ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka
134
BLOG

Znakomita firma

ks. Artur Stopka ks. Artur Stopka Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Młody siedział na metalowym krzesełku z tak nieszczęśliwą miną, że nie sposób było przejść obojętnie. Całym swoim wyglądem budził współczucie. „Muszę zmienić pracę” – zadeklarował, atakowany pytającymi spojrzeniami. „Co się stało?!” – spanikowała natychmiast jego potencjalna teściowa. „Przecież tak się cieszyłeś, że udało ci się dostać właśnie do tej firmy” – przypomniała mu na wszelki wypadek, gdyby sam nie pamiętał.

Fakt. Cieszył się jak dziecko, gdy niecały rok temu udało mu się dostać pracę w pewnej znanej, wielkiej firmie. Niektórzy z nas, zebranych pod ogromnym ogrodowym parasolem, pamiętali, jak bardzo mu zależało, aby właśnie tam się dostać. Naprawdę się postarał. „Nie chcę pracować w jakiś byle firemce. Szkoda moich zdolności i wiedzy” – mówił bez fałszywej skromności, gdy niektórzy zarzucali mu, że na zbyt wysokiego konia usiłuje od razu wskoczyć. A ci, którzy mieli pojęcie o branży, w którą się chciał zaangażować, kiwali głowami, że naprawdę jest dobry i nie powinien mieć problemów z zatrudnieniem w dużym, prestiżowym przedsiębiorstwie. Nie miał. Od razu się połapali, że będą mieli z niego pożytek i zatrudnili go na całkiem korzystnych warunkach.

Pamiętam, że wtedy, ponad rok temu, moją uwagę zwróciło, jak bardzo idealizował tę swoją wymarzoną firmę. Cytował całe passusy o tym, jak świetnie jest tam zorganizowana robota, jakie znakomite panują relacje między pracownikami, jak doceniania jest kreatywność i zaangażowanie. Kusiło mnie, żeby mu wylać co najmniej szklankę lodowatej wody realizmu na rozpalony łeb wyobraźni, ale jakoś się na to nie zdobyłem.

„W czym problem? Czemu chcesz odejść?” – zapytał rzeczowo nasz gospodarz, zaliczany do grupy tak zwanych średnich przedsiębiorców. Młody zrobił tak smutną minę, że jego dziewczyna złapała go za dłoń, aby udzielić mu wsparcia.

„Bo to wszystko jest nie tak, jak sobie wyobrażałem. W moim dziale najwięcej do powiedzenia mają niekompetentni lenie, każdy każdego stara się podgryźć, a efektywność mamy na poziomie najwyżej połowy tej, jaka być powinna i jaka by być mogła” – powiedział żałośnie. „Nie chcę tam dalej być. Bardzo się zawiodłem. Poszukam czegoś innego albo założę własną działalność” – oświadczył płaczliwie. Dziewczyna ścisnęła mu dłoń z całej siły. Aż jej kostki zbielały.

„A ja ci radzę, żebyś wytrzymał” – odezwał się nagle profesor, który zgodnie ze swoim zwyczajem milcząco przysłuchiwał się rozmowie i tylko przez cały czas popijał przez słomkę mrożoną kawę, siorbiąc przy tym denerwująco. Młody popatrzył na niego z niedowierzaniem, a mnie się przypomniało, że profesor od lat współpracuje z tą firmą. „Jak tam dłużej pobędziesz, to zrozumiesz, dlaczego mimo wszystko jest to znakomita firma” – dodał profesor i dokończył mrożoną kawę wyjątkowo głośnym siorbnięciem.

Dlaczego postanowiłem opowiedzieć tę historię? Dlatego że ktoś mnie niedawno poprosił: „Mógłby ksiądz kiedyś poruszyć pewną smutną prawidłowość. Dlaczego im człowiek jest bliżej instytucji kościelnej, tym większej potrzebuje wiary w Boga?”. A ja, jak wiadomo, chętnie piszę felietony na zamówienie. stukam.pl


Tekst wygłoszony na antenie radia eM

Dziennikarz, który został księdzem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo