Lewastronamocy Lewastronamocy
1307
BLOG

Smoleńsk, a Polska brunatna

Lewastronamocy Lewastronamocy Polityka Obserwuj notkę 21

Nie, nie będzie spekulacji na temat powiązań Prezesa Kaczyńskiego ze skrajną prawicą. Paradoksalnie nie będzie nawet większych pretensji do PiS i całego otoczenia tej partii. Są oni tak przewidywalni, że nie ma większego sensu, aby poświęcać im więcej czasu. Mają swój hermetyczny świat, którego nie próbuję nawet zrozumieć.

W kontekście Smoleńska ostatnio coraz więcej pretensji można mieć nie do największej partii opozycyjnej, lecz paradoksalnie do rządzących. Dwa lata i kilka dni minęło od tragicznego poranka, podczas którego Polska płakała - niezależnie od wyznawanych idei i poglądów w smutku pogrążony był każdy. Gorzej było później. Niekończące się spekulacje, komisje, dowody i wrzutki medialne. Wszystko przemieszane ze sobą niczym w bardzo niesmacznej potrawie.

Władzy można było dać trochę czasu na kompleksowe wyjaśnianie przyczyn katastrofy. Czas taki otrzymała i tak naprawdę niewiele wyjaśniła. Brak dobrej polityki informacyjnej ze strony rządu, prokuratury i Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych może mieć opłakane skutki, których większość z nas nie jest sobie w stanie wyobrazić. Wskazał na to w najnowszym wydaniu "Wprost" Ludwik Dorn. Dorn, do którego jest mi politycznie niesamowicie daleko, ma jednak w wielu kwestiach rację.

Polacy po dwóch latach nie otrzymali odpowiedzi na wydawałoby się kluczowe pytania. Rosną spekulacje, chore teorie i coraz głośniej wybrzmiewają nawet najbardziej absurdalne opinie, które byłyby wstydem głosić jeszcze kilka miesięcy temu. Dziś wstydem już nie jest, bo skoro Platforma milczy, a prokuratura nie odpiera pseudonaukowych ustaleń pseudokomisji, ludzie zaczynaja myśleć, że może faktycznie w sprawie Smoleńska jest coś nie tak.

Wyobraźmy sobie sytuację, że za rok, dwa dalej będziemy tkwili w punkcie obecnym. Dorn słusznie zauważył, że lata 2013-2014 to czas bez wyborów, a co za tym idzie kampanii wyborczych. Kampanii, które z reguły są wylewaniem na siebie pomyj, mają jednak jedną bezcenną funkcję. Społeczeństwo może wówczas dać upust swoim emocjom i bolączkom, nieco wyrzucając z siebie wątpliwości i frustracje. Przez najbliższe lata okazji takich nie będzie. Frustracje będą narastać, a społeczeństwo coraz częściej będzie manifestowało swoje niezadowolenie.

Masowe, wielotysięczne manifestacje są świetną pożywką dla taniego populizmu i tutaj zaczynamy część o "Polsce brunatnej". Jeśli Platforma dalej będzie rządziła naszym krajem w taki sposób, jak w minionych miesiącach, nasze społeczeństwo zacznie szukać oferty wśród bardziej radykalnych. Tych, którzy będą tych mniej wykształconych karmili bredniami o "burdelu", "chaosie" i "konieczności rozliczeń". Korzystając okazji naiwny Jarosław Kaczyński i jego środowisko znów zaczną wchodzić w egzotyczne, stadionowe sojusze, wierząc, że zyska się tym poparcie niezbędne do zrealizowania swoich politycznych celów.

Dziś obraz radykalizacji społeczeństwa wydaje się niewiarygodny. Nie podpisze się pod nim żaden ekspert od marketingu politycznego ani politolog. Bo przecież są sondaże, bo Polacy mają dość Smoleńska, bo Kaczyński jest niewybieralny. Dziś jest niewybieralny, ale jutro wcale tak być nie musi. Wystarczy wybrać się na Krakowskie Przedmieście w czasie rocznicy, miesięcznicy, czy innej PiS-owskiej manifestacji. Obok "moherowych beretów" widzimy coraz więcej młodej tzw. "klasy średniej". Grupy wokół, której Kaczyński będzie chciał budować poparcie. Będzie to robił skutecznie, jeśli w końcu rządzący nie wyrwą się z apatii, ośmieszając publicznie, poprzez merytoryczną debatę wszelkie pseudoanalizy Macierewicza i jego komisji. Milczenie nic tu nie daje.

Jeśli tak się nie stanie, obok moherów i PiS-owskiej "klasy średniej" zaczną ramię w ramię maszerować coraz śmielej kibice czy radykałowie, których ostatnie wyczyny chociażby z Białegostoku obiegają nasze media. Ci, dla których język PiSu będzie zbyt mało radykalny przerzucą się na "NOP-y, ONR-y" i inne organizacje, które z każdym miesiącem rosną w siłę. Nie wyobrażacie sobie parlamentu, w którym obok 35% PiSu wchodzi 10-15% grupa nacjonalistów, która przymierza się do zwarcia szyków i zjednoczenia? Nie wyobrażacie sobie Sejmu ze słabą, opozycyjną Platformą i lewicą, która w grupie 30-40 posłów będzie sobie pokrzykiwała w otoczeniu prawie 100 łysych panów, odzianych w garnitury? Nie wyobrażajcie sobie więc dalej. Kilkanaście lat temu nikt nie wyobrażał sobie, aby partia Leszka Millera, która w polskiej polityce rządziła i dzieliła mogła walczyć o życie. A jednak się stało...

Bezpartyjny. "Na lewo od PO"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka