Jak wieść gminna na Priwiślu niesie, są dwa rodzaje wódki: dobra i bardzo dobra. Nie ukrywam, że teoria ta jest mi bliska – jej akuratność i prostota wprost zbijają z nóg. (Ach proste definicje, proste myślenie, proste życie...) Jednakowoż warto czasami zwrócić uwagę na subtelności w naturze rzeczy...
Wszyscy znamy ów słynny rym - wódka/śledzik. Ja zaproponuję inny – wódka... imbir.
Okazuje się, że jedna z najstarszych azjatyckich przypraw (podobno właściwości imbiru znane były już autorom chińskich ksiąg medycznych z 2700 r. a. Ch. n.) doskonale komponuje się z mocnym, jak najbardziej polskim, alkoholem. Skąd to wiem? Trafiłem na pewien regionalny produkt – anonsowaną w tytule Zozworówkę.
Imbir w gwarze beskidzkiej określany jest mianem „zozworu” – właśnie w góralskich domostwach powstała receptura na wódkę imbirową, która, do dzisiaj bacznie strzeżona, przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Miód, rozmaryn, naturalne kłącze imbiru... Ostrawy, ale niezwykle orzeźwiający, „czysty” smak na długo pozostaje w pamięci. Azjaci twierdzą, że imbir wywołuje „ogień” w ciele człowieka. Proszę sobie wyobrazić, jaki ogień wywoła u Państwa imbir rozpuszczony w okowicie...
Zachęcam do poszukiwań, polecam spożycie.
(Imbir do beskidzkich górali przywędrował wojenną ścieżką, wraz z koczowniczymi Azjatami: Scytami (VI- V w. a. Ch. n.), Hunami (V w. a. Ch. n. ), Tatarami (XII - XVII w. p. Ch. n). A że górale talent do wytwarzania i smakowania trunków mają...)