i obecnych wśród byłych kolegów z zespołu. Za takie samokrytyczne spojrzenie, za tę cywilną odwagę przyznania się do własnych słabości należy się – albo przynajmniej powinien należeć się – szacunek. I tego muzykowi Joy Division nie odmawiam. Szczerość i dystans do samego siebie są chyba cechą główną tej publikacji.

Lektura Nieznanych przyjemności jest jednak dużą przyjemnością. Nie wiem, czy książka w jakiś sposób zainteresuje osoby spoza kręgu fanów zespołu, choć może być doskonałym wstępem do zapoznania się z twórczością. Wiem za to na pewno, że dla wszystkich tych, dla których muzyka Joy Division jest w jakiś sposób ważna, to lektura po prostu obowiązkowa.

P.S. Mój osobisty faworyt wśród piosenek Joy Division

 

Wrocławianin z urodzenia i przekonania. Myślę szybko, nie owijam w bawełnę. Nadal wierzę w dziennikarstwo obywatelskie, dlatego prowadzę portal osiedlowy Wrocław Leśnica Info. Tutaj już nie piszę o polityce, zostawiam to hunwejbinom i sekretarzom. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura