Polityka prowadzona przez największą partię opozycyjną jest dla mnie totalnie niezrozumiała. Często odnoszę wrażenie, że Kaczyński zawarł z Tuskiem jakieś tajne porozumienie, na mocy którego stara się on usprawiedliwiać każdą kompromitację obozu władzy szukając w swoich szeregach kreta.
Zaufanie do Kaczyńskiego i jego otoczenia straciłem w ostatnim tygodniu kampanii parlamentarnej z 2011, w którym przewrócono do góry nogami centrową i wyważoną narrację budowaną przez kilka miesięcy. Nagle ni stąd ni zowąd Kaczyński pokłócił się z Lisem na oczach 5 mln lemingów, udzielił wywiadu pismu dla lemingów Newsweek Polska oraz oskarżył Merkel o kontakty z KGB. Wydając książkę w trakcie kampanii tylko totalny idiota pozostawiłby podobny wpis, który posłużył agentom i szpiegom do rozpętania skutecznej medialnej nagonki. Co gorsza kiedy miał możliwość wyjścia z zaistniałej sytuacji wolał retorycznie pytać funkcjonariusza TVN „czy jest Polakiem?”. Zamiast głupiej, prymitywnej i zgranej antyniemieckiej retoryki można było lepiej użyć taniego liberalizmu oraz populizmu podejmując w ostatnim tygodni temat „kary śmierci” , którą – według różnych badań - popiera około 80% Polaków.
W partii Kaczyńskiego brakuje ludzi młodych, energicznych i pomysłowych, zamiast tego promowani są skompromitowani w mediach politycy tacy jak: Karol „meleks” Karski, Adam „Beger” Lipiński czy Ryszard „Francis” Czarnecki.
Przytakiwanie Kaczyńskiemu stanowi „modus operandi” środowiska prawicy i pozostawiam je ludziom starym, pozbawionym wyobraźni, którzy w każdym szaleństwie odnajdą ukryte, boskie intencje „wodza”. Ja niestety takich intencji nie widzę i wazeliny lać nie zamierzam. Kaczyński i jego środowisko to nic innego jak pionki, które należy skutecznie wykorzystać w celu odsunięcia rządzącej mafii od władzy.
Kaczyński bez władzy nie jest dla mnie żadnym autorytetem i nie jest mi do niczego potrzebny. Tym bardziej Rysio „chorągiewka” Czarnecki i jemu podobni.