Wielka pompa i co dalej? Prezydencja miała stać się formą najlepszej promocji Polski i podniesieniem jej rangi wśród krajów unijnych. Taki był przekaz dnia dla lemingów. Prawda zaś jest taka, że niezależnie, kto "sprawuje" prezydencję, Unią Europejską rządzą Niemcy z Francją. Czy to byłby Tusk, czy Kaczyński różnice nie byłyby zasadnicze. Owszem, przewiduję większą aktywność po stronie Kaczyńskiego, który nie harata w gałę, a w związku z tym ma więcej czasu dla Polski. No i Kaczyński rzadziej otwierałby drzwi przed Angelą. Ale generalnie prezydencja to lipa w najczystszej postaci.
Zupełnie niepotrzebnie wlazłem na stronę internetową polskiej prezydencji. A tam przeczytałem m.in. następujące aktualności:
List premiera Donalda Tuska do unijnych przywódców - ale czy do wysłania listu potrzebna prezydencja?
Ozonowa poduszka bezpieczeństwa (o spotkaniu w Montrealu) - nie wiedziałem, że Kanada jest już w UE
Dialog ze społecznością żydowską w Waszyngtonie - no, to musi być najważniejsze dla polskiej prezydencji!
Wizyta ministra Sikorskiego w Pakistanie i Afganistanie - czy UE poszerza się w tamtą stronę?
2 sierpnia - Dzień Pamięci o zagładzie Romów i Sinti - to akurat jest istotne.
Generalnie - nudy na pudy z małymi wyjątkami. Przewiduję, że na miesiąc przed wyborami ruszy ostra kampania informacyjna (przypomną się czasy PRL), która przypadkiem zakończy się dzień po wyborach. Dowiemy się, jacy jesteśmy ważni i po ile poklepań na każdą łopatkę otrzymał nasz premier Tusk, bo to miara najwyższego uznania dla Polski.