Jeszcze nie do końca wygasły kłamstwa Katarzy Kolendy-Zaleskiej z TVN, która bezczelnie kłamała, jakoby na wiecu z okazji miesięcznicy smoleńskiej Jarosław Kaczyński miał powiedzieć o rządach "prawdziwych Polaków".
Pamiętacie Państwo te głosy oburzenia czerwonoróżowego salonu, w tym Julii Pitery? Aż tu potem nagle okazało się, że Katarzyna Kolenda-Zaleska z TVN "przesłyszała się" do tego stopnia, iż okazało się, że Jarosław Kaczyński w ogóle nic nie pisnął o rządach "prawdziwych Polaków", ani nawet nic znaczeniowo choćby zbliżonego.
Mieliśmy zatem do czynienia z absolutnym kłamstwem, które słusznie zostało zapamiętane. Tyle że zostało zapamiętane nie Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej z TVN, lecz... Jarosławowi Kaczyńskiemu z PiS. Można było się o tym przekonać wczoraj i dzisiaj, gdy w ślad za Kolendą-Zaleską żwawo podążył Radosław Sikorski (dla niewtajemniczonych - Pierwszy Dyplomata w rządzie Premiera Tysiąclecia), a internauci w komentarzach na portalach przypominali, że o. Tadeusz Rydzyk nie był oryginalny, bo niedawno słów o rządach "prawdziwych Polaków" nadużył Jarosław Kaczyński.
Jak napisał Łukasz Warzecha, podobnego zarzutu wobec o. Rydzyka użył Sławomir Nitras - eurodeputowany PO, który dorobił do sformułowania o rządach "prawdziwych Polaków" tradycyjną ideologię, czyli w swojej wymowie antysemicką, no bo czymże jest zarzut rządów Polską innej niż polska narodowości.
Jak się okazuje, oryginalne słowa o. Tadeusza Rydzyka brzmią tak:
"Tragedią Polski jest to, że od 1939 roku Polską nie rządzą Polacy. Nie chodzi tu o krew ani przynależność. Oni nie kochają po polsku, nie mają serca polskiego".
Słowa te znaczą ewidentnie coś innego. Można się z nimi zgadzać lub nie, lecz jeśli one mają budzić oficjalne protesty, to równie dobrze rządowe protesty mogą spowodować moje słowa: Polską rządzą obecnie ludzie, którzy w ogóle nie czują bieżących polskich interesów ani polskiej racji stanu.
Wyrywając z kontekstu czyjekolwiek słowa można udowodnić wszystko. Najpierw zrobiła to Katarzyna Kolenda-Zaleska, dziennikarka - mówiąc oględnie - niezbyt rozsądna. Teraz czyni to środowisko PO. Wynika stąd wniosek, że walka o wolność słowa weszła jednak w etap orwellowskiej myślozbrodni, którą wcześniej popełnił Jarosław Kaczyński, a teraz o. Tadeusz Rydzyk.
Przy okazji wyszła też inna sprawa. Akurat teraz w wiadomościach TVN kpili sobie z tego, że najpierw o. Rydzyk był przeciwny UE, a teraz ma czelność jeździć do Brukseli i krytykować państwo polskie. Jakoś nie przypominam sobie, by ci sami dziennikarze protestowali, gdy w latach 2005-2007 śp. Bronisław Geremek wypowiadał w lewicowej prasie zachodnioeuropejskiej negatywne słowa o polskim rządzie. Podobnie czynił Adam Michnik żaląc się w El Pais na rządy PiS. Wtedy było to OK, bo rządził PiS, dzisiaj jest nadużyciem, bo rządzi PO.
Najśmieszniejszy jest zarzut, że o. Rydzyk jeździ do Brukseli, mimo że wcześniej był przeciwko UE. No i co z tego? Jaki to argument! Do czasu przyjęcia do UE każdy polski obywatel miał prawo być za, przeciw, wstrzymywać się, siedzieć cicho itp. Potem do UE wstąpiła cała Polska i od tej pory każdy obywatel ma dokładnie takie same prawa w stosunku do UE, zarówno ten, który był i jest w 100% przeciwko UE, jak i ten, który od samego początku był w 100% za. Przeciwne rozumowanie, tj. odmawianie komukolwiek prawa, które przysługuje innym, nazywa się wykluczaniem. To takie trudne do zrozumienia?
http://lukaszwarzecha.salon24.pl/318233,wolnosc-slowa-w-rozsadnych-granicach
